Ryudn przyciskała fragment materiału do piersi, patrząc na rozgwieżdżone niebo. Podświadomie przyglądała się każdej z nich, jakby doszukując się nowej. Tej, która miałaby przypominać o tym, że jej ojciec kiedyś stąpał po ziemi. Nie mogła jednak uciszyć rozdzierającego bólu w swojej piersi.
W tamtej chwili zazdrościła pospólstwu ich marnej roli do odegrania. Dla niego śmierć bliskich nie wiązała się z niczym prócz żałobą. Ona zaś zostawała hrabiną – jej moc pęczniała i rozrastała się, wypełniając każdą przestrzeń w krwawiącej duszy. Było to zgodne z wolą pierwszej cesarzowej, która w ten sposób wyznaczała opiekunów swojego ludu. Potem zaś to insygnium zwierzchnictwa przechodziło z pokolenia na pokolenie wraz ze śmiercią poprzedniego władcy. Zaś ten przywilej zdawał się pieczętować los rodzica. Wykluczał możliwość pomyłki czy zwątpienia, że jednak odszedł z tego świata.
Zmienna wciągnęła z sykiem powietrze, ale nadal oglądała świat przez mglistą barierę magii. Wiatr, który wpadał do komnaty przez otwarte okno, jedynie wzmagał napływ łez. Natomiast zdzierał te, co już znaczyły jej zaczerwienione policzki, a ona nie zdążyła ich zetrzeć.
Wiedziała, że jej ojciec tak skończy. Odkąd wybiegł z zamku, poddając się działaniu pierwotnej magii, nie mogła doczekać się dnia, w którym to nastąpi. Kiedy wreszcie przestanie swoim skandalicznym zachowaniem podburzać jej z trudem wypracowywany autorytet. Pragnęła nadejścia chwili, w której jego skandaliczne zachowanie nie będzie pożywką dla kpin albo pretekstem do przejęcia zwierzchnictwa nad jej dziedzictwem. I to w imię obrony jej ludu, jak Beliar wreszcie się zatraci.
I tak po dwóch miesiącach zarwanych nocy, zmagań z zaborczymi dworzanami zarówno z sąsiednich władztw, jak i jej własnego, wreszcie stało się. Beliar umarł, a ona była jedyną dziedziczką. Pomimo jednak, że wreszcie uzyskała to, co jej się należało po tylu staraniach, wyrzeczeniach i cierpieniach, rozdzierał ją żal.
Ojciec nie mógł jej na nowo pokochać. Nie miała szans mu pokazać, że nie była zła, jeśli nie była do tego zmuszona. Jeśli nie stawiało się jej niżej niż jakiegoś noruka... Niby w chwili, gdy Beliar zatracił się, uniemożliwiał naprawę ich relacji. Nie zapominała też, że był jej katem i dręczycielem, a ona jego zdaniem dzieckiem gorszej kategorii. Jednak wciąż pozostawała jego córką.
Ryudn wzdrygnęła się, zaciskając dłonie na brzegach atłasowej narzutki, gdy ciszę przerwało otwarcie drzwi. Tylko jedna osoba mogła wejść do komnaty bez pukania. Nie odwróciła się jednak, gdy ktoś żwawym krokiem przemierzył gabinet i stanął tuż za nią. Nie miała siły się gniewać, gdy Darion postanowił ją od wejścia pouczać:
– Marzniesz.
Zmienny nie zastanawiał się nawet chwili, gdy zrzucił z ramion pelerynę i okrył nią Ryudn. Gdy hrabianka spojrzała na niego, jego stanowcze spojrzenie momentalnie złagodniało.
– Nie żyje.
– Wiem – szepnął, opierając się bokiem o ścianę.
Nie mogło być inaczej. Nic innego nie ściągnęłoby Dariona z powrotem do zamku, gdy był w trakcie realizowania rozkazu.
Dowiedział się tego, bo przed laty zawarł ślub krwi z Ryudn. Kiedy chciała, mogła mu wszystko rozkazać. On zaś mógł jej wszystko pokazać, użyczając swoich zmysłów. Połączyli swoje cara tak, jak łączyli siły w walce o swoje miejsce. Z racji tej nierówności wielu nazywało ten zwyczaj "lennem krwi" albo "sojuszem krwi".
Przez lata jednak nie używali tej więzi. Hrabianka nie nadużywała swojego zwierzchnictwa, a Darion nie pokazywał jej tego, czego potem sam jej nie relacjonował. Wspólne zmagania z wrogim dworem i hrabią sprawiły, że rozumieli się bez słów. Ryudn jednak zawsze zaskakiwało, kiedy powiernik jej sekretów i pragnień wiedział, czego potrzebowała prędzej niż ona.
CZYTASZ
Seria Noruk: Dziecię Nieba cz.II
FantasyTrzecia część z serii Noruk *** Południe po jednej stronie Rzeki. Północ po drugiej. To, co łączy ludzi, to granica, na którą spoglądają, gdy szukają winnych swoich nieszczęść. Bo przecież wszystko to wina zmiennych... Prawda, Republiko? *** Ambicje...