‒ Tokoyami? ‒ Misaki otworzyła swojemu uczniowi drzwi. ‒ Co cię do mnie sprowadza?
‒ Przepraszam, że przeszkadzam, po prostu... ostatnio pytała mnie pani o Hawksa, nie wiem czy to ważne, ale odezwał się do mnie, zaproponował wspólne treningi.
‒ To fantastycznie ‒ próbował przed nią coś ukryć czy naprawdę zależało mu na rozwoju chłopaka? ‒ Dziękuję, że mi powiedziałeś, ale nie musisz się martwić, byłam po prostu ciekawa jego przyjazdu.
‒ Obiecał, że weekendy poświęcimy na doskonalenie moich umiejętności.
Jakoś nie potrafiła zaufać temu ptaszorowi, może to przez to że zepchnął ją z dachu z zimną krwią, ale uważała, że coś kręcił. Dziwnym przypadkiem napisał do Tokoyamiego zaraz po ich nocnej rozmowie? Próbował użyć go jako przykrywki?
‒ Dziękuję Tokoyami, wracaj do reszty ‒ uśmiechnęła się do niego, ukrywając swój narastający niepokój, miała złe przeczucia.
Uczeń posłusznie skinął głową i odszedł. Misaki wróciła do swojej pracy, a raczej do pracy którą powinna zrobić z Aizawą, ale znając go właśnie ucinał sobie drzemkę przed nocnymi treningami.
Do jej drzwi znów ktoś zapukał.
‒ Zapomniałeś czegoś, Tokoyami? ‒ to nie był Tokoyami. ‒ Co znowu?
Nadal miała za złe Aizawie sytuację w jakiej ją postawił przed kadrą nauczycielską. Znała ich z poprzednich lat, kochali plotki i szybko sobie dopowiedzą to co chcieli, jeśli Mic zacznie do niej wydzwaniać, wrzuci telefon do kibla.
‒ Kupiłem makaroniki, pomyślałem, że się skusisz?
Nie cierpiał makaroników, zawsze narzekał na ich słodki krem i kruche ciasto. Jej klasa raz w życiu mu je kupiła i więcej nie popełnili tego błędu, ale za to ona kochała makaroniki. Zwłaszcza melonowe i malinowe. To były jej ulubione smaki.
Przepuściła go do środka, więc tak próbował się odkupić? To miały być jego przeprosiny? Usiedli naprzeciwko siebie, Aizawa postawił kartonik ze słodyczami na stoliku, jednak żadne z nich go nie tknęło. Dobrze wiedzieli, że to była tylko wymówka żeby do niej przyszedł.
To on zaczął i teraz to on powinien to zakończyć nie zamierzała się odezwać. Siedziała wyprostowana, dumna, zniecierpliwiona.... Zestresowana. Chociaż udało jej się przestawić, że ona i Aizawa byli na tym samym poziomie to nadal czuła ten ścisk żołądka co zawsze. Chciała żeby już sobie poszedł i mogła zając się swoimi obowiązkami. Chciała też usłyszeć od niego przeprosiny. Mógł po prostu jej podrzucić liścik, nie musieliby teraz odbywać tej niewygodnej rozmowy.
‒ Jak oczy?
‒ Lepiej.
‒ Jak cię związałem i chciałem podać krople ‒ czekała z zapartym tchem, niech to z siebie wydusi ‒ łzy nie były przez suche oczy, prawda?
Jej żołądek zacisnął się jeszcze ciaśniej. Teraz miała mu się spowiadać? Miał niezły tupet po tym wszystkim co zrobił.
‒ Strasznie mnie piekły...
‒ Misaki ‒ nie wierzył jej ‒ czy coś się dzieje?
A co go nagle tak to interesowało? Teraz serce mu zmiękło i postanowił bawić się w dobrego wychowawce?
‒ To nic.
‒ Kłamiesz.
Spuściła głowę, dlaczego po prostu nie odpuści skoro widział, że nie chciała o tym gadać?
‒ To przez blizny ‒ powiedziała cicho.
‒ Jakie blizny? ‒ Aizawa nie rozumiał.
‒ Twoje! ‒ podniosła głowę i spojrzała mu w oczy. ‒ Chodzi o to, że ‒ zacisnęła pięści na swoich spodniach ‒ nie mogę na nie patrzeć... na to co się z tobą stało ‒ Aizawa zaniemówił. Dlaczego? ‒ Podczas tego ataku, kiedy wszyscy bohaterowie stawili czoła lidze, moja agencja była w innym kraju, pomagaliśmy pojmać przemytników narkotyków, a wy ‒ do oczu znów jej napłynęły łzy ‒ jak oglądałam wiadomości... myślałam, że tego nie przeżyjecie. Czuje się winna, że nie mogłam w żaden sposób pomóc, to przeze mnie...
‒ Nie mogłaś nic zrobić ‒ znów zaczynała brać na siebie wszystkie winy ‒ twój dar jest potężny, ale w tamtym momencie nawet ty byś nie podołała.
‒ Skąd wiesz?! Zawsze nie mogłam się wykazać, nie mogłam nikogo uratować! Zawsze stałam z boku i patrzyłam! Wiesz jakie to uczucie? Co, Aizawa?! Patrzeć jak ludzie poświęcają swoje życia, a ty nie możesz nawet kiwnąć palcem!? Twoje blizny... cały ty, przypominacie mi o tym dobitnie.
Jak miał porzucić swoje stare nawyki i zacząć ją traktować jako równą sobie skoro teraz widział jak powoli pękała? Na małe, drobne kawałki wypełnione bólem. Nie potrafił.
‒ To przez to nie podejmujesz się akcji?
‒ Moja ostatnia szansa była w tamtym budynku, w księgowości, a i tak nikt o mnie nie usłyszał, czy naprawdę powinnam być bohaterką?
Wątpiła, od samego początku. Odkąd zyskała dar, kiedy pojawiła się w U.A., jak zdobyła licencję, cały czas wątpiła, że jest w stanie być dobrą bohaterką. Nie takie miało być jej życie. Pogodziła się, że będzie zwykła, nieobdarzona i nagle to wszystko się zmieniło.
‒ Misaki ‒ Aizawa nie potrafił wycisnąć słowa, powiedzieć czegokolwiek sensownego, ta dziewczyna właśnie się przed nim sypała. ‒ Przepraszam.
To słowo zawisło w powietrzu. Przepraszał, ale za co? Za dzisiaj, za wczoraj czy za jej lata szkolne? Siedzieli w ciszy, nie wiedziała co chciała mu powiedzieć, wystarczyło, że usłyszał to wszystko co trzymała w sobie od dobrego roku, a nawet dłużej, tylko nie zdawała sobie z tego sprawy. Próbowała zagłuszyć swoje wątpliwości, ale one zawsze z nią były.
Aizawa wstał z kanapy, jeszcze chwilę tak stał, ale nie chciał pogarszać sytuacji. Co mógł jeszcze zrobić? Był tu bezsilny. Skierował się w stronę drzwi.
‒ Przepraszam ‒ powiedziała cicho ‒ Przepraszam, że nie jestem taką bohaterką jaką chciałeś!
‒ Nie ‒ Zamarł trzymając klamkę. Zacisnął zęby, dlaczego te przeprosiny go tak bolały? Bo wiedział, że ona nie miała za co przepraszać. ‒ Nie przepraszaj.
Wyszedł. Zostawił ją samą. Misaki poczuła jak rozluźniła mięśnie. Położyła się na kanapie i tak leżała z mokrymi oczami i chaosem w głowie. Wgapiała się w sufit analizując każde wypowiedziane słowo.
Spojrzała na kartonik makaroników i sięgnęła po jednego. Jagodowy krem był przepyszny, a ciasto samo rozpadało się w ustach. Powoli się cieszyła każdym kęsem, bo to jedyna dobra rzecz z dzisiejszego dnia.
Zamknęła oczy, była zmęczona.
***
Aizawa siedział przy swoim biurku. Szalały w nim emocje, widział jak dziewczyna się przed nim po prostu rozpadała, nie zrobił nic. Czuła się winna i nie potrafił nic zrobić, bo co niby mógł? Jego obrażenia nie były jej winą, a nawet jeśli pojawiłaby się na polu walki, jej kryształy nie miały szans z niszczycielską siłą wroga.
Pomasował swoje oczy, zostawił ją zapłakaną, ale tak musiał. Jakby się odwrócił i się nią zajął, już na zawsze pozostałaby jego podopieczną. Nie mógł jej traktować jak dziecka, ale nie mógł być ślepy na jej ból. Była sama w tym okrutnym świecie bohaterów i nie miała nikogo kto by jej pokazał, że to co robi ma znaczenie. Nieważne czy to była walka ze złoczyńcami czy pomoc starszej pani na schodach.
Ona była ważna.
Odchylił się na swoim krześle z ciężkim westchnięciem. Co miał teraz zrobić? Udawać, że nic się nie wydarzyło i funkcjonować jak zawsze? Ona nie chciała łaski, potrzebowała wsparcia.
Jego rozważania przerwał krzyk.
Krzyk, który należał do Misaki.
CZYTASZ
Shards of pain
FanfictionCiężko jest odnaleźć swoje miejsce. Chociaż obrałam ścieżkę bohaterki, cały czas trzymają mnie wątpliwości. Czy dobrze zrobiłam, że przyjęłam tę posadę nauczycielki? Nie sądziłam, że mój były nauczyciel i denerwujący ptaszor tak bardzo wpłyną na moj...