30 października lekcje skończyły się pół godziny szybciej. Wszyscy uczniowie mieli zagospodarować ten czas, by ogarnąć swój wygląd tuż przed przyjazdem Beauxbatons i Durmstrangu. Tiana siedziała jak na szpileczkach. Tak samo Draco. Od tygodnia potrafili mówić tylko o tym.
Fred czasami słyszał jak ślizgonka rozmawia z przyjaciółmi, opowiadając im o Marquisie. Za każdym razem kiedy chciał do niej podejść i porozmawiać, pojawiało się gdzieś nazwisko Valoise...
Wszyscy usiedli w Wielkiej Sali, oczekując na przybycie nowych uczniów. Weasley patrzył w kierunku stołu ślizgonów, widząc jak Black rozmawia z resztą uczniów jej domu. Siedziała tam, śmiejąc się i przekomarzając bez jakiegokolwiek pojęcia, że gryfon zbierał się na rozmowę, którą miał problem zacząć.
- Skoro wszyscy zajęli już swoje miejsca, chciałbym coś powiedzieć!-oznajmił Dumbledore, stając przy mównicy.-Uczestnikiem Turnieju może zostać każdy, kto ukończył siedemnasty rok życia! Nie ma opcji, żeby ktoś młodszy dostał się do Turnieju, ponieważ strzec tego będzie nasz niezależny sędzia!
Po Sali rozniosły się głosy niezadowolenia. Tiana mimowolnie spojrzała na stół gryfonów, obserwując jak Fred burzy się wraz z George'm. Kiedy chłopak wyczuł jej spojrzenie, szybko odwróciła głowę spowrotem w kierunku Dumbledore'a.
- Wszystko jest zaplanowane z myślą o waszym bezpieczeństwie i umiejętnościach nabytych przez lata edukacji!-ciągnął dalej dyrektor.-A teraz, już nie przedłużając, zapraszam do środka szkołę magii Beauxbatons wraz z dyrektorką Madame Maxime!
Drzwi Wielkiej Sali stanęły otworem, a w nich pojawiła się grupa uczniów odziana w błękitne mundurki. Dziewczyny szły tanecznym krokiem jako pierwsze. Przystawały co chwilę, a białe i błękitne piórka opadały na stoły. Tiana spojrzała na grupę czarownic, szukając wzrokiem tej jednej. Aż w końcu znalazła. Madlene, urocza blondynka, miała włosy związane w koronę. Na policzkach delikatny róż, na ustach błyszczyk. Szła w pierwszym rzędzie, co Tiany wcale nie dziwiło. Francuzka zawsze lubiła grać pierwsze skrzypce.
Wszyscy chłopacy z Hogwartu, oczywiście o ile interesowały ich dziewczyny, gapili się na nie, jakby były dziełem sztuki. Fred popatrzył w ich stronę, tak jak cała reszta, jednak po chwili zwrócił głowę w kierunku stołu ślizgonów.
"Tiana dobrze by wyglądała w takim mundurku" pomyślał.
Za dziewczynami szli chłopcy. Włosy wszystkich były zaczesane do tyłu za pomocą eliksiru Ulizanny. W ostatnim rzędzie szedł chłopak, którego Black ledwo poznała. Pamiętała Marquisa jako chłopca z pulchną buzią, a teraz zdecydowanie wyprzystojniał. Ciemne włosy, ostre spojrzenie i rozmarzony uśmiech na dość mocno zarysowanej twarzy. Za nim szła już tylko dyrektorka, która sięgała niemalże do sufitu.
Wszyscy stanęli przy schodkach prowadzących do mównicy, a Dumbledore powitał dyrektorkę. Ta poleciła swoim uczniom zasiąść przy jednym ze stołów, a Francuzi najwyraźniej z przyzwyczajenia do błękitu, zajęli miejsca pomiędzy krukonami.
- Olimpio, jak dobrze cię widzieć!
- Et toi, Dumblidor'-odparła dyrektorka, by po chwili zająć wskazane jej miejsce.
- A teraz!-Dumbledore klasnął w dłonie.-Zapraszamy do siebie Dumstrang wraz z dyrektorem Igorem Karkarowem!
- Karkarow? Ten śmierciożerca?-szepnął Draco, a drzwi ponownie stanęły otworem.-No świetnie... Przecież on nienawidzi mojego ojca...
CZYTASZ
PANNA BLACK I era Golden Trio
FanfictionTiana Adara Black. Córka mordercy, bratanica szajbuski, pupilka Snape'a... Nie, to ostatnie należy wykreślić z listy. Nauczyciel eliksirów zdecydowanie za nią nie przepadał. Tak samo jak dwójka rudzielców z jej roku. W każdym razie, z mugolskiego...