- Gapisz się na mnie-szepnął Lucas, czując wzrok przyjaciółki wbity w niego nieprzerwanie od kilku minut.
- Wcale nie-stwierdziła Black, nie spuszczając go z oczu.
- Tiana...-westchnął.Wiedział, że chciała z niego wyciągnąć jak najwięcej. A w tamtym momencie miała do tego idealną okazję. Od kilku miesięcy próbowała go skłonić, by coś powiedział, jednak on był nieugięty. A teraz, kiedy Adrian i Venus sprzeczali się przy pani z wózkiem jakie słodycze kupić na resztę podróży do Londynu, liczyła, że w końcu może się jej udać.
- Wiem, że od rozmowy na temat inklinacji czytasz z moich uczuć-oznajmił, wbijając wzrok w krajobraz przemijający za oknem pociągu.
- Nie wiem o czym mówisz-odparła, głaszcząc Leo na swoich kolanach.
- Doskonale wiesz.
- Czemu tak bardzo interesują cię Rosier'owie?-spytała po chwili ciszy.-I dlaczego jesteś do nich tak źle nastawiony? Wiesz, że możesz mi wszystko powiedzieć, prawda? Możesz nam wszystko powiedzieć-poprawiła się, patrząc za drzwi ich przedziału.
- Nie jestem do nich źle nastawiony-powiedział.
- Kłamiesz. Jesteś na nich wściekły. Na nich, albo na mnie, bo zapytałam.
- Co!?-zdziwił się, patrząc na brunetkę.-Nie. Nie jestem na ciebie zły. Ja po prostu... Nie ważne-bąknął.
- Luke-powiedziała Black, nachylając się i kładąc mu dłoń na kolanie.W jego oczach malowały się pierwsze łzy, a emocje trząsły nim na tyle mocno, że zdawał sobie sprawę jego niemocy do utrzymania się bez płaczu.
- Lucille-oznajmił.-To imię mojej matki. Była starszą siostrą Evan'a Rosier'a i ją wydziedziczyli, bo wyszła za mojego ojca-powiedział.-Brzmi znajomo, co?
- Nawet nie wiesz jak bardzo-westchnęła ślizgonka.-Dlaczego nie mówiłeś? Wszyscy mamy jakieś problemy, wiesz? Adrian, ja... Chętnie byśmy ci pomogli, jeżeli tylko byś chciał.
- Sytuacja jest dziwna, Tia-mruknął.-Kiedy McGonagall przyszła po mnie do sierocińca, opowiedziała mi zarówno o McKinnon'ach jak i o Rosier'ach. Nie powinienem mieć nic, a dostałem cały skarbiec złota w Gringocie. Drzewo mnie uznaje, co nie powinno mieć miejsca.
- Czasami tak już... Po prostu jest-powiedziała brunetka, cofając dłoń.
- Wiesz dlaczego, prawda?-spytał.-Ja... Ja tego nie rozumiem. Ale ty chyba tak. Możesz mi to...
- Mamy Musy-Świstusy!-krzyknął Adrian, wchodząc do przedziału.-I fasolki Barty'iego Bott'a!Venus pokręciła głową z politowaniem, zajmując miejsce obok Tiany i wręczając jej czekoladę. Ciemnowłosy ślizgon zasiadł koło Lucasa, który od momentu przesunięcia się drzwi, ponownie wpatrywał się w krajobraz za oknem.
- Są też ciastka z truskawkami-powiedziała blondynka, kładąc opakowanie na małym, wysuwanym spod okna stoliczku.-I jest tak gorąco, że pani z wózkiem nabyła nawet lody.
- Miała nawet gruszkowe! Wierzycie w to? Grusz-ko-we...
- Pucey-wcięła się krukonka, patrząc na niego surowo.-To tylko jedzenie.
- Ale jakie dobre!
- Daj spokój, Vee-odezwał się Lucas.Chłopak odwrócił głowę i nie było po nim ani śladu zakłopotania czy łez. Uśmiechnął się głupkowato, jak to miał w zwyczaju i sięgnął po ciastka. Skinął jej głową, wiedząc, że kupiła je specjalnie dla niego. W końcu puchon ubóstwiał truskawki.
- Zaspał na śniadanie to się teraz będzie ekscytował-dodał, pochłaniając dwa ciastka na raz.
- Nie zaspałbym, gdyby nie to, że trytony przez całą noc waliły mi w szybę-obruszył się brunet, trzymając swój rożek z lodami i ukradkowo próbując dosięgnąć do nich językiem.Venus parsknęła śmiechem, widząc nieudane próby chłopaka i prawie upuszczając swój waniliowy rożek. Podała Tianie rożek z sorbetem wiśniowym, a za jej przykładem poszedł Adrian, który oddał lody truskawkowe McKinnon'owi.
Śmiech, żarty, zabawy i przepychanki. Zarówno te słowne, jak i wręcz przeciwnie. Zdawało się, że wszystko było normalnie, jednak tylko sprawne oko byłoby w stanie zauważyć ukradowe spojrzenia jakie McKinnon rzucał w kierunku Tiany i jakie Black rzucała w kierunku Lucasa.
- Dojeżdżamy!-oznajmił Adrian.
- Już nie mogę się doczekać-uśmiechnęła się Venus.-Całe dwa tygodnie w Londynie.
- To dopiero jutro-zaśmiała się Black.
- Ale jednak-odparła blondynka, wywracając oczami, a brunetka zaśmiała się pod nosem.Cała czwórka wyszła na peron. Adrian powędrował w stronę Ariany i Bianci, która patrzyła na niego jak na największego idiotę. Po Venus przyszedł pan Cregence, z którym od razu zaczęła rozmawiać po irlandzku, czego kompletnie nikt nie rozumiał. Wszyscy pożegnali się ze sobą, robiąc to niezbyt dokładnie. W końcu za niecałe 24 godziny wszyscy mieli spędzić wspólnie czas na Grimmauld Place.
Tiana i Lucas zostali na peronie. Dziewczyna wyciągnęła mugolską bluzkę z kapturem, zakładając ją na siebie i naciągając materiał na twarz. W pociągu zmniejszyła swój kufer za pomocą zaklęcia, które ćwiczyła przez poprzednie tygodnie w Hogwarcie. Schowała go do bluzy, a Leo siłą wsadziła do klatki.
- Idziemy?-spytała, patrząc na Lucasa.
Chłopak ruszył do przodu, znikając za ścianą. Dziewczyna westchnęła. Czuła, że tak będzie.
Dogoniła go dopiero na ulicy. Zrównała z nim swój krok, czując się jak idiotka. Sama nie potrafiła tego porządnie wytłumaczyć.
- Luke...-zaczęła.
- Nie chcesz mówić, to nie mów-wciął się w jej wypowiedź.
- Nie chcę, żebyś oddał skarbca po tym, co ci powiem!-oznajmiła zrozpaczona.Chłopak stanął w miejscu, pozwalając ludziom przechodzić pomiędzy nimi. Nikt się nawet nie zainteresował. Jakiś rosły, otyły mężczyzna pozbawiony szyi, za to
wyposażony w wielkie wąsy, szedł środkiem chodnika i wpadł na Lucasa.- Jak łazisz?-warknął i ruszył dalej, wpychając sobie do ust prawie całego pączka, by po chwili zniknąć w budynku z wielkim szyldem głoszącym nazwę firmy Grunnings.
- Przyjemniaczek-prychnęła Tiana.
- Czemu miałbym go oddać?-spytał.-Dzięki temu mam jakieś środki na moje własne zachcianki, a to dość rzadkie, kiedy mieszka się w sierocińcu.
- Ja sama nie wiem, dlaczego drzewo cię uznaje, Luke-zaczęła niepewnie.-Nie wiem, dlaczego uznaje mnie. Ale...
- Ale...?-spytał.
- Myślę, że ma to związek z tym, że inny, niewydziedziczony członek rodu nas dopisał, mając nadzieję na szybką śmierć naszych jedynych opiekunów i chcąc nas wychować jak swoich.
- Morderca z tej samej rodziny-stwierdził, a dziewczyna skinęła głową.-Evan Rosier zabił moją matkę kilka miesięcy po tym, jak mnie urodziła...-oznajmił niemalże szeptem.-To dlatego!?-krzyknął oburzony.
- To tylko moja teoria i...
- Wiesz na tyle dużo na temat czystokrwistych, że pewnie jest to prawdą-stwierdził, zdając sobie sprawę, że wylewał cały swój żal na dziewczynę.-Przepraszam, Gwiazdeczko.
- Nic się nie stało-powiedziała.-Idziemy dalej? Musimy namówić tą opiekunkę na zgodę, żebyś przez dwa tygodnie nocował u nas.
- Tak-odparł.-Tak, idziemy. Ale...-zaczął nagle.-Jeżeli u mnie był to Evan to... Kto był u ciebie?
- Bellatrix Druella Lestrange-oznajmiła sucho.-Często bywała u Malfoy'ów, a kiedy trafiłam tam ja, miała trochę czasu przed zamknięciem jej w Azkabanie, żeby mnie wyszkolić.Lucas spojrzał na dziewczynę. Nie widział jej twarzy, jednak mógł z łatwością stwierdzić po jej dłoniach, że była bledsza, niż zazwyczaj.
- Wyszkolić?-spytał.
- Dawała mi swoją różdżkę i kazała powtarzać to, co sama mówiła. Byłam dzieckiem, ale wiem, że nie powinnam była tego robić-westchnęła.-Odkryła, że w tamtym czasie panicznie bałam się pawi, a w dworze wujostwa jest ich pełno. Dlatego przynosiła jednego i wypuszczała go prosto na mnie, a wtedy...
- Jakie było twoje pierwsze zaklęcie?-spytał, doskonale wiedząc jaką odpowiedź dostanie.
- Nauczyła mnie trzech, ale kazała używać jednego-odparła, zatrzymując się pod drzwiami sierocińca Wool's.-Luke... Moim pierwszym zaklęciem była Avada kedavra.
_______________________________________Powróciłam i z radością mogę stwierdzić, że czuję się o wiele lepiej, niż ostatnio. Właśnie z tego powodu usiadłam dzisiaj porządnie do moich opowiadań i napisałam po rozdziale do każdego (no prawie, ale „Wielka księga..." też się niedługo pojawi).
Rozdział „Dla naszego dobra" jest już od kilku minut, jeżeli jeszcze go nie widzieliście, a chcielibyście sprawdzić ;)
W każdym razie, ja idę planować następne rozdziały. Dobrej nocy/dnia w zależności od tego, kiedy to czytacie i do zobaczenia w następnych rozdziałach.
CZYTASZ
PANNA BLACK I era Golden Trio
FanfictionTiana Adara Black. Córka mordercy, bratanica szajbuski, pupilka Snape'a... Nie, to ostatnie należy wykreślić z listy. Nauczyciel eliksirów zdecydowanie za nią nie przepadał. Tak samo jak dwójka rudzielców z jej roku. W każdym razie, z mugolskiego...