Rozdział XXV

15 4 0
                                    

Księżniczka prezentowała się niczym nimfa. Była ledwie widoczna pośród płatków pachnącego kwiecia, które szczelnie zakrywało ziemię. Wiatr czasami podrywał je niczym śnieg, sprawiając, że tańczyły wraz z motylami zwabionymi wonią nektaru.

Nawet Alois czuł jego słodycz, choć przecież przebywał w towarzystwie zmiennej. Przecież powinna mu doskwierać suchość w ustach, kolana drżeć, o ile już by nie klęczał.

Alois jednak zaczynał rozróżniać sny, które nie przynależały bezpośrednio do niego. Owszem, tym razem czerwień nie czaiła się w polu widzenia, a on sam mógł rozejrzeć po otoczeniu. Wiedział jednak, że niebawem nastąpi moment, w którym zmienny, którego oczami patrzył, przejmie zupełną kontrolę nad sytuacją.

Musiał jednak oddać zachwyt rajowi, w którym się znalazł. Wątpił, czy nawet w Ezdenie było wiele takich miejsc, gdzie całe pagórki porastały jabłonie o rozłożystych koronach i smuklejsze od nich grusze. Soczyste liście przypominały skrawki zielonego atłasu, a pnie poskręcane zwoje szczerozłotego drutu. Cały krajobraz przypominał zamysł artysty, który umieszczał Taurelię w roli boginki ładu i harmonii.

Gdy zmienna spojrzała przez ramię, Alois poczuł ucisk w gardle. Księżniczka nie była ani łagodna, ani łaskawa. Zaś malarz, rzeźbiarz, czy jakikolwiek inny twórca, który próbowałby ją tak przedstawić, musiał być obłąkany, by przedstawić ją taką. Zmienny, którego oczami patrzył młodzieniec najwyraźniej też, skoro przeszkadzał jej w wypoczynku.

Taurelia odezwała się:

– Kim jesteś?

Alois milczał, oczekując momentu, gdy książę zbędzie ten, jak sądził, dowcip jakimś stosownym komentarzem. Tak się jednak nie działo. Jego uszu i Taurelii dobiegał jedynie szelest liści na wietrze oraz radosne trele kolorowych ptaków wijących gniazda pośród koron otaczającego ich gaju.

– Kim jesteś? – powtórzyła księżniczka zmiennych.

Alois zaczął poprawiać ubranie poddenerwowany, iż Leadr narażał się księżniczce. Nawet zirytował się, gdy zmienny zdmuchnął kosmyk włosów wpadający mu do oczu zamiast odpowiedzieć albo chociaż sięgnąć do niego ręką. Kiedy jednak wreszcie zaczesał włosy do tyłu, Kershaw zdał sobie sprawę, że dłoń przecinała mu sieć blizn. Stracił wszelkie wątpliwości, czy to z własnej woli patrzył na swoje zwyczajnie ludzkie, znajome ciało albo ubranie o kroju charakterystycznym dla Południa.

Podniósł ostrożnie wzrok, gdy jego nos podrażnił metaliczny zapach potęgi, którą ucieleśniała Taurelia. Widząc, jak jej ciemne oczy zabarwiły się zniecierpliwieniem, szepnął:

– Nikim, ezdi.

Zmienna zmarszczyła brwi, przekrzywiając nieznacznie głowę. Nawet nie dopuszczała możliwości, żeby ktoś stawiał siebie na równi z cieniem albo kamieniem.

Księżniczka nie przestała być zirytowana. Jej spojrzenie jednak stało się czujne, gdy omiotła nim Kershawa. Przerzuciła warkocz przez ramię. Chwilę poczekała, nim spytała znowu:

– Kim jesteś?

Alois nie zdążył odpowiedzieć.

***

Kershaw dyszał, jakby uciekał przed księżniczką, a nie z nią rozmawiał. W zasadzie to było za dużo powiedziane. Ledwie otworzył usta.

Alois odrzucił kołdrę. Znieruchomiał, ujrzawszy cień swoich nóg. W pierwszej chwili oczywiście ich nie poznał, ale zaciśnięte gardło nie pozwoliło mu krzyknąć ani w jakiś inny sposób wygłupić. Chyba nigdy się nie przyzwyczaję pomyślał Alois, stawiając stopy na podłodze. Oparł się łokciami o kolana, a następnie schował twarz w dłoniach. Senność jednak nie chciała wrócić.

Seria Noruk: Dziecię Nieba cz.IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz