Rozdział XVII

14 3 0
                                    

– Nie pozwolę ci – powiedziała przeciągle kobieta, jakby mówiła to już nie raz.

Alois nie mógł się przyjrzeć swojej rozmówczyni, bo za sprawą swojego "gospodarza" cały czas chodził wzdłuż brzegu zdobnego dywanu. Komnata zdawała się jednak zbyt mała dla magii przesłaniającej widok zmiennemu. Jego ciało tym bardziej, ale ani myślał z niego rezygnować.

– Przyszedłem cię poinformować, a nie prosić o zgodę – burknął zmienny, zaciskając dłoń w pięść.

Przez ramię aż do głowy przemknął mu błysk bólu, kiedy pazury przebiły skórę. Palce pokryła krew, która nie wydawała się Aloisowi w dotyku zimna, choć przecież powinna. Zwłaszcza, że szkarłat zdawał się wręcz pienić od mocy. Ciało zmiennego oblekł chłód niesiony przez magię. Obraz obszernej komnaty stał się wyraźniejszy. Zmienny jednak oddychał nadal szybko, nie czując nawet cienia ulgi.

Alois był wdzięczny losowi, że choć czerwień naznaczała niemal każdy obserwowany obszar wystroju pokoju, nie zniekształcała twarzy rozmówczyni zmiennego. Dzięki temu miał pewność, że nie bez powodu udzielił mu się dreszcz zdenerwowania, gdy o to gościł w komnatach księżniczki zmiennych.

Taurelia nie była przybrana w żadną strojną szatę, jej uszu i dekoltu nie przystrajały klejnoty, a we włosy nie wpleciono pereł. Dłonie także miała wolne od atłasowych wstęg, które trzymała zwinięte w ruloniki w pudełeczku na biurku. Jak przystało na nocną porę, siedziała jedynie w długiej, zwiewnej piżamie i narzuconej na nią jedwabnej narzutce.

Choć przez ogromne okna widać było tylko nieprzeniknioną czerń, a za źródło światła robiło jedynie tylko kilka świec, kolory nie ginęły w cieniu. Stąd Alois nie przestraszył się, gdy Taurelia uniosła swoją ciemną rękę, bo ta jednak odcinała się na tle szerokiego rękawa z granatowego atłasu.

– Jesteś mi potrzebny tutaj. Zatracony zaatakował kolejną wioskę. Tym razem przy Musse, a zaledwie kilka dni temu dopiero zaczął żer His – wyjaśniła, palcem drugiej dłoni wskazując stosowny dokument na blacie.

Zmienny podszedł do swojej władczyni zdecydowanie zbyt śmiało, nawet jak na przedstawiciela tego samego gatunku. Alois wzdrygnął się na myśl, że zaraz poczuje na sobie ciężar ezdeńskiej dyscypliny i sztywnej hierarchii. Nic się takiego jednak nie wydarzyło...

Księżniczka skrzyżowała dłonie na piersi, zasłaniając skromne krągłości w towarzystwie szelestu szaty. Źrenice jej oczu błyszczały w ciemnościach niczym świetliki, gdy uważnie obserwowała reakcję swojego poddanego.

Alois ledwie zarejestrował przez wzburzoną czerwień obecność liter na papeterii, gdy zmienny oddał władczyni dokument.

– Kieruje się na północ – zawyrokował właściciel ciała, który użyczał Aloisowi oczu. – Nasz informator twierdzi, że może być szlachetnej krwi.

– Zatem określenie kto to, nie powinno ci przysporzyć problemu – zauważyła władczyni. Kącik jej ust uniósł się, a zmienny warknął głucho.

Nie swędziały go jednak kły, tak jak Aloisowi podczas konfrontacji z milicjantami. Czemu w ogóle przeszło mu przez myśl porównanie swoich bolączek z zachowaniem Ezdeńczyka?! To było niedorzeczne!

W sumie nie bardziej niedorzeczne niż patrzenie na żywot zmiennego z pierwszego rzędu – pomyślał ironicznie. Szczęśliwie, zmienny nie usłyszał tego.

– Może lepiej byłoby nie przeprowadzać śledztwa – zaproponował zmienny, na co Alois się wzburzył. – Wtedy rodzina zatraconego mogłaby rościć sobie prawa do zadośćuczynienia z racji jego unieszkodliwienia albo sfinksy, że nie mogły zawyrokować w jakim stopniu jego duch należy już do bogini... Coś cię bawi? – spytał, gdy dostrzegł na twarzy Taurelii cień uśmiechu. Ledwie jego podobiznę, ale za to motywowaną prawdziwym uczuciem.

Zmienna pokręciła głową, sprawiając, że jej włosy zafalowały niczym len.

Pomimo to jednak Alois zgadzał się z nią. Właśnie przez brak udokumentowanych działań, dowodów, że był niewinny, przypisywano mu co innego. Ucząc na własnych błędach, nie poszedłby w tym przypadku na łatwiznę.

Zmienny był jednak niepocieszony reakcją księżniczki. Zacisnął zęby, poprawiając minimalistyczną tunikę przywodzącą na myśl wojskowy mundur. Ponownie rozgorał w nim ogień oburzonej takim traktowaniem magii. Żar jednak nie rozlewał się z jakiejś konkretnej części ciała, a budził w każdej tkance, jakby ciągle będąc w pogotowiu niczym żołnierze na swoich posterunkach.

– W takim razie wyślij swojego kochasia – zasugerował jadowicie zmienny, uchylając głowy w prześmiewczym uniżeniu.

Tym razem nie uniknął kary za swoją bezczelność. Taurelia rzuciła w jego głowę książką, której nie zdążył złapać. Momentalnie szkarłatna magia ucichła, zostawiając po sobie tępe pulsowanie w miejscu uderzenia.

Alois syknął mentalnie, bo nie mógł inaczej, ale zmienny nie miał takich ograniczeń. Warknął, masując po czaszce. Skrzywił się, gdy zdał sobie sprawę, że zrobił to ręką lepką od krwi.

Taurelia podniosła się, przewiązując jedwabnym pasem narzutkę błyszczącą niczym tafla jeziora gwiaździstą nocą.

– Przykro mi ci to mówić, ale sztuka dyplomacji nie jest twoją mocną stroną, braciszku – odparła zadziornie, siadając na krawędzi ogromnego łoża z baldachimem. – Musisz przypomnieć cesarzowej, że jesteś użyteczny...

– Bo cesarski syn znowu ci zaproponuje małżeństwo? – wtrącił zmienny, prostując się.

– Bo ten głupiec może mi wydać rozkaz zabicia cię, aby oddać wreszcie zadość tradycji – poprawiła go księżniczka.

Ziewnęła, a spod powiek uciekła jej cienka stróżka szkarłatu. Przypominała jednak dym ze zgaszonej świeczki, a nie buzującą pożogę, która tak często wzmagała się w zmiennym.

Rozmówca księżniczki był jednak nieugięty. Gdyby Alois miał odwagę, przyznałby nawet, że irytująco natrętny.

– Jeśli ten noruk przeżyje wyskoczenie ze skóry... – zaczął.

Nie dokończył jednak, gdy Taurelia spojrzała na niego wilkiem. Nawet do zmiennego musiało dotrzeć, że zaczął przekraczać granicę swoich praw i przywilejów. Alois zaś na pewno by jej nie przekroczył, tylko na litość boską, nie mógł nic z tym zrobić.

– Mówiłeś, że ten człowiek jest w bardzo trudnej sytuacji – przypomniała zasadniczo księżniczka. – Powiedziałeś, że wręcz „opłakanej".

Alois zamarłby, gdyby przebywałby w swoim ciele. Tak jednak nie było toteż jego myśli jedynie pędziły jak spłoszone stado dzikich koni.

Pragnął odpowiedzi, ale zmienny znowu zachował milczenie. Taurelia spojrzała na niego spod opuszczonych rzęs.

– Na twoim miejscu przestałabym trząść się ze strachu, a już na pewno z powodu człowieka. Jesteś moim bratem, ale przede wszystkim księciem – powiedziała stanowczo. – Zachowuj się, jak na księcia przystało. Jeśli zaś zajdzie potrzeba, to zabijesz tego noruka, ale tylko wtedy – zaznaczyła, a Alois poczuł cień ulgi. Nie to, co, jak się okazało, Leadr, do którego ust nabiegła żółć. – Jesteś księciem, nie rzeźnikiem.

Seria Noruk: Dziecię Nieba cz.IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz