84. Spotkanie po latach

911 87 14
                                    

Remus przemierzał zaśnieżony Londyn z twarzą schowaną w czerwono-złotym szaliku. Dłonie miał mocno wciśnięte w kieszenie płaszcza, który szurał po śniegu. Ledwo zdążył wysiąść z metra, a jego włosy już były całe mokre od białego puchu. Szedł tak przez zamieć po Woolwich Road, szukając tego jednego numeru.

Wszedł po kilku niskich stopniach, widząc przed sobą granatowe drzwi należące do białej kamieniczki. Sięgnął po kołatkę, widząc złotego lwa. Mimowolnie się uśmiechnął, przypominając sobie kogo odwiedzał.

Drzwi otworzyły się, ukazując kobietę po trzydziestce. Miała ciemną karnację i niesamowicie pokręcone włosy. Nawet bardziej od jego córki, która wigilię spędzać miała u wujostwa. Ciemnoskóra uśmiechnęła się promiennie, widząc starego znajomego. Tyle lat...

- Remus!-krzyknęła, rzucając mu się na szyję.-Jak dobrze cię widzieć!
- Cześć, Mary-powiedział z lekkim śmiechem opuszczającym jego usta.
- Wchodź! Wchodź do środka! Zaraz zaparzę herbatę!

Czarodziej stanął w małym, jasnym przedsionku. Znajdowało się tu lustro, wieszak na płaszcze i szafka na buty, na której została porzucona maskotka pluszowego misia. Remus odwiesił swój płaszcz i szal, ruszając za ciemnoskórą wgłąb domu.

Gdzie się nie spojrzało, wszędzie leżały zabawki. Pomimo tego, było naprawdę schludnie. Cały dom był też przystrojony na święta, choć choinka stała nieubrana w rogu salonu. Remus usiadł na czerwonej kanapie, zapalając za pomocą różdżki ogień w kominku naprzeciwko.

- Mam nadzieję, że nie przeszkadza ci magia-powiedział, patrząc jak dawna znajoma niesie dwa kubki herbaty.
- Kiedyś tak-oznajmiła, siadając na fotelu obok.-Teraz mój syn jest na pierwszym roku w Hogwarcie... Będę musiała się przyzwyczaić do opowieści na temat magicznej szkoły.
- Nie wie, prawda?-spytał Lupin, a kobieta spuściła głowę.
- Myśli, że to ojciec był czarodziejem. W sumie ma rację, ale ja... Ja nie sięgnęłam po różdżkę odkąd Lily...
- Rozumiem-stwierdził, wiedząc, że nie chciała ciągnąć tematu.-Przykro mi, że nie było mnie na ślubie.
- Oh, daj spokój!-odparła, machając ręką.-Nie miałam ci tego za złe. Miałeś prawo nie przyjść, tak samo jak dzisiaj.
- Powinienem tam być-oznajmił.-Archibald to podobno bardzo dobry człowiek, ale...

Mary zaczęła się śmiać. No tak. Odkąd pamiętała jej przyjaciele sprawdzali wszystkich, którzy chcieli umówić się z jedną z gryfonek z ich roku. Najwyraźniej Lupinowi to zostało.

- Mam z nim dwójkę dzieci. Dwie dziewczynki. Cztery i pięć lat-powiedziała.-Aktualnie są w przedszkolu, a ja mam chwilę wytchnienia od tych upadłych aniołków. Archie jest naprawdę dobrym ojcem, Remus. A jak dogaduje się z Dean'em... Mogą godzinami siedzieć i rozmawiać na temat piłki nożnej-zaśmiała się.
- To dobrze-stwierdził Remus, popijając herbatę.-Ma przynajmniej z kim porozmawiać przy takim babińcu w domu.
- Remus!-oburzyła się kobieta, a ten zaczął się śmiać.-A propos babińca... Co u Tiany?

Zapadła momentalna cisza. Mary nie miała pojęcia o zaostrzeniu praw wilkołaków. Bo skąd mogłaby wiedzieć, skoro odcięła się od świata magii po tragicznej Nocy Duchów?

- Trzy lata temu zamieszkaliśmy na Grimmauld Place-oznajmił.-Wcześniej była u Malfoy'ów.
- U KOGO!? Oddałeś ją śmierciożercom!?
- Mary...
- To nie do pomyślenia!-ciągnęła dalej.-Co z ciebie za ojciec, żeby nie chcieć opiekować się własną córką i oddać ją do cholernych śmierciożerców!?
- Chciałem się nią opiekować, ale prawo mi nie pozwalało-oznajmił spokojnym tonem.

Doskonale zdawał sobie sprawę, że jeśli i on zacząłby krzyczeć, sytuacja byłaby nie do opanowania.

- Zaostrzyli prawo i jeżeli wilkołak jest samotnym rodzicem, nie może sprawować opieki nad dzieckiem-kontynuował.-Całe szczęście na Grimmauld jest skrzat. Dlatego Ministerstwo zgodziło się, by ze mną mieszkała.
- To... To po prostu nie do pomyślenia-stwierdziła.-Odebrali ci dziecko, bo jesteś wilkołakiem!? W dodatku nie z własnej woli!? To zwykle chamstwo.
- Tak było-stwierdził.-Ale udało nam się to obejść i wydaje mi się, że jesteśmy na dobrej drodze, jeżeli chodzi o naszą relację. Nawet jeśli spędziła tyle czasu z Malfoy'ami.
- Przynajmniej nie jeździ do nich w wizyty, skoro ma Grimmauld Place-stwierdziła, a Lupin się zaśmiał.-No co?
- Nie jeździ!? Ona wigilię spędza u nich i przyjeżdża tutaj dopiero po wigilii. Jest z nimi zżyta, Mary i nie ma w tym nic złego. Z jej opowieści wynika, że traktowali ją bardzo dobrze.
- Nie wierzę... Remus po stronie ślizgonów. Świat staje na głowie!-powiedziała oscentacyjnym tonem.
- Tiana jest w Slytherinie, Mar-zaśmiał się.-Ma stamtąd przyjaciela, ale ma ich też z Hufflepuffu i Ravenclaw.
- Córka Syriusza w Slytherinie...-westchnęła.-Świat faktycznie stanął na głowie, wiesz?

Remus zaśmiał się. Mary, tak samo jak Syriusz, zawsze była bardzo dramatyczną osobą. Cieszyło go, że po tylu latach nie straciła tej iskierki.

- A Dean? Gryffindor jak matka?
- No, a jakżeby inaczej?-odparła z uśmiechem.-Ten sam rok co najmłodszy syn Weasley'ów, syn Alicji no i...
- Harry-dokończył za nią.-Podobno zdolny chłopak. Tiana w liście napisała mi, że już się dostał do drużyny.
- Genetycznie obciążony-kobieta prychnęła z szerokim uśmiechem na twarzy.-James byłby dumny.
- Lily zrobiłaby mu wywiad, że ma nie słuchać ojca-dodał Remus.

Obydwoje zaczęli się śmiać i wspominać dawne, szkolne czasy. Kiedy Remus był prefektem, a Mary miała jeszcze nazwisko Macdonald. Kiedy wszystko było dobrze, a oni i reszta ich przyjaciół ganiała po korytarzach zamku ze śmiechem na ustach.

Teraz się postarzeli. A Remus i Mary zostali jako ostatni z grupy gryfonów tamtego rocznika.

PANNA BLACK I era Golden TrioOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz