Żywy trup

158 15 0
                                    

Misaki siedziała spięta na kanapie, Aizawa usiadł obok niej podając kubek herbaty. Jak miała rozmawiać z nim o uczuciach i ich relacji jak właśnie się rozpoczęło polowanie na jej życie? Sekta jasno się określiła, była ich celem jako ta, która śmiała zabić ich boginię. Ich nowy bóg aż tak tęsknił za swoją poprzedniczką?

Nie mogła im pokazać, że się bała, chociaż tak naprawdę w tej sekundzie nie ufała nawet miłej pani sprzedawczyni z warzywniaka.

‒ Tutaj nic ci nie grozi ‒ Aizawa dodawał jej otuchy ‒ ale nie możesz się zamknąć na zawsze w U.A.

‒ Nie zamierzam się zamykać, po prostu ‒ westchnęła ciężko ‒ naprawdę się ich boję.

Wstydziła się tego przed sobą, ale nic jej tak nie przerażało jak te czuby z sekty. To przez nich miała to wszystko, przez nich musiała się przenosić z rodzicami i żyć w ciągłym strachu. Przez nich nie mogła prowadzić swojego życia jak zaplanowała.

Znała ich siłę, to nie byli tylko obłąkani ludzie zapatrzeni w Diamentis, mieli potężne dary, którym oddawali całe swoje ciało, bo w końcu byli tylko naczyniami. Nic się dla nich nie liczyło, ich życie nie było ważne jeśli dary nie zostaną oswobodzone.

Swoich ludzi mieli wszędzie, mogli siedzieć nawet w policji i nigdy się nie dowiedzą. Byli świetnie zorganizowani, co prawda po śmierci Diamentis się pogubili i nie potrafili funkcjonować, ale teraz, z nowym bogiem, byli bardzo niebezpieczni.

‒ Nie pozwolę cię skrzywdzić - złapał za jej dłoń.

‒ Nie? ‒ uśmiechnęła się, to wszystko było takie dziwne. ‒ Zadbasz o mnie?

‒ Sama o siebie świetnie zadbasz, ja będę po prostu obok. Tak jak zawsze.

Wydawało jej się, że Aizawa nagle stał się jej bliski, jednak jak tak się zastanowić to przez ostatnie tygodnie zbliżyli się do siebie, ich wspólna przeszłość, która wielu mogłaby poróżnić, ich połączyła. Była dla niego ważna, opiekował się nią, jednak nie już jako uczniem, a kobietą, bez której nie chciał sobie wyobrażać życia.

Był gotów na wszelkie poświęcenia, chciał być obok i patrzeć jak lśniła, jak podbijała ten świat swoim niesamowitym darem.

‒ W piątek mieliśmy zabrać klasę do muzeum ‒ przypomniała sobie o wycieczce do muzeum w którym pierwszy raz spotkała Diamentis. ‒ Nie możemy tego odwołać.

‒ Nie odwołamy, chcesz jechać?

‒ Powinnam, nie mogę im pokazać, że się boję ‒ chociaż bardzo się bała. ‒ Ale co jeśli narażę uczniów?

‒ Sekta nie lubi widowiska, działają w cieniu, nie napadną na muzeum.

‒ Diamentis to zrobiła ‒ słusznie zauważyła.

‒ Ale Diamentis nie żyje ‒ Aizawa odbił piłeczkę.

Fakt, nie była już tak niebezpieczna jak wcześniej, ale nie wiedzieli kto został nowym bogiem kultu. Do czego był w stanie posunąć się ich najwyższy, aby osiągnąć cel i pozbyć się ich największego wroga, jakim była Misaki?

Spojrzała na swoją dłoń. Dzięki Recovery Girl rany się zagoiły i pozostały tylko kolejne blizny, czuła się o wiele lepiej, chociaż wszyscy nadal naciskali, aby jeszcze odpoczywała. Czy podoła w walce jeśli do niej dojdzie? Czy w swoim stanie uda jej się obronić ludzi? Poczuła na głowie dłoń Aizawy.

‒ Zadręczając się nic nie wskórasz.

Tak, miał rację. Zadręczając się tylko pogarszała swoją sytuację, ale nic nie mogła na to poradzić, tak bardzo się bała.

***

Hawks krążył po mieszkaniu ofiary, którą miała być Misaki. Policja już dawno opuściła teren i została po nich tylko żółta taśma na drzwiach. To tylko kwestia czasu, kiedy kult dowie się o tym, że Crystal uczyła i mieszkała w U.A. Wtedy będzie w prawdziwym niebezpieczeństwie, teraz ratowało ich to, że nie mieli aktualnych informacji.

Hawks stanął przy oknie i się zamyślił. Rany wyglądały dokładnie tak samo jak w innych przypadkach, więc pewnie znów użyli swoich sztyletów. Ile esencji z krwi już zebrali? Ile jeszcze miał czasu? Na pewno coraz mniej, bo z każdym morderstwem przestępcy zbliżali się do ziszczenia ich chorego planu.

Przeszedł do sypialni, według ustaleń policji to tutaj zaczęła się szamotania. Kobieta musiała wpuścić napastników do mieszkania, z jakiegoś względu im zaufała i pozwoliła wejść. Potem musiało zrobić się nieprzyjemnie i uciekła do sypialni, zamknęła się w niej, jednak bez problemu wyważyli drzwi. Nie miała szans.

W ciemności zauważył mały błysk, coś leżało pod łóżkiem, a lampa uliczna, której światło wpadało do pokoju, odbijała od tego światło. Podszedł bliżej i kucnął, sięgnął po mały przedmiot, który okazał się być kolczykiem. Ich ofiara nie miała żadnych przekłuć, czyli należał do sprawcy. Musiał zostać zerwany w momencie szarpaniny.

Hawks poczuł zimne dreszcze na skrzydłach i karku. Nie podobało mu się to, już kiedyś widział ten kolczyk. Nie mógł jednak do niego należeć, był już martwy, na własne oczy widział jak umierał w eksplozji. Nikt nie był w stanie tego przeżyć.

Ścisnął go w pięści, ale jeśli jednak jakimś niestworzonym cudem przeżył i właśnie związał się z sektą, nie tylko Misaki była na celowniku. Lubił się mścić i był w stanie czekać na zemstę nawet latami, więc cierpliwie obserwował w cieniu. Zbierał siły z kultem, który mordował w imię jakiegoś boga, to chyba najgorszy scenariusz jaki mógłby istnieć.

Wrócił do salonu i oparł się o parapet, kolejne zimne dreszcze na skrzydłach pojawiły się, kiedy zobaczył postać stojącą w cieniu. Jego sokoli wzrok dostrzegł te białe kosmyki włosów i długi płaszcz. Stał przed nim niczym zmartwychwstały, tylko z nowymi bliznami. Stał przed nim prawdziwy, żywy trup. Spojrzał prosto w jego stronę, ich wzroki się spotkały. Hawks ciężko przełknął ślinę, więc jednak przeżył.

Podniósł rękę, niby w geście powitania. Za chwilę jednak zobaczył w jego stronę wyciągnięty środkowy palec. Czyli nadal miał mu za złe tamtą eksplozję i prawie zabicie go... Żałował, że mu się nie udało. Teraz nie musiałby spotykać swojego koszmaru, ponownie wszedł na scenę, uwielbiał się pławić w strachu swoich ofiar.

Zdążył go poznać, chciał żeby się bał, chciał żeby o nim myślał. Chociaż jeszcze niczego nie zrobił, to wślizgnie się w jego umysł i sprawi, że będzie musiał uważać na swój każdy krok. Był obserwowany razem z Misaki.

Opuścił palec, ale nie ruszył się na krok. Patrzył się prosto na niego z tym swoim uśmieszkiem. Już czuł, że zdobył przewagę.

‒ Dabi ‒ powiedział do siebie ‒ co ty do cholery planujesz?

Shards of painOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz