81. Mnie wszystko wolno

884 85 11
                                    

Stukanie obcasów roznosiło się echem po pustych korytarzach. Było już dość późno, za niecałe pół godziny zaczynała się cisza nocna, więc większość uczniów znajdowało się już w swoich dormitoriach.

Tylko niektórzy byli tymi szczęściarzami, którzy mogli spostrzec białą pelerynę z wyszywanymi na niebiesko płatkami śniegu. Tylko niektórzy mogli spostrzec błyszczącą nić przy kapturze zarzuconym na głowie. Niewielu spostrzegło puchate kozaki na obcasie w odcieniu niebieskiego, nocnego nieba.

Gryf prowadzący do gabinetu dyrektora odsunął się samoistnie. Kroki stały się o wiele cichsze, bardziej przygłuszone. Jakby ktoś rzucił zaklęcie wyciszające.

Zza drzwi gabinetu słychać było śpiew feniksa oraz trzaskanie ognia w kominku. Nic więcej. To oznaczało, że Dumbledore musiał siedzieć przy swoim biurku.

I faktycznie tak było.

Kiedy starzec spostrzegł, że drzwi uchylają się bez ówczesnego zapukania, wyciągnął różdżkę z kieszeni szat.

Jego oczom ukazała się kobieta odziana w biel. Jej twarz była pochylona w taki sposób, by padał na nią cień kaptura. Jednak Albus Dumbledore doskonale zdawał sobie sprawę z tego kim była kobieta.

- Kiedy widzieliśmy się po raz ostatni?-spytał z wymuszonym uśmiechem.-1939?
- Bhutan. Zgadza się-odparła.

Nie podeszła bliżej. Kaptur nadal opadał na jej twarz. Stała niczym kamień, nawet nie ruszając koniuszkiem palca. Jedyną oznaką na to, że nie była rzeźbą to jej głos. Nieco ostry, ale i delikatny w tym samym momencie. Tak jakby przemawiała przez nią cudowna róża, której kolce miały ranić tylko nielicznych.

- Toż to ponad 50 lat, moja droga!-stwierdził Dumbledore.-Jak się trzymasz?
- Skończ z tymi fałszywymi uprzejmościami, Albusie-powiedziała.-Wiesz dlaczego tu jestem. Nie możesz być na tyle głupi, by się nie domyślać.
- Rozumiem, że znowu będziesz próbowała mi wmówić, że jeden z moich uczniów nie pasuje do Hogwartu-oznajmił, wstając od biurka.-Ciekawe, że są ze sobą spokrewnieni.
- Nie chodzi o pokrewieństwo-syknęła wściekle.-Wykorzystasz ją. Jestem tego pewna. Przyniesie ci serce na dłoni, a ty zmusisz ją do ochydnych rzeczy.
- Patrzysz przez pryzmat przeszłych nieporozumień-stwierdził Albus.-Wiele się zmieniło, powinnaś zdawać sobie z tego sprawę.
- Poczekaj tylko-w głosie kobiety można było usłyszeć rozbawienie.-Już odnalazła drogę do Świńskiego Łba. Nie minie wiele czasu, nim dowie się dlaczego ma dostęp do skarbca rodu Tolides. Nie ukryjesz przed nią prawdy. Co innego przed wnukiem Fleamonta. Widzę jak ostrzyż sobie na niego zęby. Twój złoty chłopiec...-prychnęła.
- Nie masz bladego pojęcia o czym mówisz!-oburzył się Dumbledore, celując różdżką w kobietę.-Ja chcę ich chronić!

Kobieta uniosła głowę, przez co widać było ironiczny uśmieszek na jej twarzy. Sięgnęła bladymi dłońmi pod kaptur. Wyglądalo to tak, jakby odpinała coś z ubrań tuż pod peleryną.

Po chwili trzymała w dłoni broszkę. Przepiękną broszkę wykonaną ze srebra i błękitnych kamieni, które układały się w płatek śniegu. Z tyłu można było zauważyć grawer. Trzy litery G.

- Co ty wyprawiasz!?-krzyknął wściekle Dumbledore.-Nie wolno ci...
- Mnie wszystko wolno, Albusie-stwierdziła.-Śpioszka!

Pyknęło, błysnęło i pomiędzy czarodziejami pojawiła się skrzatka. Ubrana była w poszewkę od poduszki z logiem Hogwartu, którą przewiązała sznurkiem w pasie. Miała dość ciemną karnację i niesamowicie błękitne oczy, które przyciągały uwagę. Pokłoniła się kobiecie, całkowicie ignorując dyrektora.

- Ale... Ale... To niemożliwe!-stwierdził zdumiony.-Ten skrzat pracuje w Hogwarcie od...
- 1945 roku, nieprawdaż?-spytała czarownica z nikłą kpiną w głosie.-To była skrzatka mojego brata, Albusie. Nadal nią jest, nawet jeśli pracuje w Hogwarcie. Jest lojalna. Nie to, co niektórzy-dodała ostro.
- To... niemożliwe.
- Jesteśmy czarodziejami, Dumbledore. Wszystko jest możliwe. Tylko niektóre rzeczy są zakazane, ale zawsze można to obejść, nieprawdaż? Na przykład zrzucić na kogoś winę?

Dyrektor patrzył na to wszystko w szoku. Jak ona śmiała!? To nie mieściło się nawet w głowie! Kiedy widział ją po raz ostatni zdecydowanie nie miała takiego tupetu...

- Pani wzywała-odezwała się skrzatka piskliwym głosikiem.
- Śpioszko, przekaż jej tę broszkę. Nie mów od kogo jest. Wiesz jak masz tego dokonać, prawda?
- Oczywiście, pani!-ucieszyła się skrzatka.-Panienka jest taka miła dla skrzatów, wie pani?
- W to nie wątpię-stwierdziła kobieta, a Śpioszka zniknęła.-Na mnie pora, Albusie-dodała.

Zniknęła. A najdziwniejszym w tym wszystkim był fakt, że na terenie Hogwartu czarodzieje nie mogli się deportować.

*'*

- Leo!-krzyknęła sfrustrowana Black.

Kot cały czas chciał strącić wazon z kwiatami od Michaela. Przyjaciele dziewczyny siedzieli w jej dormitorium, obserwując nieprzerwaną od kilkunastu minut walkę.

- On tak cały czas?-zdziwił się Lucas, który popalał fajki na łóżku.
- Nieprzerwanie od czterech dni-odparła brunetka, nawet nie zwracając uwagi na popiół opadający na poduszki.-Wystarczyło, że weszłam z nimi do dormitorium po...
- Po randce z Ambingiem-Adrian przerwał jej w dość chamski sposób.
- Po spotkaniu-odparła ostro.
- Ale to była randka!-stwierdził Pucey.
- Tłuczek ma rację-dodał McKinnon, kiedy Black uniosła wazon pod sufit za pomocą magii.-To była randka.
- Co tam sobie chcecie-bąknęła, mrużąc oczy.-Jak palisz to nie na łóżku. LUKE!

Chłopak stanął na poduszkach, nanosząc błoto na łóżko i oscentacyjnie strącił popiół. Black jednym ruchem różdżki zniszczyła resztkę papierosa, zmuszając puchona, by ponownie usiadł.

- Ty będziesz to prał-stwierdziła.-Nie dam tego skrzatom.
- Niech ci będzie, Gwiazdeczko-odparł lakonicznie.-Ej! Vee! Nie chcesz mi może pomóc w pewnej sprawie? Potrzebuję załatwić jakiegoś naiwnego skrzata.
- Co?

Blondynka siedziała przy biurku, skrobiąc coś na pergaminie. Obok miała otwartą książkę z numerologii, na którą co chwilę spoglądała.

- Co ty tam tak bazgrzesz, Smerfetko?-zaciekawił się Lucas, wyrywając jej pergamin.
- Luke!-oburzyła się, jednak wyraźnie się poddała.-To referat. Na jutro. Całkowicie o nim zapomniałam.
- Ty?-zdziwił się puchon.-Ty o czymś zapomniałaś? Przecież ty i Gwiazdeczka zawsze macie wszystko na czas! A nawet i przed czasem!
- Spadaj-bąknęła Black, odpychając od siebie wściekłego kota.
- Ale to dobrze!-odparł blondyn.-Dzięki temu mam od kogo spisywać!
- Khm, khm...
- Tak, tak...-puchon machnął dłonią.-Tłuczek też zawsze wszystko ma. Tylko, że on nie daje mi spisywać.
- I bardzo dobrze-stwierdziła Cregence, przygryzając końcówkę pióra i zastanawiając się nad tym, co czytała.

Nagle coś pyknęło i błysnęło. Wszyscy zmrużyli oczy, a kiedy je otworzyli, spodziewali się ujrzeć skrzata. Jednak nikogo takiego nie było. Adrian podszedł w miejsce, z którego chwilę wcześniej wydobyło się światło. Na samym środku dywanu leżało coś jasnego.

- Co to jest?-zaciekawiła się Venus.
- Właśnie! Tłuczek, co to takiego?-dopytywał Lucas.
- Tu jest list-powiedział, wskazując na błękitną kopertę.-Zaadresowany do Tiany. No i... Jakaś broszka. Ładna-stwierdził, przyglądając się świecidełku.

Black odebrała kopertę, przejeżdżając wzrokiem po tekście. Następnie spojrzała na przedmiot, który trzymał ślizgon.

- W liście jest napisane, że powinnam uważać na ludzi przy władzy-powiedziała.-A broszka jest prezentem. I znowu te same litery. Trzy razy G.
- Na broszce jest to samo-stwierdził Pucey, odwracając ją, by spojrzeć na tył.
- Co to może oznaczać?-zastanowiła się Venus.
- To, że ktoś bardzo lubi Gwiazdeczkę i chce dla niej dobrze!-odparł McKinnon.

Wszyscy dali sobie z tym sprawę tuż po sprawdzeniu, czy przedmiot nie był przeklęty. Jednak wszystko zaczynało się robić coraz dziwniejsze.

To nie mógł być przypadek, że trzy osoby w ciągu miesiąca ostrzegały ją przed Dumbledore'm.

PANNA BLACK I era Golden TrioOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz