Zła dawka

119 14 1
                                    

‒ Naprawdę sądzisz, że to wypije? ‒ wskazała głową na butelkę w dłoniach Dabiego. ‒ To zbyt oczywiste, że tam jest trucizna.

‒ Zgadzam się, alkohol to czysta trucizna – wbił przygotowany korkociąg ‒ ale zmartwię cię, niczego tam nie dodawałem.

Nie była taka głupia, widziała niejeden film w którym do wina nawet igłami wstrzykiwali śmiertelne mieszkanki. Mógł się chociaż trochę bardziej wysilić ze swoim planem, ignorował ją i naprawdę uważał za naiwną?

‒ Szkoda żeby się teraz zmarnowało ‒ Dabi pociągnął kilka łyków prosto z butelki ‒ widzisz? W pełni bezpieczne.

Nadal mu nie ufała, ale wino wydawało się być w porządku. Upijanie się w towarzystwie największego wroga nie było dobrym pomysłem, ale musiała grać w jego grę. Uważać i uśpić jego czujność, niech sądzi, że miał przewagę. To go zgubi i da jej potrzebną przewagę do zwycięstwa.

Uniosła swój kieliszek i podsunęła mu. Patrzyła jak powoli napełniał szkło białym winem. Nalał również i sobie, aby dłużej nie pić prosto z butelki jak ostatni prostak. Misaki zamieszała jasnym płynem, wydawało się naprawdę być w porządku, nie czuła żadnych podejrzanych woni.

Dabi patrzył prosto na nią, uniósł kieliszek w geście toastu i upił łyk. Ona zrobiła to samo. Smakowało jak najzwyczajniejsze wino na świecie. Po przełknięciu nie zaczęła się dusić ani nie czuła palenia. Na razie była bezpieczna.

‒ Jak się tu dostałeś? Jak oszukałeś alarmy?

‒ W Kulcie mamy wiele ciekawych darów ‒ oparł się na swojej dłoni.

‒ To przez dar Kiry, prawda? Potrafi otwierać wyryw.

‒ Już masz o nim informacje? Całkiem nieźle. Tak, to on pomógł mi się tutaj wślizgnąć, kupował też wino, więc mam nadzieję, że ci smakuje, laleczko.

‒ Nie nazywaj mnie tak ‒ skrzywiła się.

‒ Wolisz żebym mówił do ciebie naczynie? Albo kukiełko? Bo tylko tym jesteś

‒ Po co w ogóle tutaj przyszedłeś?! ‒ ścisnęła mocniej kieliszek w dłoni. ‒ Czego ode mnie chcesz?

Obraz Dabiego lekko jej się rozmazał. Zamrugała kilka razy, dlaczego jej głowa robiła się taka ciężka? Wypiła przecież dopiero dwa łyki wina, nie mogła się już upić. Robiło jej się gorąco pomimo tego, że miała na sobie tylko ręcznik, który mocniej ścisnęła. Serce jej waliło jak oszalałe.

‒ Przeszedłem tylko porozmawiać ‒ Dabi wstał ze swojego miejsca.

Misaki chciała odłożyć kieliszek, który nagle stał się zbyt ciężki, upadł na podłogę, a szkło roztrzaskało się na wszystkie strony.

‒ Co ty... Zrobiłeś ‒ nie była w stanie nawet się unieść z kanapy.

‒ Widzisz, wino nie było zatrute ‒ usiadł obok niej i zarzucił na nią swoje ramię. Przyciągnął ją bliżej siebie ‒ ale za to twój kieliszek tak.

‒ Kie... liszek? ‒ język jej się plątał.

‒ Kult lubi eksperymentować z używkami, natarłem brzegi twojego kieliszka i właśnie to gówno masz we krwi ‒ złapał za jej policzki ‒ próbowałaś być taka cwana, a nabrałaś się na taką głupią sztuczkę.

Wybuchł szaleńczym śmiechem. Misaki czuła jak w jej głowie szumi, obraz coraz bardziej jej się rozjeżdżał. Powoli traciła kontrolę nad swoim ciałem. Nie mogła do tego dopuścić, gdzie był ten przeklęty Aizawa?

Odchyliła się i resztkami sił wymacała zbity kieliszek. Zamachnęła się i zaatakowała twarz Dabiego. Odsunął się, dlatego że go trafiła czy była zbyt wolna? Przez to wszystko nie wiedziała już co było prawdą, a co halucynacją. Miała wrażenie, że głowa jej wybuchnie. Widziała stróżkę krwi na jego policzku.

‒ Ostrożnie laleczko ‒ złapał za jej nadgarstek i mocno ścisnął, czuła jak przypalał jej skórę ‒ bo jeszcze sobie zrobisz krzywdę ‒ wypuściła z ręki jedyną rzecz do obrony.

Próbowała użyć daru, tworzyć chociaż jeden kryształ, który mógłby ją ochronić. Nie była w stanie, kompletnie straciła panowanie nad swoim ciałem. Jakby stała obok i wszystko obserwowała, nie miała na nic wpływu.

‒ Po... ocy ‒ wyjęczała żałośnie.

‒ Ciii ‒ przyszpilił ją do kanapy ‒ za chwilę będzie po wszystkim.

Wyciągnął strzykawkę z wielką igłą. Misaki próbowała wierzgać, wyswobodzić się, uciekać, jej ciało nawet nie drgnęło. Krzyczała do siebie żeby chociaż na sekundę coś zrobiła, chociażby ruszyła palcem. Musiała się jakoś uratować!

Poczuła jak przez jej ciało przeszła fala dreszczy. Gardło się ścisnęło, a cała zawartość żołądka po prostu do niej wróciła.

Dabi nie spodziewał się takiej reakcji na narkotyk. Miała po prostu być otumaniona, bez sił na walkę, a właśnie opluła go krwawą papką. Lubił tę koszulkę, a teraz nadawała się tylko do śmieci. Spice musiała źle obliczyć dawkę i przesadziła. Misaki za chwilę im zejdzie z tego świata, nie mogła umrzeć, była zbyt ważna dla ich kultu.

Przechylił jej głowę na bok żeby nie udusiła się własną krwią. Skrzywił się, teraz przez niedopatrzenie musiał się ubrudzić. Wsadził dwa palce tak głęboko do gardła dziewczyny jak tylko mógł, od razu na to zareagowała i zwymiotowała. Może to reakcja na alkohol? Spice będzie mu się gęsto tłumaczyć.

Ledwo kontaktowała, co on robił? Próbował ją teraz ratować? W momencie, kiedy sam podał jej truciznę? 

‒ To jeszcze nie twój czas ‒ wygrzebał z kieszeni małą pastylkę, środek neutralizujący narkotyk na czarną godzinę, a tak się wzbraniał przed zabraniem go. ‒ Bądź grzeczna i to połknij.

Wcisnął jej antidotum do ust. Przełknęła, nie wiedziała co to, ale czy miała jakiś wybór? Aktualnie czuła jakby wypluwała własne płuca. Nawet umierając pod stalowymi rurami nie czuła tyle bóli i cierpienia co w tej sekundzie. 

Dabi zaklął pod nosem. Do jego uszu doszły kroki z korytarza. Aizawa już wracał, przez pieprzoną pomyłkę Spice plany kompletnie się zwaliły. Zabije okularnice jak tylko ją dorwie, nie zdawała sobie sprawy jak blisko celu byli i co zaprzepaściła. 

‒ Kira ‒ odezwał się do telefonu ‒ otwieraj.

‒ Masz ją?! ‒ piszczał radośnie do komórki.

‒ Powiedziałem otwieraj! ‒ warknął do telefonu zirytowany.

Przestąpił przez wyrwę idealnie w momencie, kiedy Aizawa wszedł do mieszkania i zapalił światło. Najpierw zobaczył przestępcę, a zaraz po tym ledwo żywą Misaki leżącą w krwistej papce na ziemi bez ruchu.

Nim zdołał się ruszyć, wyrwa się już zamknęła. Dabi tylko się do niego uśmiechnął, oby odratował dziewczynę, bo była dla nich zbyt ważna. Bez niej nie mogli przywrócić Diamentis. Gdyby tylko narkotyk zadziałał jak powinien, albo on postanowił przyjść kilka minut później, Misaki byłaby już ich.

‒ Misaki! ‒ Aizawa dopadł do niej.

Ledwo oddychała, była cała we krwi, a do tego strasznie blada. Nie odpowiadała na jego wołania, nie otwierała oczu. Jej ciało było zupełnie bezwładne. Aizawa poczuł jak jego serce zadrżało. Miała tu być bezpieczna, przy nim.

Złapał za komórkę i wykręcił numer alarmowy. Tutaj Recovery Girl nie wystarczyła, nie wiedział co się wydarzyło, co jej zrobił. Musieli jej szybko pomóc, może nawet operować.

‒ Proszę, nie umieraj ‒ trzymał jej sztywne ciało w ramionach. ‒ Nie opuszczaj mnie. 

Drodzy czytelnicy, Shards of Pain dobiło co pierwszego tysiąca wyświetleń za co jestem wam ogromnie wdzięczna. Cieszę się, że razem ze mną przeżywacie losy Misaki ❤️ Jesteście dla mnie największą motywacją do pracy. Do zobaczenia w kolejnych rozdziałach!

Shards of painOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz