Rozdział XXII

9 3 0
                                    

Alois siedział w swoim gabinecie od dłuższej chwili. Chcąc zabić nudę, polerował rewolwer. Chociaż lata nikt nie wyjmował go z pudełka, a tego ze strychu, broń wyglądała tak samo jak podczas ostatniej lekcji danej Aloisowi przez ojca. W czarnym metalu słabo odbijało się światło latarni na dworze. Za to rewolwer dobrze leżał w dłoni. Jak nigdy wcześniej – mógłby śmiało powiedzieć Alois, gdyby ktoś go spytał.

Kershaw wyciągnął broń przed siebie, przyglądając bębnowi. Zapomniał, że już go przeczyścił, więc miło się zaskoczył, gdy zobaczył jak błyszczy. Nie zwlekał zatem z włożeniem ośmiu nabojów do odpowiednich otworów. Gdy już to zrobił, oparł się łokciami o parapet, wyglądając przez okno.

Gdy jego matka miała lepsze dni, mówiła, że księżyc to ciastko, które Bóg każdej nocy nieco nadgryzal. Kiedy zaś już zjadał je całe, przechodził do swojej drugiej ulubionej czynności – pieczenia, kęs po kęsie oddając go ludziom. Bo dla niej Ojciec miał w sobie coś z kucharza – lubił serwować swoim dzieciom potrawy, ale także chłonął ich łakome spojrzenia, gdy oczekiwały smakołyków.

Może to był uraz z czasów przeprawy, jednak w cieniusieńkim sierpie przecinającym nieboskłon Alois widział przymrużone oko. Kto patrzył? Nieistotne.

Alois podskoczył na siedzeniu, gdy schody na korytarzu zaskrzypiały. Brzmiało to, jakby cały dom miał się zaraz rozlecieć. Łapiąc się za serce, zdał sobie sprawę, kto jeszcze mógł po nich chodzić.

Odkąd przedyskutował z Luigim, że państwo Abernathy opuścili Kariorum, a Ernestowi wystawiono konkretne zarzuty utrudniania śledztwa albo czy Alois powinien wstawić się na spotkanie z Butlerem, mechanik zdążył wyjść na miasto, wrócić przed patrolami milicji, a potem zamknąć się na klucz w "swoim" pokoju. Nawet zostawił na zewnątrz karteczkę, że jest padnięty i nie chce, by mu przeszkadzano. Alois zastanawiał się z początku, ile Luigi wytrzyma w samotności. Zdążyło upłynąć już kilka godzin... Tyle jeśli chodzi o jego służenie pomocą dzień i noc.

Kershaw oczekiwał, kiedy pani Deve zapuka do jego drzwi, ale nie zrobiła tego. Musiała domyślić się, że Alois nie będzie spać z lęku przed koszmarami. W rzeczywistości denerwował się jednak rozmową, którą miał dopiero przeprowadzić następnego wieczora. W cztery oczy – tak jak komendant sobie tego zażyczył na danej Aloisowi wiadomości.

Staruszka wyglądała, jakby ktoś wyrwał ją ze snu, ale wynikało to wyłącznie z rozczochranych loków. Jej oczy błyszczały, gdy stała z kubkiem aromatycznego napoju i patrzyła na pokój Aloisa oraz niego samego.

– Kakao, abyś wreszcie poszedł spać... – mruknęła, wchodząc do pokoju i kładąc kubek na brzegu biurka.

– Dziękuję.

Pani Deve kiwnęła głową, gdy Alois skosztował napoju, nawet nie zapytawszy skąd miała kakao. Wkład Luigiego był tu oczywisty. Spytała jedynie, nieco zrzędliwie:

– Naprawdę zamierzasz całą noc gapić się w okno?

– W zasadzie to dopiero zacząłem – poinformował Alois, poprawiając przerzucony przez kolano termofor.

To był element jego „kuracji". Luigi nakazał wygrzewać Kershawa, nawet gdy już nie będzie mógł tego znieść. Nastąpiło to wcześniej niż Alois sądził. W końcu ze swoim urazem z zimowej wyprawy powinien ubóstwiać każdą drobinkę ciepła tak jak, gdy dręczyły go reumatyczne bóle. Lecz po czasie ulgi ciepło roztaczane przez gumowy worek stawało się nie do zniesienia... Przynajmniej bez odpowiedniej motywacji. Mechanik znalazł odpowiednią: skończenie jako sierściuch od stóp do głów w jedną noc. Niespodziewanie – podziałało to na Aloisa nadzwyczaj dobrze.

Seria Noruk: Dziecię Nieba cz.IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz