Spotkanie o piątej rano to naprawdę fatalny pomysł – gderał w myślach Alois. Nawet tam jego głos drżał ilekroć napierała na niego fala zimnego powietrza.
Musiał nieustannie przytrzymywać kapelusz, aby nie pofrunął na wiosennym powiewie wraz z wychudzonymi gołębiami ku niebu. Samo to nie było najgorsze. Gdyby jednak wiatr wypuściłby z garści nakrycie głowy mężczyzny, a to zatrzymałoby się na drzewach porastających zbocza przy Dzielnicy Artystów. Jego odzyskanie stałoby się niemożliwe.
Alois starał się, czym prędzej zejść z deptaku prowadzącego do kotliny, gdzie wiosenne zawirowania powietrza nie zdzierały z przechodniów poszczególnych elementów garderoby. Niewielu go w tym popierało, a najpewniej nikt. W końcu tylko Alois zrywał się z rana zamiast cieszyć się miękkim łóżkiem, nim Szare Koszule zamkną go w celi.
„E.A." jednak nieprzypadkowo wybrał porę spotkania. Kiedy Alois gimnastykował się, aby przejść przez płot i opuścić swoją dzielnicę przez posesję sąsiada, całe Kariorum na chwilę spowijała martwa cisza. Tylko wtedy patrole milicji zajeżdżały do baz w różnych punktach miasta, aby zmienić się z innymi mundurowymi. Ci z dziennej warty zaś poruszali się pieszo. Tak też nawet oczy Szarych Koszul „mrugały", dając szansę przejść Aloisowi przez rynek, pod urzędem, a następnie zejść zarośniętą ścieżką, która kiedyś prowadziła do akademii magów na samo dno kotliny pomiędzy kamienice i to niepostrzeżenie.
Alois poruszał się szybkim krokiem. Starał się trzymać nerwy w ryzach, ale nie było to łatwe. Nie zakładał wcześniej, że dostanie główną rolę w reżyserowanym zabójstwie w ramach zaproszenia na bal, a tak się stało. Brakowało tylko, żeby w ruinach term przypisano mu odprawianie jakiś krwawych rytuałów!
Dzielnica Artystów przechodziła powoli w strefę, której nazwę pochłonęło zapomnienie. Konary drzew wyrastających na pozostałościach przydomowych ogródków zlewały się z drewnianymi elementami rusztowań. Przez prześwity w koronach wybujałych drzew wpadało światło, ułatwiające odróżnić dawną drogę wiodącą do centrum miasta od granic zarastających posesji. Prócz drewna i metalu, gdzieniegdzie można było dostrzec odłamki szkła, w których przeglądało się niebo w kolorach złota, jasnego błękitu oraz landrynkowego różu.
Alois jednak kierował swój wzrok nie na stopy, a nieliczne elementy konstrukcyjne, za którymi mogli skryć się milicjanci. Żałował, że nie mógł przejrzeć poczerniałych cegieł na wylot, aby upewnić się, że nikt nie podążał jego śladem. Nie miał czasu sprawdzać każdego winkla wystającego ponad pagórki gruzu po zawalonych ścianach. Jeśli jednak nos go nie okłamywał, jak dotąd dobrze spisując się z wykrywaniem kłopotów, póki co nie wyczuwał nikogo.
Alois położył rękę na sercu, odmawiając pośpiesznie formułkę modlitewną do Boga, kiedy czarny kamień wyznaczający szlak, zamienił się w rudy piaskowiec. Wchodził bowiem do kompleksu świątynnego oddającemu mu niegdyś cześć. Kościół pozostawał kościołem bez względu na jego stan, prawda?
Akurat nos zaczął swędzieć Aloisa podrażniony chemiczną wonią. Było to wyraźne, bo kontrastowało z zapachem próchniejącego drewna i wietrzejącego kamienia. Kiedy Alois przesunął wzrokiem po białych podstawach kolumienek, nie zauważył jednak nikogo.
Połamane trzony przypominały wyszczerbione zęby potwora z oceanicznych głębin, a czerwone schody jej wywalony język. Alois nie mógł znaleźć skojarzenia dla wyrastających spomiędzy płyt żywo zielonych siewek brzóz.
Skrzywił się, kiedy wiatr znowu usiłował pozbawić go kapelusza. Przycisnął go do głowy i wspiął się w stronę głównej sali, gdzie to kapłani kiedyś głosili słowo mające zachęcać do robienia pożytku ze swoich rąk. Nie tylko tych cielesnych, ale także duchowych. Z jakiegoś powodu wnętrze Aloisa spowiła powaga porównywalna z tą, która ogarniała go, gdy przebywał na cmentarzu.
CZYTASZ
Seria Noruk: Dziecię Nieba cz.II
FantasyTrzecia część z serii Noruk *** Południe po jednej stronie Rzeki. Północ po drugiej. To, co łączy ludzi, to granica, na którą spoglądają, gdy szukają winnych swoich nieszczęść. Bo przecież wszystko to wina zmiennych... Prawda, Republiko? *** Ambicje...