Uwięziony umysł

117 14 0
                                    

Młoda kobieta w stanie krytycznym, coś jej podano.

Trzeba wykonać płukanie żołądka.

Proszę się odsunąć, musimy ją przewieźć na salę.

Cholera, co to za świństwo, to skrzepy?

Zrobiliśmy co w naszej mocy, Panie Aizawa. Teraz możemy tylko czekać.

Nie, nadal się nie obudziła, to już trzeci dzień.

Misaki, proszę, nie mogę cię stracić. Obudź się.

***

Dabi cisnął szklanką o ścianę. Szkło roztrzaskało się na drobne odłamki. Spice skuliła się, szkło przeleciało blisko jej twarzy, cudem nie oberwała ani jednym kawałkiem.

‒ To miało ją tylko odciąć, a nie zabić! ‒ ryknął wściekły. ‒ Gdybym nie musiał jej ratować, już byłaby nasza!

‒ Przepraszam, dawka musiała się okazać za silna.

‒ Za silna?! Prawie nasz cały plan poszedł się pierdolić i to przez ciebie!

Złapał za jej szyję i z całych sił cisnął na biurko. Dziewczyna przeturlała się przez nie rozwalając przy tym stertę papierów i swoje czoło. Skuliła się na ziemi. Dabi miał ochotę coś rozwalić, najlepiej jej głowę. Byli tak blisko, a teraz nie dość, że Misaki ledwo żyła to jeszcze na pewno ochrona nad nią zostanie zwiększona. Będą na nią dmuchać jak na jajko i nie odstępować na krok. Nie tylko oddalili się od swojego celu, ale również utrudnili jego osiągnięcie.

‒ Poprawię się ‒ Spice podczołgała się pod nogi Dabiego ‒ wybacz mi.

‒ A dlaczego miałbym? ‒ butem podniósł jej głowę, aby na niego spojrzała, była bliska płaczu. ‒ Wbiłaś naszemu kultowi wielką szpilę.

‒ Panie, naprawdę nie chciałam! To był wypadek, wybacz mi! ‒ zajęczała żałośnie. ‒ Nie pozwolę na powtórkę, następnym razem dokładniej zbadam truciznę.

Równie dobrze mogło nie być drugiego razu. Był wściekły, bo trzymał już Misaki w rękach, była już jego, a teraz musiał zaczynać praktycznie od nowa. Kult już i tak wrzał, potrzebowali czegoś co podniesie ich morale, bo na razie miał wrażenie, że gadali za jego plecami. Ostatnie czego mu było potrzeba to bunt. Sami uznali go za boga, a teraz zamierzali się od niego odwrócić? Ich niedoczekanie.

‒ Daję ci ostatnią szansę ‒ nadepnął z całych sił na dłoń chemiczki ‒ ale odpierdol coś podobnego to się pożegnasz z życiem. Nie potrzebujemy nieudaczników.

‒ Dziękuję ‒ pojedyncze łzy bólu i szczęścia spłynęły po policzkach Spice ‒ poprawię się. Dziękuję!

Dabi wyszedł z jej laboratorium, Kira już na niego czekał przed drzwiami, oparty o ścianę.

‒ Masz za miękkie serce ‒ stwierdził.

‒ A znasz kogoś na jej miejsce?

Kira otworzył usta, ale szybko je zamknął. Miał rację, nie mieli innego chemika, który byłby w stanie opracowywać narkotyki, które były ich głównym źródłem dochodów. Nie mogli sobie pozwolić na odcięcie się od kasy, bo wtedy wierni w ogóle rzuciliby się z zębami na swojego boga, który zamiast ich uratować to tylko ich pogrążał.

‒ Miałem za dobre serce dla Misaki ‒ wsadził do ust papierosa i go odpalił ‒ skończyło się pobłażanie, przyciągnę ją nawet za włosy, ale będzie nasza.

‒ Z tego co wiemy, nadal się nie obudziła, to już trzeci dzień.

Sytuacja robiła się coraz bardziej napięta, a jeśli w ogóle się nie obudzi? Potrzebowali jej żywej i w pełni sprawnej, a nie leżące warzywo, którego życie podtrzymywała maszyna. Dabi zaciągnął się mocno papierosem i wypuścił dym z ust w nocne niebo. Musieli zmienić taktykę, może zamiast na siłę ją zaciągać do swojej posiadłości, powinni ją zmusić żeby sama przyszła. Żeby się poddała?

‒ Obudziła się! - Kira z ekscytacji ścisnął telefon w dłoniach. - Właśnie mi napisali, że odzyskała przytomność.

‒ Dobrze, jeden problem z głowy.

***

‒ Twój kult chciał mnie zabić! ‒ Misaki ryknęła na Diamentis, która leżała jakby nigdy nic. ‒ Nadal sądzisz, że jesteś bezpieczna?!

‒ Przecież Dabi cię próbował ratować, nie chciał żebyś umarła.

‒ To dlaczego nadal tu siedzę, razem z tobą!? ‒ Misaki nie wiedziała ile czasu minęło, po prostu w pewnym momencie znalazła się obok Diamentis. ‒ Mam tego już serdecznie dosyć ‒ pomasowała swoje skronie, tak samo było w gimnazjum, jednak teraz Diamentis w ogóle nie czerpała z tego radości. ‒ A co jak w ogóle się nie obudzę? Zostaniemy tu na zawsze.

‒ Witam w moim świecie ‒ przeciągnęła się.

Misaki zaczęła kręcić się w kółko. Musiała jakoś się wybudzić, znaleźć sposób, żeby jej mózg zaczął słuchać. Nie mogła utknąć tu na długo, przecież wróg już dobrze wiedział, że była w szpitalu. Może nawet teraz znajdowała się w łapach kultu!

Wzięła głęboki wdech, nie mogła panikować. W chwilach przebłysku przecież słyszała głosy, lekarzy, swoich uczniów i... Aizawę. Jego głos słyszała najczęściej. Objęła swoje ramiona, na pewno teraz zachodził w głowę i się zamartwiał. Ciekawe jak ich klasa, czy wiedzieli co się wydarzyło? Dabi po prostu pojawił się w jej mieszkaniu, bez aktywacji alarmu, więc równie dobrze mogli tak zaatakować uczniów.

‒ To bez sensu, jak będziesz tu siedzieć to nigdy mnie nie uratują ‒ Diamentis się podniosła z ziemi. ‒ Ogarnij się, pora na pobudkę.

‒ Jeszcze przed sekundą czerpałaś przyjemność z mojego cierpienia tutaj ‒ Misaki trzymała się na dystans.

‒ Tak, bo to bardzo zabawne jak panikujesz ‒ westchnęła cicho ‒ ale jak się nie obudzisz to nie mam co liczyć na powrót. W śpiączce im się do niczego nie nadasz.

Oczywiście, że tutaj chodziło o nią. Zawsze myślała tylko o sobie, nie mogłaby jej pomóc ze względu na bycie dobrą, bo ten potwór nie miał w swoim sercu ani kropli dobroci. Liczyła się tylko ona, bo w końcu była boginią, szkoda tylko że dała się zabić i teraz była jedynie podświadomością. Mogłaby o tym nie zapominać, bo Misaki tak łatwo nie zamierzała jej pomagać w powrocie. W ogóle nie chciała, była gotowa poświęcić naprawdę wiele.

‒ To będzie dosyć nieprzyjemne ‒ Diamentis złapała ją za głowę ‒ skup się, myśl o jednej rzeczy, nie rozpraszaj się ‒ oparła swoje czoło o jej ‒ gotowa?

Jak miała być gotowa? O dziwo w śpiączce była o wiele bezpieczniejsza. Skoro sama Diamentis sądziła, że w tym stanie była bezużyteczna i sekta się nie miała po co nią interesować. Teraz, jak się wybudzi, koszmar zacznie na nowo, będzie musiała zaglądać w każdy kąt i mieć oczy dookoła głowy, aby tylko jej nie zaskoczyli.

Nie była gotowa, ale nie mogła się chować. Wystarczająco już wszystkich zmartwiła. Musiała wrócić, aby pokazać, że sobie poradzi, że była silna. Musiała też wrócić do Aizawy, słyszała jego głos, jego prośby, musiała mu powiedzieć żeby się tyle nie martwił.

Diamentis wbiła w jej policzki paznokcie, skrzywiła się z bólu, oby to zadziałało. Nie miała już niczego do stracenia. Czy jej sytuacja mogła być jeszcze gorsza? Nieważne co się wydarzy i tak będzie w przegranej sytuacji.

Ale chociaż będzie miała swoje oparcie w Aizawie... I Hawksie. 

Shards of painOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz