Alois patrzył ze swojej leżanki na wazę ze zwiędniętymi kwiatami. Oczami wyobraźni wspominał jednak czasy, gdy mieszkał w swojej kamienicy.
Odtwarzał w pamięci okno po przeciwległej stronie pokoju. Jak otwarte, wpuszczało uliczny hałas i zapach dymu, który nasilał się w bezwietrzne dni. Wspominał dudnienie kotłowni, które rezonowało przez rury aż do kaloryferów na najwyższych piętrach budynku. Jak życie na zewnątrz toczyło się swoim rytmem.
Choć Kershaw ostatnio tracił orientację w tym, co działo się zarówno dookoła niego, jak i z nim samym, akurat tym razem mógł sobie przypomnieć nawet zatęchły zapach łóżka w swoim lokalu na Węglowej. Nie tyczyło się to jednak radosnych uczuć, gdy opuszczał kamienicę, bo wracał do domu.
Nie było już domu. Spłonął. Pani Deve...
Luigi zamknął skrzynkę robiącą za schowek z podstawowymi naczyniami. Alois domyślał się po jednocześnie świszczącym i chlupoczącym dźwięku, że postawił na kamieniach nad ogniskiem czajnik. Mechanik chodził niemal bezszelestnie i tylko takimi malutkimi szelestami, stuknięciami, drapnięciami przypominał o swojej bytności. Poza tym poruszał się jak duch.
Alois przekręcił się na boku, uciekając wzrokiem od światła dnia wkradającego się do mauzoleum. Od razu poczuł mdłości. W ustach miał smak popiołu, a w trzewiach zawirowało. Ten "wyczyn" rozszedł się po kościach, przywołując na myśl uczucie, jakby oblazły go pająki. Na dodatek nie malutkie kryjące się w szczelinach drewnianej podłogi, tylko takie monstrualnie włochate.
W końcu jednak nadszedł moment, kiedy Kershaw już nie mógł ignorować swoich potrzeb. Przeczucie podpowiadało mu, że Luigi wiedział o jego przebudzeniu. Nie, żeby się z tym jakoś ukrywał, kiedy odchylił drzwi i przeszedł przez plac. Po prostu przywykał do tego, że mechanik był zawsze o krok przed nim. Szkoda, że Butler też... o lata świetlne.
Luigi wyjrzał znad gazety, siedząc na kocyku. Nie silił się na uśmiech. Alois nie miał siły, ale gdyby ten chociaż spróbował to zrobić... Walnąłby go patelnią ze stygnącą zawartością, która leżała na ziemi.
Znużony spuścił wzrok, przechodząc koło niego do studni. Nie chciał siebie oglądać. Już wystarczyło, że mechanik patrzył ze współczuciem, a Abarnathy'owie udzielali schronienia.
Alois nachylił się nad studnią, z której zazwyczaj pobierało się wodę do obmywania nagrobków. Chciał zniknąć, ale przepastny dół oferował jedynie deszczówkę na progu zamarzania. Starannie unikał swojego odbicia i lusterka postawionego na kamieniu, gdy wciągał wiadro. W ten sposób przygotował wszystko do kąpieli z wyjątkiem siebie. Zdjął niemal suchy szlafrok i przewiesił przez murek, gdy kątem oka dostrzegł ciemną plamę na swoim boku. Nim się powstrzymał, spojrzał tam.
Jedna kępa czarnych włosów wyrastała mu na obojczyku, górnej części ramienia i kawałku klatki piersiowej. Łączyła się z tymi, które już miał na plecach, krzyżu, z boku, a także przedramieniu. Wchodziła nawet na szyję. Druga zaś wyrastała na brzuchu. Była mała, ale tak jak każda łata z początku. Alois szarpnął za nią, ale niestety okazała się prawdziwa. Coś w nim zawirowało znajomo.
I pomyśleć, że musiał jeszcze patrzeć oczami mordercy jego brata na rzeź! Jakby na jawie nie prześladowały go okropieństwa!
Uklęknął ociężale na ziemi i schował twarz w dłoniach. Z trudem powstrzymywał płacz. Było to tym trudniejsze, im bardziej czuł napierające na jego czoło pazury.
– Żyjesz tam?
Alois zerknął spomiędzy palców na czającego się za krzakami mechanika. Rozczochrana postać siłowała się z gałązkami, które przyczepiły się do jego swetra. Zastanawiał się czy odpowiedzieć Luigiemu, że wolałby nie.

CZYTASZ
Seria Noruk: Dziecię Nieba cz.II
FantasyTrzecia część z serii Noruk *** Południe po jednej stronie Rzeki. Północ po drugiej. To, co łączy ludzi, to granica, na którą spoglądają, gdy szukają winnych swoich nieszczęść. Bo przecież wszystko to wina zmiennych... Prawda, Republiko? *** Ambicje...