Fred nienawidził egzaminów. Jego mama zawsze powtarzała, że nienawidzić to silne słowo, jednak w tej sytuacji było ono adekwatne. Siedział w klasie od eliksirów, nie mając bladego pojęcia co zrobić. Może i by wiedział, gdyby posłuchał na początku jaki eliksir miał uwarzyć.
Jeszcze losowanie miejsc... Co za idiota wymyśla losowanie miejsc? Przecież to nieludzkie! Teraz siedział w drugiej ławce, tuż naprzeciwko Nietoperza, w dodatku nie wiedząc jaki eliksir ma uwarzyć. George przynajmniej wylosował przedostatnią. W dodatku był otoczony przez gryfonów, którzy co chwilę mu pomagali. A Fred? Fred miał problem. Po jego prawej była ściana, po lewej Pucey, a przed nim Black. Za nim Chang, który na pewno by mu nie pomógł przez wgląd na jeden z kawałów, który był wymierzony w puchonów. Fred był w czarnej dupie.
Nagłe huk. Snape podniósł głowę znad biurka, wbijając wzrok w jedyną ślizgonkę w sali. Dziewczyna kucnęła, sięgając po kolec jeżozwierza, który jej upadł. Nauczyciel zmróżył oczy, wracając do gazety, którą czytał.
- Profesorze?-po niecałych pięciu minutach rozległ się głos ślizgonki.
- Black...-syknął.-Dlaczego mnie nie dziwi, że akurat ty musisz się odezwać na egzaminie?
- Ile czasu nam zostało, żeby perfekcyjnie uwarzyć eliksir szczękościsku?-spytała brunetka, kompletnie nie przejmując się uwagą profesora.
- Dopiero zaczęliście, Black. Minęło niecałe dwadzieścia minut.
- To ile jeszcze czasu?-dopytywała.-Chcę, żeby mój eliksir wywołał jak najlepszy szczękościsk, potrzebuję tej wiedzy.
- Chcesz jak najlepiej go uwarzyć? W takim razie powinnaś zająć się pracą, a nie zbędnymi pytaniami-fuknął Snape, wracając do gazety.Brunetka uśmiechnęła się, patrząc na swojego przyjaciela. Następnie odwróciła głowę, patrząc na Weasley'a. Jej uśmiech szybko zniknął, gdy spojrzała na gryfona.
- Więcej ci nie pomogę, Weasley...-szepnęła, zarzucając wyprostowanymi włosami gdy odwracała się do swojego stanowiska.
„Ciekawe dlaczego je prostuje..." przeszło przez głowę rudzielca. Jednak chwilę później ogarnął go lekki niepokój. Zrobiła to specjalnie. Pomogła mu. Fakt, że wiedziała o czym on nie miał pojęcia był straszny. Chłopak wpatrywał się chwilę w jej plecy, a kiedy zdał sobie sprawę jak ślizgonka się krząta, sam ruszył w kierunku składziku.
Wrócił ze wszystkim, co było potrzebne. Snape przez cały czas obserwował go w ciszy. Rudzielec nie mógł się tym teraz przejmować. W końcu nauczyciel mógł go spokojnie uwalić. Zaczął łączyć ze sobą skórki boomslanga, kolce jeżozwierza, muchy siatkoskrzydłe i oczy czarnego chrabąszcza, będąc cały czas pod baczną obserwacją.
- Koniec czasu-oznajmił nagle nauczyciel.-Odkładać różdżki i wszystko co trzymacie w rękach.
Black odłożyła swoją różdżkę na blat, wypuszczając po chwili pukle z kitki. Jej kawałek drewna był inny. Połyskiwał na srebrno w zielonkawym świetle dnia, które odbijało się od jeziora i wpadało do sali. Fred patrzył na to, myśląc tylko o tym, że Black było stać na jakieś wykwintne różdżki, a jego nie. Całe szczęście on i George nie mieli ich z odzysku. W końcu tak biedna rodzina musiała sobie jakoś radzić...
Następnie dziewczyna ściągnęła zabezpieczający ją fartuch, który dostał każdy z uczniów, składając go w równą kosteczkę. Odsunęła się dwa kroki od swojego kociołka, zakładając ręce za plecami, żeby nie było ani jednego podejrzenia o oszukiwanie i pracę po czasie. Weasley dopiero wtedy zauważył, że jej eliksir był błękitny. Chłopak spojrzał wewnątrz swojego kociołka. Niewiele mu brakowało, chociaż widać było zielonkawe przebarwienia. Wybitnego nie będzie, może udało się na Zadowalający...
Snape przeszedł się po klasie, przelewając eliksiry do małych fiolek z imionami i nazwiskami uczniów. Później miał zamiar je ocenić, lecz teraz nie zamierzał się tym przejmować.
- Możecie iść-poinformował, kiedy wszystkie fiolki z nazwiskami zostały zapełnione.
Nauczyciel jednym ruchem różdżki wyczyścił zawartości wszystkich kociołków, a uczniowie wylęgli się z klasy na korytarz.
- Masz dzisiaj coś jeszcze?
Fred wiedział czyj to głos. Jeden z przydupasów Black. On, McKinnon i Cregence chodzili za nią jak pieski. Tak samo jak najmłodszy rocznik ślizgonów łaził za Malfoy'em.
- Poczekaj... Co my już mieliśmy?-zamyśliła się dziewczyna.-Zaklęcia, obrona, eliksiry...
- Z tych podstawowych została tylko transmutacja-oznajmił Pucey.-Ale to dopiero pojutrze-dodał z uśmiechem.
- Uzdrawianie miałam jako pierwsze-stwierdziła Black.-Jutro jeszcze mugoloznawstwo, a dzisiaj wieczorem astronomia. Ale z tym problemu nie będzie. Dwa łatwe przedmioty.
- Łatwo ci mówić-zaśmiał się brunet, stając niedaleko kuchni.-Obydwa to jedna wielka pamięciówka. No, ale jak się jest Black'iem...Tiana zaśmiała się perliście. Miał rację. Chłopak ruszył z uśmiechem w stronę obrazu z gruszką, otwierając przejście.
- No? Wchodzisz?-spytał.
- Nie dzisiaj, Ad. Muszę jeszcze pójść do biblioteki-odparła.
- Czy ty się nie przemęczasz tą nauką?
- Ambicja, mój drogi-zaśmiała się.-Ślizgońska krew-dodała, machając mu na pożegnanie i ruszając w kierunku królestwa pani Prince.Tiana szła pustymi korytarzami. Rękaw jej szaty się podwinął, więc szybko go poprawiła. Bała się, że ktoś zauważy blizny, nawet jeśli miała na sobie odpowiednie zaklęcia. Weasley zauważył, że nerwowo poprawia szaty. Podbiegł do niej tak cicho, że nawet jej wilcze zmysły tego nie wychwyciły. Poczuła szarpnięcie za ramię i chwilę później stała w kompletnie innym korytarzu z różdżką wyciągniętą przed siebie. Dopiero po chwili dostrzegła, że to ten gryfoński idiota. Trzymał ręce w górze, a jego klatka piersiowa unosiła się w szybkim tempie. Dokładnie tak samo jak u Tiany.
- Weasley!-krzyknęła oburzona, podchodząc bliżej. Nadal nie opuściła różdżki.
- Niezła reakcja...-oznajmił z oczami utkwionymi w kawałek drewna.
- Na przyszłość radzę o tym pamiętać-prychnęła, chowając przedmiot do kieszeni.-Czego chcesz?
- Skąd wiedziałaś? W sensie...
- Nie trudno się domyślić, skoro za tobą nic nie stuka. Poza tym widziałam, że nic nie robisz jak podnosiłam kolec-odparła sucho, zakładając ręce na piersi.
- I mogłaś mnie tak zostawić-powiedział gryfon, stając nieco bliżej.Black zaczęła się zastanawiać kiedy urósł. Przecież jeszcze niedawno to ona była wyższa. A teraz stał na tyle blisko, że musiała delikatnie unieść głowę. Nie było tragicznie, zaledwie dwadzieścia centymetrów różnicy, ale nadal jej się to nie podobało. A nawet ją to mierziło.
- A mi pomogłaś.
Fred patrzył prosto w jej oczy. W końcu jego ojciec zawsze powtarzał, że nawet jeśli ludzie kłamią, to ich oczy mówią prawdę. Tylko Weasley nie spodziewał się, że te oczy będą tak ładne. Kojarzyły mu się z łąka tuż po brzasku. Zielona trawa rozciągająca się po horyzont, jednak nie można było dostrzec tego żywego koloru przez spowijającą okolicę mgłę.
- Powiedziałam ci-oznajmiła brunetka.-Nigdy więcej tego nie zrobię-dodała.
Odwróciła się na pięcie, wychodząc z korytarza, na którym nawet nie powinna była się znaleźć. Weasley... Jakby miała mało problemów z facetami.
CZYTASZ
PANNA BLACK I era Golden Trio
FanficTiana Adara Black. Córka mordercy, bratanica szajbuski, pupilka Snape'a... Nie, to ostatnie należy wykreślić z listy. Nauczyciel eliksirów zdecydowanie za nią nie przepadał. Tak samo jak dwójka rudzielców z jej roku. W każdym razie, z mugolskiego...