Rozdział XXI

27 3 0
                                    

Alois krzyknął, starając poderwać na równe nogi. Nie udało mu się.

Zamiast umknąć przed wyśnionym zatraconym o szmaragdowych ślepiach poślizgnął się w wannie. Uderzył głową o jej brzeg, ale nie dość mocno, aby zrobić sobie krzywdę. Póki co. Za to nie znalazł w mokrej porcelanie oparcia, którego tak potrzebował. Zsunął się po brzegu śliskiej ścianki. Dopiero, gdy woda napłynęła mu do ust, zdał sobie sprawę z jej istnienia. Zaślepiony szokiem poruszał nogami, jakby musiał dopłynąć do powierzchni. Były krępowane przez bardzo ciężki materiał, toteż nałykał się jeszcze więcej wody i strachu.

Pomimo swej waleczności najprawdopodobniej utonąłby, gdyby ktoś nie złapał go pod ramiona i nie wyszarpnął ku powierzchni. Alois nie patrzył na nikogo, gdy zawiesił się na brzegu wanny i zaczął wykrztuszać wodę ze swoich płuc.

Nie czuł faktury metalowej krawędzi, gdy zaciskał na niej drżące ręce. Przerażała go myśl, że przez zgrabiałe palce puści ją i znowu wpadnie do wody.

Zaślepiony przerażeniem nie mógł dostrzec dziwnej pustki w polu widzenia. Prócz łez i mroczków nie pojawiła się tam nawet najdrobniejsza drobinka czerwieni...

Dudniąca w uszach krew nie zagłuszyła jednak komentarza, który padł w towarzystwie lekkich uderzeń w plecy.

– Już dobrze... Wyduś to z siebie... – mówił mężczyzna, który po dłuższym zastanowieniu okazał się Aloisowi znajomy.

Bezwiednie zacisnął dłoń na podanym ręczniku. Tak jak znał postać stojącą obok, nie mógł tego powiedzieć o potężnym mężczyźnie ani o pomieszczeniu, w którym niemal wyzionął ducha. Ten wyszedł pośpiesznie, zamykając drzwi, nie dając nawet szansy odezwać do siebie.

Alois gwałtownie przekręcił głowę w stronę właściciela ręki próbującej odebrać mu ręcznik. Nie miał siły się zdenerwować tak jak wyjść z wanny. Ciało poświęcało całą energię, aby utrzymywać dygotanie całego ciała.

Luigi za to wiedział, co jeszcze mu przeszkadzało podnieść wzrok. Odebrany ręcznik zarzucił mu na plecy, ale nie przywróciło to jednak nawet po części utraconego ciepła.

– Gdzie... My... – wycedził Alois z trudem. Zęby tak mu dzwoniły, że zagłuszały z trudem zaczęte pytanie.

Luigi nie kłopotał się próbą ciągnięcia go za język. Z grymasem przyjrzał się mokrej plamie na froncie swojej koszuli. Odszedł powoli na przeciwległą stronę łazienki. Poinformował Aloisa:

– Jesteśmy na obrzeżach Peliaru. W domu naszego nowego znajomego, maga.

Mechanik usiadł ciężko na klapie klozetu, jakby naprawdę tego potrzebował. W końcu...

Odrętwiałemu umysłowi Aloisa chwilę zajęło nim przypomniał sobie wydarzenia poprzedniej nocy. Ciało, pomimo oporu w formie skrzypiących stawów i zesztywnienia mięśni, poddało się jego woli odsunięcia jak najdalej. Złapał się przeciwległej strony wanny, a potem przyciągnął.

Lodowata woda zafalowała gwałtownie, a jej większa część znalazła się na posadzce. Sfinks warknął zwierzęco, gdy błyskawicznie podkulił nogi, unikając zimnej cieczy.

– Czyś ty stracił rozum?! Czy ty wiesz, jakie to zimne?! – uniósł się Luigi, piorunując wzrokiem Aloisa. Tego przebiegł przenikliwy dreszcz, jakby w odpowiedzi na pytanie. Zaszczękał zębami jeszcze bardziej, choć już może niekoniecznie z zimna.

Czerwień nadal się nie pojawiła. Nie napuchła w wyziębionym ciele ani nie wyostrzyła zmysłów. Rozedrgane wargi nie uniosły się, odsłaniając kły, a z gardła nie wydobył nawet stłumiony pomruk...

Seria Noruk: Dziecię Nieba cz.IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz