Rozdział VI cz.II

13 3 0
                                    

Alois zdziwił się, kiedy wchodząc do apteki, zastał tam Helen z Ambrose. Nie było tam jednak tłoku, żeby ktoś niepokoił brzdąca i jego mamę.

Młodzieniec przez chwilę myślał, że był niemile widziany przez kobietę. Szczególnie w chwili, kiedy wszedł do sklepu. W pierwszej chwili nie mogli zdobyć się na powitanie. Za to, gdy już pierwszy szok opadł, Helen sama zagarnęła go do środka i ugościła.

Tak też od tamtej pory Alois sączył ziółka, które kobieta sama popijała. Regularnie zaglądała do kojca, który zajmował większą część zaplecza.

– Czy milicjanci wzywali cię złożyć zeznania? – spytał Alois, poprawiając na niewygodnym krzesełku.

Przypomniało mu się, jak to kiedyś powiedział ojciec Riffa: „Bo wygodnie to ma być w domu. W pracy ma się pracować!". Ciekawa jednostka. Pomimo łagodnej, wzbudzającej zaufanie prezencji był bardzo stanowczy i surowy.

Helen pokręciła głową, odkładając czerwony, gliniany kubek na blat biurka.

– Jeszcze nie, jeśli w ogóle. Griffin twierdzi, że nie jestem z tobą w dość bliskich relacjach. Przynajmniej zdaniem milicjantów.

– To w sumie dziwne, bo w końcu przy sprawie mojej tożsamości zeznawałaś – przyznał młodzieniec.

– Dokładnie – zgodziła się kobieta, gorliwie przytakując.

Jasnobrązowe włosy opadły jej na czoło. Zagarnęła je, a następnie przerzuciła luźny warkocz przez ramię.

Młodzieniec pokiwał głową, widząc, jak Ambrose starała się wstać. Patrzyła na niego, posyłając szeroki uśmiech. Dzieci mieszkające w kamienicy, przeważnie czmychały na jego widok. Był strasznie wysoki i nie miał najserdeczniejszego wyrazu twarzy. Córeczce maga to jednak nie przeszkadzało w ubóstwianiu swojego jedynego wujka.

Helen odwróciła się. Długo nie wytrzymała, nim podeszła do kojca i wzięła dziecko na ręce. Ambrose jednak ciągle wodziła wzrokiem za Aloisem.

– Moja kochana, ewidentnie ma do ciebie jakąś sprawę – stwierdziła, siadając naprzeciw Kershawa.

Zmarszczki na twarzy Aloisa złagodniały. Sama obecność dziewczynki, przypominającej laleczkę podnosiła na duchu.

– Raczej wyczuwa miękkie serca. Nie mam dzisiaj jednak nic dla ciebie, Rosie – zwrócił się do dziewczynki, która wyciągnęła ku niemu rączki.

Helen przewróciła oczami, podając Aloisowi dziecko. Kershaw próbował odsunąć się od kobiety, próbując wybić z głowy ten głupi pomysł, ale szafka z naczyniami farmaceutycznymi mu w tym przeszkodziła. Kiedy zatem żona Riffa dotarła do niego, Alois usiłował oddać dziecinkę matce od razu. Helen jednak już schowała ręce za plecami.

– Weź ją przytul. Do piersi i przytrzymaj ją od dołu... – instruowała, a młodzieniec próbował podążać za jej wskazówkami.

Ambrose jednak swoje ważyła, będąc przy tym... miękka? Giętka? Sprężysta? Alois nie mógł znaleźć w swojej głowie na to odpowiedniego epitetu. Za to udało mu się zwizualizować wszystkie czarne scenariusze, co by się stało, gdyby, broń Boże!, upuścił Ambrose.

– Helen, to nie jest chyba dobry pomysł... Proszę... Zabierz ją... – mówił, przeskakując wzrokiem z kobiety na dziecko. – Jeszcze coś jej zrobię...

– Co ty za głupoty pleciesz! – zaśmiała się Helen. – Spójrz, jaka Rosie jest zadowolona.

Alois wciągnął z sykiem powietrze, kiedy zerknął znowu na malucha. Dziewczynce najwyraźniej nie przeszkadzało, że jej wujek był sztywny, jakby połknął kij, a jego uchwyt niepewny. Nie chcąc narażać Rosie przez trzymanie na dystans, mężczyzna przytulił ją do piersi.

Seria Noruk: Dziecię Nieba cz.IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz