Hawks kręcił się po swoim mieszkaniu. Zrzucił z ramion kurtkę i się przeciągnął, cóż za noc. Do niedawna Crystal była tylko losową bohaterką, którą uratował przed upadkiem, teraz była jakaś... inna. Minęło tylko kilka dni, a jej wzrok... Uśmiechnął się do siebie. Dziewczyna miała przed sobą świetlaną przyszłość. Powinna tylko trochę bardziej się wyluzować. Chodziła spięta jak kij od szczotki.
Wszedł do łazienki, powinien się umyć po tym całym dniu latania. Wyjął z szafki czysty ręcznik i nagle go upuścił na kafelki. Sam o mało nie upadł, poczuł nagłe dreszcze. Czuł je aż w mózgu, włosy stanęły mu dęba, a na skórze pojawiła się gęsia skórka. Jego oddech przyśpieszył i z minuty na minutę robiło się coraz bardziej gorąco.
Złapał za umywalkę i użył jej jako swojego podpórka. Skupił całe swoje siły, które aktualnie były mocno rozchwiane. Zamknął oczy żeby się skupić, skoro je czuł to oznaczało, że było świeże, musiał je zgubić najpóźniej sześć godzin temu. Skoro do niego nie wróciło to nie było za dnia... A to oznaczało.
– Używa ich jako broni? ‒ usłyszał drgania głosu Crystal. ‒ Przecież jest takie miękkie.
Kolejny raz przejechała palcami po piórze, kolana Hawksa się zgięły. Musiała jedno wziąć ze sobą, nie zauważył kiedy... Bawiła się nim. Nie zdawała sobie sprawy, ale właśnie doprowadzała go na skraj szaleństwa, jej delikatne palce sprawiały, że nie był wstanie ustać na nogach.
Nagle dreszcze przestały się nasilać i pozostało tylko uczucie miękkości w jego ciele. Skupił się na piórze, słyszał miarowy oddech dziewczyny. Usnęła, zostawiła je w spokoju. Dobrze, do rana nie powinno już odbierać bodźców, a tym samym, nieważne jak długo będzie się nim bawić, on już tego nie poczuje.
Hawks spojrzał na siebie w lustrze, na jego twarzy pojawiły się wypieki. Przeczesał włosy palcami, dawno tego nie czuł, nie pozwalał nikomu bawić się jego piórami, a ona sobie z nim tak pogrywała.
Zaśmiał się do siebie, zasłużył sobie za to zepchnięcie z wieży.
***
Jedyne co płynęło w żyłach Misaki to kawa. Do dwunastej zdążyła wypić trzy kubki i ciągle trzymała tempo. Czuła jak w przerwie między dostarczaniem sobie kofeiny do organizmu, jej oczy same się zamykały i prawie spała na podłodze.
‒ Serce ci stanie ‒ Aizawa zabrał jej kubek widząc, że ponownie się zbliża do słoika z kawą ‒ nie przesadzasz?
‒ Zmęczona jestem ‒ wyrwała swój kubek ‒ chcesz żebym zasnęła na środku klasy? Nie mam przy sobie śpiwora.
‒ Coś cię trapi? ‒ oparł się o blat i obserwował jak wsypywała czubate łyżeczki kawy. ‒ Zawsze spałaś jak zabita i nie można było cię dobudzić. Nie spałaś jak się martwiłaś.
A żeby wiedział, że coś ją trapiło, to był on. Jego zasrana obecność i ciągłe wtrącanie się, komentowanie co robiła i jak robiła, a do tego to ciągłe traktowanie z góry. Czuła się jak uczeń, a nie nauczycielka którą była! Była tak wściekła, że się trzęsła, nie mogła spać, bo ciągle łaziło za nią poczucie poniżenia i to wszystko przez niego!
‒ Hej... co się dzieje ‒ patrzył na nią zaskoczony. ‒ Misaki, wszystko dobrze?
‒ Co masz na myśli? ‒ wycedziła przez zęby.
‒ To, że do oczu napłynęły ci łzy i masz je całe czerwone ‒ wyjął z kieszeni buteleczkę kropel do oczu ‒ tak się kończy włóczenie po nocy ‒ złapał ją swoimi szarfami i przyciągnął do siebie, całkowicie skrępowana nie była w stanie ruszyć niczym poza głową, którą Aizawa też unieruchomił. Złapał ją za policzki i delikatnie przechylił do tyłu żeby było łatwiej zaaplikować krople. ‒ Nie szarp się.
Stała spokojnie, ale nie dlatego że jej kazał, to nawet nie przez jego szal, Misaki całkowicie zesztywniała. Była niego tak blisko... ich twarze tak blisko... Jego blizny tak blisko. Do oczu napłynęło jej jeszcze więcej łez, dlaczego teraz? Dlaczego pęka skoro trzymała się cały czas.
Zaczęła szybko mrugać żeby odpędzić piekące łzy co nie spodobało się Aizawie. Rozchylił jej powieki, najpierw dwie krople do prawego, potem do lewego. Misaki zacisnęła mocno oczy, zimny płyn przyniósł jej potrzebne ukojenie. Tarła zmęczone oczy pół dnia.
‒ Lepiej?
‒ Tak, o wiele mniej pieką.
‒ Przychodzimy nie w porę? ‒ Present Mic cicho odkaszlnął.
Misaki z Aizawą spojrzeli na wejście. Praktycznie całe grono pedagogiczne weszło do pokoiku z kubkami. Tak jak oni chcieli się pobudzić kawą. Nie spodziewali się, że mogą zastać taką... Intymną scenę.
Spanikowana Misaki aż podskoczyła. Starała się odsunąć od Aizawy żeby chociaż trochę.
‒ Poczekaj, nie szarp się ‒ oboje stracili równowagę przez to polecieli na podłogę. ‒ Czy chociaż raz możesz posłuchać co mówię?!
Z ciężkim oddechem i duszą na ramieniu, leżała pod nim. Na podłodze w pomieszczeniu socjalnym, na oczach Present Mica, All Mighta, Vlad Kinga i innych. Czuła ciepłą dłoń Aizawy pod głową, uchronił ją przed uderzeniem się?
Oswobodził ją ze swojego szala i pomógł wstać. Nieważna była już jej kawa i zmęczenie. Chciała zapaść się pod ziemię, zniknąć.
‒ Ja już pójdę ‒ wydusiła tylko z siebie i wybiegła z pokoju.
‒ Rany, a tej co? ‒ Aizawa podrapał się po głowie. Czuł na sobie wzrok innych nauczycieli. ‒ Na co się gapicie? ‒ w jego oczach zalśniła czerwień.
Odwrócili od niego wzrok i udając, że nie widzieli całego zajścia, po prostu zajęli się swoją kawą. Present Mic, jednak nie mógł odpuścić, ciekawość go zżerała.
‒ Co to właśnie było? ‒ odciągnął go na bok. ‒ Dobrze widziałem?
‒ Niczego nie widziałeś ‒ Aizawa zgromił przyjaciela wzrokiem ‒ zakraplałem jej oczy, bo były strasznie wysuszone.
‒ I dlatego musiałeś ją całą obwiązać i tak przycisnąć do siebie!?
‒ Nie dramatyzuj to tylko moja podop ‒ ugryzł się w język ‒ pracujemy razem.
‒ Słuchaj, to nic złego jeśli ci się podoba, nie jest twoją uczennicą i możecie się spotykać ‒ Aizawa posłał mu kolejne groźne spojrzenie ‒ ale mógłbyś mi coś powiedzieć! Jesteśmy przyjaciółmi do cholery!
‒ Niczego ci nie powiedziałem, bo niczego nie ma ‒ Aizawa zaczął kierować się do swojej klasy, za chwilę zaczynali lekcje. ‒ Ogranicz oglądanie tych głupich seriali, bo ci na głowę siada.
Schował ręce do kieszeni. Present Mic miał rację, nie wyglądało to jak zwykłe zakraplanie oczu, ale ona... Uparta jak zawsze się pewnie by wykręcała i mówiła, że nic jej nie jest i nie potrzebuje żadnych kropel. Gdyby nie zadziałał siłą to chodziłaby z piekącymi oczami, cała zapłakana do końca dnia. Zawsze taka była. Miał wrażenie, że nic się nie zmieniła od czasów nauki.
Tym razem chyba naprawdę go poniosło i się zapomniał. Ona nie była już jego podopieczną, pracowali razem. Nie mógł cały czas jej traktować jak nieporadnej gówniary, która nie chciała przyjąć lekarstw. Musiał się przestawić, ale jak tylko ją widział, pamięta tylko jak się zarzynała do nieprzytomności żeby być coraz lepsza.
Tyle razy musiał ją zaciągać do pielęgniarki, cała poharatana, zawsze tylko się darła, że to nic i sobie poradzi. Nigdy nie chciała go słuchać. Uparcie dążyła do celu nie patrząc na to jak raniła samą siebie. Zawsze musiał ją sprowadzać na ziemię, bo gdyby nie on już dawno leżałaby w grobie. Skrzywił się, niestety, ale po części to też jego wina i jego surowego wychowania.
Stare nawyki nie tak łatwo opuszczają człowieka i pomimo że nie widzieli się tyle czasu... Nadal chciał się nią zaopiekować.
CZYTASZ
Shards of pain
FanfictionCiężko jest odnaleźć swoje miejsce. Chociaż obrałam ścieżkę bohaterki, cały czas trzymają mnie wątpliwości. Czy dobrze zrobiłam, że przyjęłam tę posadę nauczycielki? Nie sądziłam, że mój były nauczyciel i denerwujący ptaszor tak bardzo wpłyną na moj...