Rozdział XXVIII

16 4 0
                                    

Granica pomiędzy Ezdenem i Republiką w całości przebiegała przez Rzekę. Bez względu zaś na to, po której jej stronie się znajdowało, woda chlupotała tak samo, wgryzając w brzeg. Wiatr także był niezmiennie łagodny, jak przystało na późną wiosnę. Jeśli jednak coś łączyło krainy ludzi i zmiennych prócz konfliktu, była to właśnie pora roku.

Kiedy Aloisa zaczęła opuszczać senność, nie miał jednak wątpliwości, że nie znajdował się w Wethill i to nawet bez otwierania oczu. Zwierzęta na Północy wydawały się zahukane w porównaniu z ich południowymi kuzynami. Szczególnie bąki i beksy, które w ramach swoich śpiewów buczały niczym zepsute megafony na całą okolicę. Na pewno nie bały się sfinksa, który cicho mamrotał nieopodal, szeleszcząc jakąś tkaniną.

Gdy Alois podjął pierwszą próbę otworzeniu oczu, nie skończyła się ona powodzeniem. Za to cichym syknięciem, bowiem słońce w zenicie oślepiało swoim blaskiem. Dopiero potem okazało się, że nie było nawet jednej chmurki, która łagodziłaby lejący z nieba żar. Przyrzeczna bryza i otoczenie krzewów sprawiało jednak, że upał nie był dla sennego Aloisa jeszcze tak odczuwalny.

– No wstałeś wreszcie – powiedział Dormhall w ramach powitania, przestając układać na sobie fałdy odzieży o kroju charakterystycznym tylko dla jednej nacji. – Kto to widział, żeby tyle spać?!

Alois nie odpowiedział. Za to potężne ziewnięcie wystarczało za tysiąc słów tłumaczenia, że jeszcze by pospał. Oczywiście, w jakimś cichszym miejscu. Przesunął ręką po oczach, chcąc przegonić z nich paproszki. Za to, gdy już to zrobił, zesztywniał, jakby połknął kij.

Wierzch dłoni porastała czarna sierść. Zresztą nie tylko... Gdzie Alois nie spojrzał, czy to na przedramiona, brzuch czy zwierzęce nogi, nie było skrawka gołej skóry. Uderzenia o ziemię przypomniały mu także o nowej części ciała poniżej pleców. Ogon miał za nic zaskoczenie młodzieńca, który niczego tak nie pragnął, aby przestał się ruszać. Zaś robił to tym bardziej, im Alois starał się go przycisnąć do ziemi.

Dormhall zawołał go po imieniu, na chwilę przerywając te zmagania. Noruk nie zdążył nawet słowem się odezwać, kiedy sfinks rzucił w niego ubraniem, przypominając o innym istotnym aspekcie – nagości.

Alois jednak zdołał jedynie położyć je na strategiczny obszar na ciele, który już i tak przesłaniał jakiś materiał. Oddech miał ciężki, jakby stoczył właśnie walkę. Choć nie czuł w ustach krwi, długie kły nie pozwalały mu zapomnieć o zatraconym. O tym, że Alois zmienił się w monstrum... I najwyraźniej nadal nim był.

– Nim zaczniesz krzyczeć, płakać, czy co tam ci skrajnie hałaśliwego przyjdzie do głowy, wiedz, że to normalne – powiedział sfinks, przysiadając naprzeciwko Aloisa.

Oddzielało ich ognisko, nad którym stał żeliwny stojak, a na nim garnek z jakąś podejrzaną potrawką. Bulgocząca ciecz nie była jednak w stanie odwrócić uwagi od stroju Dormhalla, czy nowo dokonywanych odkryć Aloisa.

Sfinks, jak przystało na Ezdeńczyka, nosił kontusz narzucony na koszulę z delikatniejszego materiału. Choć na dworze Beliara zmienni błękitnej krwi nosili przeważnie długie warianty tych ubrań, Alois zetknął się także z ich innymi formami. Nie było się trudno domyśleć, że to na rzecz wygody modyfikowano tradycyjne projekty, upodabniając je do tunik. To, co wyróżniało strój Dormhalla, to jednak brak jakichkolwiek ozdób.

– To, że powiedziałem, że to normalne, wcale nie oznacza, że nie możesz krzyczeć – dodał sfinks, gdy Alois jeszcze chwilę skupiał swoje spojrzenie na dłoniach opartych o kolana. Przynajmniej nie chciało mu się już spać...

– Od dłuższego czasu nic, co jest ze mną związane, nie jest normalne – powiedział cichym, drżącym głosem.

O proszę... A jednak mogę mówić – pomyślał, przypominając sobie niemoc wypowiedzenia choćby słowa po wyskoczeniu ze skóry. Chociaż z drugiej strony... A może szok mu na to nie pozwalał?

Seria Noruk: Dziecię Nieba cz.IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz