Rozdział V

18 2 0
                                    

Alois uzupełniał z księgowym rachunki. Rozpiął guzik pod szyją. Było mu gorąco, a księgowy już pootwierał wszystkie okna w swoim zagraconym gabinecie. Wystarczył jeden podmuch wiatru, aby wszystkie papiery znalazły się na zewnątrz. Dlatego też pan Vos spojrzał na młodzieńca znacząco, samemu także poluzowując sprzączki u paska kamizelki. Więcej zrobić już nie mógł.

– Może zdejmie pan te rękawiczki? Nie ma sensu się gotować – zasugerował księgowy, znowu nachylając nad arkuszem zapełnionym gęsto cyframi.

Alois już chciał odmówić, kiedy usłyszał trzaśnięcie drzwiami do klatki schodowej. Zmarszczył brwi prędzej niż urzędnik.

Postanowił nie tracić głowy. Był niewinny. To musiało wyjść na jaw prędzej czy później. Milicjanci nie mogli być tak leniwi, żeby zrzucić cały ciężar winy na barki pierwszego lepszego pechowca. Chyba...

W każdym bądź razie; Alois pozostawał właścicielem kamienicy, którą zostawił w samopas na czas przyjazdu panien Weppler. Dwoje najemców nie zapłaciło czynszu. Nie był to nawet Luigi, który to przecież został okolicznościami zmuszony do opłaty z góry.

Tak więc, gdy młodzieniec usłyszał, że ktoś wchodził do kamienicy, musiał zweryfikować czy to przypadkiem nie któryś z jego dłużników. Nie słuchał zagubionych pytań księgowego, ani tym bardziej nie udzielał na nie odpowiedzi. Alois wyskoczył z mieszkania, aby złapać tego całego sprzedawcę mebli czy też sekretarkę bankową nim dotrą do swojego mieszkania. Na parterze jednak nie zastał żadnego z tej dwójki.

Sophia rozglądała się po wnętrzu kamienicy. W jej krytycznym spojrzeniu odbijała się każda skaza w zabudowie holu wykładanego glazurą i klatce schodowej pnącej się aż do drugiego piętra. Jaki sfinks ją tutaj przyprowadził?

Kershaw zawahał się, łapiąc za poręcz, czy schodzić niżej. Kobieta powoli skierowała spojrzenie w jego stronę. Brak towarzystwa dodawał jej pewności siebie, przy której inni ludzie czuli się żałośni i niepotrzebni temu światu.

– Wynajmujesz gosposię – stwierdziła Sophia. Alois zmęł w ustach uwagę, że powitanie powinno brzmieć nieco inaczej.

– Byłaś w moim domu.

Sophia zdjęła strojną czapkę korespondującą z granatowym pasem garsonki. Kiwnęła na to głową, pozwalając zsunąć się nieco włosom ułożonych w fale na oczy.

– Nie chciała mi powiedzieć, gdzie cię szukać. Ale wiesz, że potrafię być przekonywująca – mruknęła zaczepnie, unosząc nieznacznie kącik ust.

– Pożegnaliśmy się już. Czy i tym razem chcesz podzielić się swoimi jakże optymistycznymi spostrzeżeniami odnośnie zepsucia tego świata? – odparł ironicznie, dając odzew swojej irytacji, gdy już zszedł na parter.

Kobieta spoważniała. Alois czuł, że zaraz odpowiednio mu zripostuje.

– Możemy porozmawiać? – spytała przyciszonym głosem, sunąć palcami po brzegu nakrycia głowy. Rozglądała się, jakby w poszukiwaniu paparazzi, choć wszelką uwagę mediów skupiali na sobie czynni politycy.

– Oczywiście! Niczego tak nie pragnę, jak rozmowy z tobą – zakpił, odwracając na pięcie.

– Ja tym bardziej! – syknęła Sophia, łapiąc młodzieńca za rękaw koszuli. Temu wymsknęło się zwierzęce warknięcie.

Kobieta zachwiała się. Alois odruchowo złapał ją za ramię, aby nie spadła. Rozszerzone oczy Sophii zdradzały, iż warknięcie nie umknęło jej uwadze. Szlag! – pomyślał wściekle Alois, kaszląc, aby zagłuszyć drżenie w gardle.

Niestety, nie zawsze zwierzęcy odgłos poprzedzało mrowienie. Przez to nie mógł przeciwdziałać takim wpadkom. Podobnie zresztą prezentowało się już nie pobolewanie, a podskórne pieczenie w obrębie blizn. Jeśli Alois miał być precyzyjny, a wobec siebie szczery, to uczucie rozlewało się ostatnio po całym przedramieniu, a w gorsze dni i wyżej na ramię. Im większy obszar obejmowało owe podrażenienie, tym krócej jednak trwało. W natłoku tylu problemów łatwiej to było zignorować.

Seria Noruk: Dziecię Nieba cz.IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz