|14|

819 31 13
                                    

"Też cie kocham Lidia"

To zdanie krąży w mojej głowie od dokładnie kilku minut. Nadal stoje pomiędzy Jankiem a White'em patrząc się w dużą szafę obok łóżka, starając się jak najlepiej tylko mogę nie patrzeć w oczy złej Karoliny.

Wychodzimy z pomieszczenia, co jest dla mnie trochę trudne, przez szok jaki przeżyłam. Uśmiechnęty Janek jednak łapie mnie za ramię i delikatnie ciągnie do salonu. Siadam na kanapie i podkulam nogi.

-Grubo- komentuje blondyn.

-Oh zamknij się- sarkam w jego stronę nie szczerząc się na miły ton głosu.

-Ale widzicie?- ignoruje moją uwagę- Od początku mówiłem że jest coś pomiędzy nimi- zakłada ręce na piersi- Od początku.

-Stul pysk!- krzycze i chowam twarz w dłoniach totalnie zrezygnowana całą tą sytuacją. Karolina natomiast siedzi z zaciśniętą szczęką obok Pauliny. Nie widzę jej, ale czuje jak wypala we mnie wzrokiem dziurę.

-Może lepiej już sobie idź- mówi do mnie czarnowłosa.

-A to niby dlaczego?- odpowiada za mnie White- To nie jej wina, że Wiktor nie kontroluje nad słowami i nawet pewnie nie ma pojęcia co powiedział- posyłam mu wdzięczne spojrzenia. Karolina prycha pod nosem.

-Wątpie. Pewnie namieszałaś mu mała zdziro w głowie. Zapamiętaj tylko, że on kocha mnie a nie ciebie!- podnosi głos, przez co się wzdrygamz

-Nie wyzywaj jej!- teraz swój ton podnosi Igor- Skąd wiesz, że Jakowski cie kocha? Powiedział ci to kiedyś?- i momentalnie twarz Karoliny bladnie, a w jej oczach zobaczyłam smutek. Nie jest mi jednak jej żal.

-On mnie kocha. Ja to wiem. A ta suka mi go nie odbierze!- krzyczy i szybkim krokiem kieruje się w stronę łazienki.

-Naprawdę nie wiem co o tym myśleć- mruczy Bedoes- Ale chora akcja.

-Mnie to mówisz?- mówię ironicznie- Jestem w dupie-wzdycham- Chce wracać- patrze na mojego kuzyna, który jedynie potakuje głową.

****

Rano budzę się około 8:00 rano. Czuje ostry ból głowy i nie mam kompletnie na nic siły. Dzisiaj znowu opuszczę szkołę, ale mnie to nie obchodzi.

Nie interesuje mnie w tej chwuli nauka, ale wczorajszy wieczór i to zdanie wypowiedziane przez Wiktora. Cały czas to słyszę i pomimo, że sie staram, nie potrafi wyjść z mojej głowy.

Denerwuje się.

Wstaje na równe nogi i pierwsze co robię to kieruje się do kuchni, po szklankę wody. Później wracam i po raz kolejny kładę się na łóżko. Czuje przyjemne ciepełko, gdyż jest mi dziwnie zimno.

Zamykam ponownie lekko bolące mnie oczy, szybko je jednak otwieram gdyż ktoś nagle wchodzi z buta do mojego pokoju.

-Lidia!- słyszę bardzo dobrze znajomy głos. Patrze zdezorientowanym wzrokiem na Roberta stojącego przy moim łóżku- Idź się ubieraj! Musisz ze mną szybko gdzieś jechać!- krzyczy i widać że jest pod wpływem emocji. Jego oczy pokazują strach i rozpacz.

-Robert- mówię spokojnie- Co sie stało?- mój stanowczy głos powoduje, że brunet uspokaja się lekko, po czym wzdycha i mówi.

-Maks jest w szpitalu. Chciał popełnić samobósjtwo.

I w tej chwuli czuje, jak moje serce rozrywa się na parenaście kawałków. Czuje suchość w gardle oraz ucisk żoładka. Dawno nie byłam tak bardzo przerażona i spanikowana.

Mimo tego, że mój obraz przez łzy lekko mi się zamazywał, to wstaje na równe nogi, łapie szybko jakieś ubrania i bieliznę. Wchodzę do łazienkk, gdzie szybko myje twarz, zęby i ubieram się. Rozczesuje włosy po czym wychodze biegiem na dół razem z Robertem.

the past isn't easily forgotten | Kinny ZimmerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz