Rozdział VIII

18 3 0
                                    

– Po śmierci sędziego zdegradowano mnie. Odesłano na staż do archiwów – poprawił się Ernest, przewracając oczami. Podsunął wolną ręką okulary, gdy w drugiej trzymał latarkę.

Aplikant nie rozczulał się zbytnio nad pogrzebem Maxwella. Z goryczą stwierdził, że to była skromna uroczystość. Na tym się jednak jego żale kończyły. Trzymał się konsekwentnie tematu, dla którego ściągnął Aloisa.

W czasie spaceru przez labirynt korytarzy, Ernest wspomniał o swoim zakresie zadań jako stażysta w archiwum. Choć było to tożsame z degradacją społeczną, młodzieniec wykorzystał chwilowy upadek, aby zdobyć informacje o funkcjonowania komendy w Kariorum.

Milicja bowiem zauważalnie ingerowała w funkcjonowanie urzędu miasta. Wyżsi funkcjonariusze zakładali tam nawet swoje gabinety niczym domki letniskowe na plażach. Dla aplikanta Abernathy'iego to było szczęście w nieszczęściu.

– Na biurku znalazłem papiery oznaczone jako "do zniszczenia" – powiedział półszeptem, relacjonując jedną ze swoich wizyt w pokoju zastępcy Butlera. – Była to lista milicjantów, którzy mieli być przeniesieni na służbę w okręgu Le Lac. Postanowiłem zbadać sprawę. Okazało się, że w dniu dokonania morderstwa stanowili razem nadprogramowy patrol niż powinno przypadać na tamtą godzinę. W punkcie transportu i administracji natomiast znalazłem dokument o rozliczeniu kosztów za paliwo dla pojazdów komendy. Jeden z samochodów osobowych spalił więcej ropy, co zostało uzasadnione w sprawozdaniu jakimiś współrzędnymi i złymi warunkami na drodze. Współrzędne te zaś okazały się tymi termami. – Nakreślił światłem latarki kółko. – Pogrzebałem w archiwum izby od spraw infrastruktury i zdobyłem dokładny rozkład pomieszczeń. – Ernest poklepał kieszeń marynarki, gdzie schował mapkę podziemi, którą już zdążył się w międzyczasie pochwalić.

W zasadzie to sięgał po pogniecioną kartkę tylko w miejscach, gdzie ceglane korytarze krzyżowały się ze sobą i rozgałęziały niczym korzenie potężnego drzewa. Nie było to częste, toteż pomimo emocji Alois nie miał żadnego problemu z zapamiętaniem kilku następujących po sobie zakrętów. W razie, gdyby musiał uciekać, mógł to wrócić na powierzchnię bez pomocy czy też łaski Ernesta.

– Pokoje pod ziemią? I to pod łaźnią? – mruknął dociekliwie Kershaw niczym turysta na wczasach w obcym miejscu.

Aplikant wzruszył ramionami, przystając, gdzie korytarz rozdzielał się na dwoje. Nie ufając glinianym tabliczkom wskazującym kierunki do poszczególnych pomieszczeń, sięgnął znowu po mapę. Podał Aloisowi latarkę, który skorzystał z okazji i przyjrzał się napisom.

– Magowie stawiali logikę na głowę, ale owszem. Ponoć były tu pracownie stosowane do najdziwniejszych, najryzykowniejszych rytuałów. Inne wzmianki wspominają o składaniu ofiar z ludzi, antytalentów, a nawet zmiennych – opowiadał, wskazując Aloisowi kartkę. Ten szybko oświetlił Ernestowi mapę. – Równie popularne są teorie, że po prostu pozbywano się tutaj niewygodnych ludzi.

– Z tego co widzę, czasy się zmieniły, a podziemia wciąż pełnią swoją funkcję. Jak dobrze, że niektóre rzeczy się nie zmieniają – mruknął Alois zjadliwie. Ernest uśmiechnął się lekko, nie odrywając wzroku od mapy.

Te większe, w górnej części drogowskazów, stanowiące pewnie główne komunikaty zapisano pismem runicznym powszechnym wśród magów. Natomiast przypisy poniżej, choć również pozornie nieczytelne, miały jednak inną konstrukcję. Nie przypominały małych pajęczynek niczym te w stłuczonych szybkach okularów czy oknach. Linie poziome były wyraźnie krótsze od pionowych osi, upodabniając symbole do liter.

Alois zmarszczył brwi, gdy zaangażowałszy dawno nieużywany obszar mózgu, przypasował znaczenia pod podpisy. Zestawienie wyrazów „tłumienie-metal" i „tłumienie-ziemia" niewiele mu mówiły, ale fakt, że napisane były po ezdeńsku przyprawił go o konsternację.

Seria Noruk: Dziecię Nieba cz.IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz