Alois bębnił palcami o blat stołu w niecierpliwym oczekiwaniu. Jego twarz była pozbawiona jakichkolwiek emocji. Nie oznaczało to, że ich mu nie brakowało. Bynajmniej.
Podejrzewał też, że zwlekanie z przesłuchaniem, było de facto strategicznym posunięciem, aby uczynić go bardziej podatnym na manipulację. Pewnie miało to znaczenie... Ale wobec niewinnego człowieka takie podchody były niczym innym jak tylko stratą czasu.
Mundurowi chuchali jednak na zimne. Zwlekali z zadawaniem pytań Aloisowi niczym myśliwi posłanie strzały, aby trafić w najwrażliwszy punkt swojej przyszłej zdobyczy. Młodzieniec zaś zachowywał zarówno spokój jak i przywilej milczenia.
Lampa rzucająca wąski snop światła na środek drewnianego stołu do przesłuchań zakołysała się łagodnie, gdy przybysz trzasnął drzwiami. Alois mimowolnie podskoczył na krześle, posyłając ostre spojrzenie niskiemu mężczyźnie.
Nie przywitał się, gdy nieznajomy o rozpoznawalnej twarzy opadł ciężko na krzesło, kręcąc przy tym zadartym nosem. Nie kwapił się tego zrobić także przy wyciąganiu z nesesera kilku zdjęć i urządzenia przypominającego wielkością paczkę papierosów. Rakarz Szarych Koszul uzupełnił w formularzu na tekturowej podkładce kilka luk, nim zaszczycił Aloisa spojrzeniem.
Kershaw odchrząknął, czując dziwną wibrację w gardle. Szczęśliwie nie wydał z siebie żadnego podejrzanego dźwięku.
– Tak się panu śpieszy do składania zeznań? – wychrypiał detektyw.
Shuriva brzmiał jak gruźlik albo ktoś obłożnie chory. Jego słaby głos nawet w najmniejszym stopniu nie oddawał dzierżonej przez niego władzy. Zaskoczył on Aloisa nie mniej jak stosunkowo młoda twarz detektywa. Niewiele brakowało, żeby byli nawet rówieśnikami... Tymczasem Shuriva siedział na krześle niczym na kościanym tronie, epatując stanowczością i wyższością. Utwierdzały one Aloisa jak pewnie każdego innego szarego człowieka, że miało się do czynienia z kimś nietuzinkowym. Nawet jeśli nie przez wzgląd na niezliczoną ilość cnót...
– To mój obywatelski obowiązek – odparł Alois, siląc się na dystyngowany ton. Poprawił grafitową kamizelkę, na której zauważył kilka niechcianych zmarszczek. – Nie miałby jednak pan chyba nic przeciwko załatwieniem tego jak najszybciej.
– Detektyw Shuriva, – przedstawił się funkcjonariusz, ignorując sugestię Kershawa. – I owszem. Nie miałbym nic przeciwko zamknięciu mordercy męża stanu.
Alois ułożył dłonie w piramidkę w oczekiwaniu na kontynuację wywodu. Nawet nie drgnął, gdy detektyw mierzył go od niechcenia spojrzeniem.
– Nim jednak przejdziemy do sedna sprawy, proszę mi odpowiedzieć na kilka pytań... – dodał detektyw, wciskając serdelkowatym palcem czerwony guzik w urządzeniu.
Taśma ukryta pod przeszkloną klapką ruszyła z okropnym zgrzytem. Alois zmrużył oczy na ten dźwięk, który przez chwilę dzwonił mu w uszach.
Magowie mieli zaklęcia na niemal każdą dziedzinę życia, a teraz naukowcy finansowani przez władze prześcigali się w kreatywności, aby zniwelować niewygodne konsekwencje ich nieobecności. Doprawdy rozczulające... Niestety, te nieudolne próby kosztowały niektórych niewiarygodne cierpienia! Jak to jednak mówią: "cel uświęca środki".
– Jak ma pan na imię?
Młodzieniec uśmiechnął się wyrozumiale. Starał się mówić przy tym bardzo czytelnie dla pewności, że gdyby detektyw niedosłyszał, mógł sobie odtworzyć przebieg rozmowy za pomocą tego... czegoś.
– Alois Kershaw. Brat Reagana Kershawa, syn Roberta i Teresy Kershawów – uściślił eseista, wiedząc już, jaką kwestię chciał rozjaśnić funkcjonariusz. – I wszystko w dokumentach jest zgodne z prawdą – wtrącił, nim Shuriva zdążył poddać zawarte tam dane pod wątpliwość.
CZYTASZ
Seria Noruk: Dziecię Nieba cz.II
FantasyTrzecia część z serii Noruk *** Południe po jednej stronie Rzeki. Północ po drugiej. To, co łączy ludzi, to granica, na którą spoglądają, gdy szukają winnych swoich nieszczęść. Bo przecież wszystko to wina zmiennych... Prawda, Republiko? *** Ambicje...