Rozdział XXIV

10 3 0
                                    

Do Wethill dojechali ciemną nocą. Wytrzęsieni kilkoma godzinami nieprzerwanej jazdy nie bawili się w czułostki, nie mogąc znaleźć na ganku kluczyków do domu Aloisa. Sam gospodarz wątpił, czy Helen zeszłego lata w ogóle myślała o czymś innym, jak o ucieczce z nienarodzonym dzieckiem albo tragicznej stracie męża. Sfinks z jego przyzwoleniem zniszczył zamek, po czym bezceremonialnie zalegli w łóżkach.

Alois z racji swoich nóg nie mógł wdrapać się do swojej sypialni na piętrze, a z kolei z salonu słychać było nawet najmniejszy szelest w kuchni. Tak więc obudził się wcześniej niż by sobie tego życzył.

Dormhall na pewno nie czuł krępacji, gdy zaglądał do każdej szafki i wydobywał puszki z jedzeniem albo słoiki z przetworami. Ginął w przepastnych meblach, zbierając czupryną cały kurz. Zaprzestał swoich wykopalisk dopiero, gdy Alois opadł całym ciężarem na krzesło.

– Masz porządne zbiory... – sapnął sfinks, siadając naprzeciw. Włożył dłonie we włosy i zaczął wytrząsać z nich jasny pył.

– Uzupełniałem w zeszłym roku – poinformował Alois, łapiąc oddech.

Jak się okazało przeprawa z salonu, nawet robiąc sobie oparcie z fotela, sofy i ścian, była ponad jego siły.

– Chwała tobie! – zawołał radośnie sfinks. – Nie będę musiał za wiele kraść.

– To jest jedzenie dla czteroosobowej rodziny na tydzień – zauważył Alois, starając wybić Dormhallowi z głowy ten skandaliczny pomysł.

– Tak być może jest. Dla noruka to jednak na kilka dni, a jeszcze nie wiemy dokładnie, ile ci zajmie zanim wyskoczysz ze skóry. – Alois kiwnął głową, dając znać, że nie trzeba mu tłumaczyć znaczenia tego sformułowania. – Mam jeszcze trochę gotówki, ale nie chcę jej marnować na jedzenie. Mogę co prawda nam coś upolować. Nie wiem jednak, czy lepiej nie byłoby coś zwinąć i rzucić na ludzi urok niż biegać po lesie i straszyć, że się tu kręci jakiś zmienny. Shuriva może przymykać oko na plotki, ale nie chcę go kusić czymś konkretniejszym.

Nie było sensu się kłócić. Dlatego Alois pokręcił jedynie głową, spoglądając na swoje nogi.

Mijał już prawie tydzień, kiedy sfinks zawyrokował, że Kershaw wyskoczy ze skóry. Najczarniejszy scenariusz powoli się oddalał. Nadal jednak ciążyło nad Aloisem widmo utraty człowieczeństwa.

– Nie znam się i raczej niewiele pomogę. Zdam się na ciebie, ale to już wiesz. – zachichotał gorzko, zasłaniając twarz dłonią. – Nawet chodzić nie potrafię... Zmieniam się w zmiennego i nie potrafię chodzić...

– To normalne – mruknął Dormhall, opierając o blat kuchenny.

Pomieszczenie było na tyle przestronne, aby nawet sfinks nie wydawał się tak przytłaczający. Pewnie dlatego Alois łypnął wzrokiem dokładnie tak, jakby miał przed sobą zwyczajnego Luigiego. Jako że Dormhall już nie udawał nieogarniętego Południowca, uniósł jedynie brwi. Milczeniem wręcz zmusił młodzieńca, aby wyjaśnił swoje rozgoryczenie:

– To normalne, że jestem nieporadny jak niemowlę?

Sfinks zdmuchnął kosmyk z czoła. Lekko rozbawiony skwitował:

– Jakby na to nie patrzeć, dopiero raczkujesz w temacie.

Dormhall sięgnął po jedną z puszek i podał Aloisowi, jak tylko ją otworzył. Po tym ruszył na poszukiwania sztućców. Za poradą gospodarza zajrzał do kilku szuflad. Gdy wyjął wreszcie dwie łyżki, zajął z powrotem swoje miejsce.

– Ale wiesz... Nawaliłem – zaczął sfinks, zabierając za jedzenie. Wbił sztuciec na sztorc w konserwie, ale nie kwapił się zjeść pierwszego kęsa. – Bo widzisz, Ali, normalnie noruk jest w miarę płynnym procesem. Zwłaszcza, gdy chodzi o kościec. Gdybym oszczędził ci tamtej pogawędki z szarakami... To przez to poczucie zagrożenia jesteś teraz taki... Niewyważony. Gdybym ci tego oszczędził twoje stopy stopniowo urosłyby do tej formy, ale ogon też byś już miał i ogólnie byłbyś przystosowany do chodzenia. Po prostu wypracowałbyś już odpowiednie odruchy.

Seria Noruk: Dziecię Nieba cz.IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz