Rozdział XVI cz.II

23 3 0
                                    

Serce młodzieńca wznowiło swoją pracę. Krew rozlała się ciepłem po całym ciele. Nogi posłuchały go, gdy zbiegł po schodach.

– Co tu się wyrabia! – ryknął Alois, odtrącając mundurowego od pani Abernathy.

Milicjant obił się o drzwi, kiedy mężczyzna łapał upadającą żonę. Nie miał szans zablokować ciosu po plecach. Krzyknął, gdy dostał po nerkach.

Alois warknął dziko, kiedy wyrwał przestraszonemu mundurowemu pałkę. Złapał go za bark totalnie zaślepiony czerwienią, która rozpływała się po jego wnętrzu i buzowała w żyłach.

Piekielnie swędziały go zęby, ale nie przejął się tym. Alois nie bał się ani ran, ani konsekwencji. Skądś wiedział, że nawet wchodząca dwójka mundurowych zainteresowana zamieszaniem nie mogła stanąć mu na drodze.

Alois pchnął łajdakiem, który wiercił się w jego uchwycie. Wpadł w to wsparcie od siedmiu boleści, torując Kershawowi drogę na zewnątrz.

Na ulicy nie było nikogo. Nikt nie wychodził rodzinie z pomocą. Alois gardził tymi ludźmi, którzy patrzyli przez okna i kryli jak szczury w kanałach. Odbijało się to w jego rozpalonych szkarłatem oczach.

Ale czy był od nich lepszy? Nie obronił brata... Nie obronił przyjaciela...

Wykorzystał tą samą metodę, co milicjanci wbiegając do domu: łomot z zaskoczenia. Była ich zaledwie piątka, a przez budzony terror byli w stanie wyrwać rodzinę z domu i sprawić, że reszta okolicy robiła pod siebie z przerażenia!

Alois nie zatrzymywał się, wykorzystując ich oszołomienie. Mundurowy strzegący furgonetki nawet nie zdążył dojść do siebie, widząc trójkę swoich kolegów wyrzuconych z kamienicy, gdy Kershaw znalazł się tuż przy nim.

– Stój, bo strzelam – krzyknął milicjant, mierząc z pałki jak z pistoletu. Zajmował się przewozem cywilów, a wedle prawa nie wolno było wykorzystywać na nich ostrej amunicji.

Alois spojrzał na niego spode łba, mierząc się z nim na siłę woli. Tamten szybko zrezygnował z blefu. Zaledwie spróbował uświadomić Kershawa, że nie wolno podważać działań milicji. Zamilkł raptownie, gdy właściciel kamienicy odsłonił zęby w zwierzęcym grymasie.

Czerwień przesłaniająca pole widzenia nie pozwoliła mu zwątpić, czy to było niestosowne. Czy przekreślał swoją szansę na wyratowanie spod ognia oskarżeń Butlera. Czy Alois dokona żywota w jakimś szpitalu albo zadynda stryczku.

Alois wyrwał mundurowemu pałkę. Szkarłat w nim nieco przygasł, gdy jednym ciosem z nasady kija uporał się z zamkiem do furgonetki. Zaskoczenie tym rozmyło się jednak w pośpiechu.

Alois wyciągnął ręce do Flicha, młodszego od niego chłopca i jeszcze mniejszej dziewczynki. Poganiał ich gestem dłoni, bo nie był pewien, jak zabrzmiałby jego głos. Tylko chłopak od gazet miał głowę na karku, aby ruszyć z przestraszonym rodzeństwem w stronę wyjścia.

Dzieci zaczęły już wstawać, gdy jakiś milicjant złapał Aloisa za bark. Rodzeństwo Flicha pisnęło, kiedy chłopak przytrzymał je, aby nie dostali rykoszetem w przepychance dorosłych.

Alois odepchnął napastnika bez większych trudności! Jego mięśnie płonęły od gorąca, ale nie wynikającego z wyczerpania. To ciepło przywodziło na myśl piec w lokomotywie – służyło pracy, walce, a nie z niej wynikało.

Na miejscu milicjanta wyrosło dwóch kolejnych. Czwartym zajmował się pan Abernathy, który był nieporównywalnie silniejszym mężczyzną niż Alois, a przynajmniej z pozoru. Przez to Flich Senior nie mógł się zbliżyć do dzieci, którym przejście starał się utorować właściciel kamienicy. Że też nie chciały wyjść! Przynajmniej hałasy na korytarzu świadczyły, że nim dołączy do potyczki piąty mundurowy może minąć trochę czasu.

Seria Noruk: Dziecię Nieba cz.IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz