‒ Mogę zapytać czy ma to związek z muzeum? ‒ Shinso czuł się niezręcznie w towarzystwie swoich wychowawców i Hawksa. ‒ Trochę się denerwuje.
‒ Tak, chodzi o tą sektę. Twój dar może nam pomóc w pokonaniu ich.
‒ Rozumiem - pomasował swój kark - no dobrze, jest pani gotowa?
‒ Tak.
Dar chłopaka jak poprzednio zadziałał automatycznie, a Misaki poczuła odcięcie od rzeczywistości. Jakby na chwilę zrobiło się ciemno, a kiedy znów zaczęła wszystko widzieć na nowo, była w zupełnie innym miejscu.
‒ Podoba mi się ten chłopak ‒ tym razem nie musiała nakłaniać Diamentis do rozmowy, sama zaczęła ‒ dzięki niemu mój kult ma szansę wygrać.
‒ Jest szalony, nic go nie powstrzyma - tak jak ty, dodała w myślach.
‒ Jest taki otwarty! Dobrze zajmie się moimi owieczkami ‒ w ogóle jej nie słuchała, zachwycała się Dabim. ‒ A jego moc, miałam gęsią skórkę przez te płomienie!
‒ Chcą mnie zabić, a jak ja zginę, ty też! ‒ starała się jej przemówić do resztek rozsądku.
‒ Zabić? ‒ Diamentis zaśmiała się i podeszła bliżej. ‒ Naiwna jesteś, nie zabiją cię, chcą mnie przywrócić. Ty jesteś naczyniem.
‒ Przywrócić? ‒ Misaki cofnęła się kilka kroków dalej. ‒ Przecież to nie możliwe ‒ już jeden z członków sekty tak ją nazwał.
‒ A Dabi jednak żyje, prawda?
‒ Co to znaczy, ja mam być naczyniem?!
Misaki czuła ścisk w gardle, który ją wręcz dusił. Nie, to nie mogła być prawda, nie zamierzała oddawać swojego ciała tej wariatce. Ta wersja zdarzeń wydawała się być jeszcze gorsza od śmierci.
‒ Moje dzieci rosną w potęgę! ‒ Diamentis w ogóle nie przejmowała się wystraszoną Misaki. ‒ W końcu spełnią moje plany! Nikt ich nie powstrzyma, nasza istota idealna przywróci porządek na świecie!
Była szalona. Zawsze o tym wiedziała, ale to? To było za dużo dla Misaki, czuła jak niewidzialny ciężar ją przygniatał do ziemi. Nogi jej kompletnie zmiękły, padła na kolana. Oni byli nienormalni, wszyscy, a ona była ich celem.
Jej ciało miało posłużyć jako narzędzie do spełnienia tego szaleństwa. Nie zgadzała się, nie mogła na to pozwolić. Musiała jakoś ich powstrzymać, póki jeszcze nie było za późno.
‒ Nie walcz, oddaj się nam ‒ Diamentis ujęła jej twarz w dłonie ‒ to powinien być dla ciebie zaszczyt.
‒ Nie! ‒ odepchnęła jej dłoń. Chociaż nogi nadal miała miękkie, podniosła się z ziemi. ‒ Nie będę waszą marionetką w tej chorej grze! Nie pozwolę ci wrócić!
‒ Jesteś tego taka pewna, że to aż urocze, ale ‒ zaśmiała się ‒ czy masz jakiś wybór? Już raz cię prawie dopadłam, tym razem mi się uda!
Chciała wyjść, chciała żeby Aizawa ją już wybudził. Nie chciała już jej widzieć i słyszeć ani słowa więcej. Niech ktoś ją obudzi, niczego właśnie tak nie pragnęła jak wrócić do swojego mieszkania, gdzie siedziała obok Aizawy, Hawksa i Shinso. Musiała jakoś przerwać to szaleństwo.
‒ Misaki! Misaki, obudź się! ‒ Aizawa zaczął nią potrząsać. ‒ Wracaj do mnie!
Wróciła, siedziała u siebie, a przed sobą miała wystraszoną twarz Aizawy. Misaki zgięła się w pół i zwymiotowała na podłogę. Shinso szybko się odsunął, aby czasem nie oberwać rykoszetem obrzydliwej papki.
Miała wrażenie, że za chwilę się udusi, czuła palenie w gardle, kręciło jej się w głowie. Nie miała sił i pewnie gdyby nie silne ramiona Aizawy, które ją trzymały, zsunęłaby się z krzesła i upadła prosto we własne wymiociny.
‒ Shinso, idź do siebie ‒ polecił wychowawca ‒ dziękuję za pomoc, ale idź już.
‒ Dobrze ‒ wyminął kałużę ‒ niech pani na siebie uważa.
Misaki nie była w stanie odpowiedzieć. Miała wrażenie, że jak tylko otworzy usta, znów zwróci resztki ze swojego żołądka. Powoli i z pomocą Aizawy się wyprostowała, wierzchem dłoni wytarła kącik ust.
‒ Wybudziłem cię szybciej ‒ Aizawa podał jej szklankę wody ‒ było coś nie tak, nie użyłaś daru, ale...
‒ Bardzo dobrze zrobiłeś ‒ nie wiedziała czy drżała przez Diamentis czy przez zwrócenie obiadu. ‒ Dziękuję.
‒ Dowiedziałaś się od niej czegoś?
Aizawa spiorunował Hawksa spojrzeniem. Nie widział w jakim stanie była? Teraz były ważniejsze sprawy niż to czy czegoś się dowiedziała. Najpierw musieli zadbać, aby była w stanie siedzieć. Wiedział, że to zły pomysł od samego początku. Było gorzej niż za pierwszym razem, a pewnie jeśli będzie chciała jeszcze raz to powtórzyć... Kto wie co mogłoby się wydarzyć.
‒ Chodźmy do łazienki, musisz się ogarnąć ‒ pomógł jej wstać. ‒ Co się stało? ‒ zapytał jak zostali już sami.
‒ Ja... Oni mają szalony pomysł ‒ Misaki odkręciła wodę i przepłukała twarz ‒ nie chcą mnie zabić ‒ splunęła do zlewu ‒ gorzej, zamierzają mnie wykorzystać, moje ciało.
‒ Czego od ciebie jeszcze chcą?
‒ Mam zostać naczyniem, aby mogli przywrócić Diamentis, aby mogła znów chodzić po tym świecie w moim ciele.
Spojrzała na niego szklanymi oczami. Starała się uśmiechać, jednak jej serce całe drżało. Była wściekła i przerażona jednocześnie. Aizawa do niej dopadł i zamknął w uścisku. Znów w jego ramionach nie miał silnej Misaki, tylko delikatną, porcelanową powłokę, na której pojawiały się nowe rysy.
Nie mógł pozwolić jej pęc.
Starała się stłumić swój szloch. Wcisnęła twarz w jego klatkę piersiową. Tak bardzo się bała, nie wiedziała co robić. Była niczym zwierze w potrzasku. Każdy jej krok był obserwowany, jak miałaby chociażby się w spokoju wyspać?
Aizawa mocno ją trzymał, czuł jak pękała, jak powoli rozpadała się na drobne odłamki wykonane z bólu i cierpienia.
‒ Nie dam cię skrzywdzić ‒ delikatnie ucałował ją w czubek głowy ‒ jesteś bezpieczna.
Jej cichy szloch przekształcił się w jęk bólu. Nie była w stanie ustać, czuła na sobie niewyobrażalny ciężar. Chciała po prostu przestać się bać, całe życie oglądała się za siebie przez Diamentis i jej chorą sektę, nawet na chwilę nie mogła żyć w spokoju.
‒ Tak bardzo się boję!
Całe liceum powtarzał jej, że nie powinna się bać, że to strach ją blokował i nie pozwalał w pełni przejąć kontroli. Taka była prawda, ale teraz... Pozwolił jej na ten strach. Pozwolił na jej słabość, którą tłumiła przez tyle lat.
‒ Jestem przy tobie, nie musisz się bać. Ochronię cię.
Hawks stał w salonie oparty o ścianę, a jego piórko wciśnięte między drzwi od łazienki przekazywało mu drgania głosów Misaki i Aizawy. Czuł się, źle że podsłuchiwał ją w takim momencie, pewnie nie chciałaby aby widziano ją w takim stanie, ale musiał wiedzieć o co chodziło sekcie.
Spojrzał przez okno na studentów, którzy spędzali czas na świeżym powietrzu. Robiła to wszystko dla nich, chciała ich chronić. A on chciał ochronić świat, który pomimo wielu niesprawiedliwości kochał.
Chciał ochronić ją.
CZYTASZ
Shards of pain
FanfictionCiężko jest odnaleźć swoje miejsce. Chociaż obrałam ścieżkę bohaterki, cały czas trzymają mnie wątpliwości. Czy dobrze zrobiłam, że przyjęłam tę posadę nauczycielki? Nie sądziłam, że mój były nauczyciel i denerwujący ptaszor tak bardzo wpłyną na moj...