116. Będę cię musiała naprawić, skoro cię zepsułam...

933 100 54
                                    

Pierwszy miesiąc w zamku zawsze był tym, podczas którego wszyscy próbowali wrócić do szkolnej rzeczywistości. Draco, na polecenie ojca, nosił rękę w temblaku. Wszyscy musieli robić za niego niemalże wszystko. Oczywiście poza pokojem wspólnym, gdzie ręka magicznie mu zdrowiała. Lucjusz wziął sobie za cel honoru, by przeprowadzić przesłuchanie w sprawie hipogryfa Hardodzioba, który "niemalże zabił jego ukochanego jedynaka". Tiana doskonale wiedziała jak wielki popis dał jej wuj przed Ritą Skeeter w wywiadzie dla Proroka Codziennego. W końcu o Lucjuszu Abraxasie Malfoy'u można było powiedzieć wiele. Jednak nadopiekuńczość nie była jedną z cech, jaką wymieniłoby się w opisie tego czarodzieja.

O dziwo to gryfoni najbardziej czekali na cudowne ozdrowienie Draco. Pod koniec października lub na początek listopada miał się odbyć pierwszy mecz, rzecz jasna gryfoni kontra ślizgoni. Tiana nie wiedziała co o tym myśleć. Adrian najwyraźniej zmówił się z Marcusem Flintem, bo jakimś dziwnym przypadkiem to ona ćwiczyła z nimi na boisku przez cały wrzesień.


- Musimy trzymać formę, Black-mówił Flint, za każdym razem kiedy pytała po co ona im w ogóle jest na tym boisku.-Bez dodatkowej osoby latającej z nami w drużynie, możemy mieć problem. Popsują nam się szyki, kiedy twój kuzyn w końcu wyjdzie na boisko.


Black machnęła na to ręką po czwartym treningu. Nawet dobrze było tak polatać i po ścigać się sama ze sobą. W końcu nie robiła nic wielkiego, tylko latała między zawodnikami z jej domowej drużyny.

30 września wypadała pełnia. Na dworze wiało na tyle mocno, że nikt nawet nie śmiał wyściubić nosa z zamku. To była też pierwsza pełnia po informacji jaka ukazała się w Proroku. Blacka widziano niedaleko Hogwartu. Zaledwie 60 kilometrów od Hogsmeade. Wszyscy znów zaczęli patrzeć na Tianę jak na potencjalną morderczynię. Ślizgonka wiedziała, że będą tak patrzeć dopóki nie znajdą i ponownie nie zamkną Syriusza.


- Nigdzie nie idziesz-oznajmił poddenerwowany Remus.


Wiadomość o mężu skazańcu wytrąciła go z równowagi, choć starał się tego nikomu nie pokazywać. Teraz, w dzień pełni, wszystko powoli wychodziło na światło dzienne. A raczej na nocny blask księżyca.


- Nic mi się nie stanie!-powiedziała Tiana.-Twój wilk rozpoznaje mnie jako swoją. Nic mi nie będzie, papa! Poza tym, ktoś musi ci dostarczyć następną dawkę eliksiru tojadowego-mówiła.

- Mogę ją wziąć ze sobą.

- Nie ma mowy!-oburzyła się.-Zdania nie zmienię. Idę z tobą i koniec.

- Czy ty naprawdę musisz być tak uparta jak...


Wilkołak ugryzł się w język, widząc jak jego córka mruży niebezpiecznie oczy. Błękitne, jaśniejące blaskiem oczy...


- Dobrze...-westchnął.-Ale gdyby się coś działo, masz od razu uciekać-oznajmił.

- Obiecuję, papi-powiedziała.

*'*

Remus się mylił. Albo Tiana go nie posłuchała. Pierwszego dnia października, zaledwie kilka godzin po zakończonej pełni, ślizgonka krzątała się po Wrzeszczącej Chacie. Na wilkołaka czekały świeże ubrania, gorąca czekolada i eliksir tojadowy. A Black chodziła w te i we wte po skrzypiącej, drewnianej podłodze ze szmatką w ręce. Jej oczy jaśniały błękitnym blaskiem, ale na twarzy widniał uśmiech.

PANNA BLACK I era Golden TrioOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz