Pora na atak

115 14 0
                                    

Jasne światło było wręcz oślepiające. Misaki zamrugała kilka razy, aby rozmazany obraz nabrał ostrości. Udało się? Czy była przytomna? To szpital? Przekręciła delikatnie głowę w bok, Aizawa siedział z założonymi rękoma na krześle i właśnie ucinał sobie drzemkę. Chciała go obudzić, powiedzieć coś, ale miała wrażenie, że ktoś stał jej ciężkim buciorem na gardle.

Odkaszlnęła i przełknęła ślinę. Zsunęła maskę tlenową z twarzy, aby jej dodatkowo nie zagłuszała.

‒ Aizawa?

Bardziej czuwał niż spał, bo jak tylko usłyszał jej słaby głos, od razu otworzył oczy. Spojrzał na nią i w momencie, kiedy zrozumiał, że to nie był sen i nie wymyślił sobie, że Misaki go wołała, dopadł do łóżka.

‒ Obudziłaś się! ‒ czuł jak z serca spadł mu niewyobrażalny ciężar.

‒ To szpital? Co się stało ‒ pomimo swoich przebłysków świadomości nadal czuła się oszołomiona i zagubiona ‒ Dabi, to on ‒ przypomniała sobie.

‒ Tak, to szpital ‒ Aizawa podsunął sobie krzesło bliżej jej łóżka ‒ powoli, wszystko ci wytłumaczę, ale najpierw muszę zawołać lekarza.

‒To Diamentis mnie obudziła – złapała go za dłoń, nie chciała żeby odchodził - bo sekta potrzebuje mnie przytomniej.

Chciał ją zapewnić, że w szpitalu jej nic nie groziło, że za chwilę do niej wróci, ale jaką miał pewność? Została zaatakowana za murami U.A. gdzie wszyscy stwierdzili zgodnie, że nie było szans, aby kult ją dopadł, a jednak teraz leżała ledwo przytomna. Wystarczyłaby chwila zwłoki, a mogliby ją stracić.

‒ Crystal! - w drzwiach do jej sali stanął Hawks. - Obudziłaś się! ‒ zawołał zbyt optymistycznie jak na powagę obecnej sytuacji.

‒ Dosłownie przed minutą, jest jeszcze oszołomiona ‒ Aizawa uspokoił jego entuzjazm.

‒ Niedobrze, że się wybudziłam – delikatnie się uniosła na poduszce ‒ oni właśnie tego chcieli.

‒ Nie damy im cię więcej skrzywdzić ‒ zapewnił Hawks ‒ ochrona ciebie jest teraz priorytetem.

Zachowywał się tak ze względu na nią czy na misję? Co było ważniejsze, ochrona jej życia czy odcięcie sekty od możliwości przywrócenia niebezpiecznej przestępczyni? Hawks nie był złym facetem, wiedziała że naprawdę ją lubił, jednak czasem jego zachowanie... Nie zawsze czuła, że myślał o niej.

Nie mogła go za to winić, miał zadanie, które musiał wykonać. W momencie, kiedy ważyły się losy całej ludzkości, nie mogli myśleć tylko o niej. Nawet jeśli jej ofiara była potrzebna, po to przecież była bohaterką. Musiała ratować innych nawet swoim, własnym kosztem.

‒ Musimy pomyśleć co teraz ‒ Aizawa pomasował się po obolałym karku ‒ nie wiem czy jest miejsce w którym byłaby bezpieczna. Nie wiemy kto pracuje dla sekty, każdy może być wrogiem.

‒ Zadbam o jakieś lokum ‒ zaoferował się Hawks.

‒ I mam się ukrywać? ‒ Misaki widziała, że nie dadzą jej samodzielnie podjąć decyzji. ‒ Nie ma szans, nie będę uciekać, musimy z nimi walczyć!

‒ Mają zbyt dużą przewagę, nie wiemy nawet gdzie dokładnie się ukrywają.

‒ To najwyższa pora się dowiedzieć ‒ była wściekła, że ciągle była tylko marionetką ‒ wiecie, że chodzi im o mnie, więc to wykorzystajmy.

‒ Do końca oszalałaś, dopiero się obudziłaś ‒ Aizawa był pewny, że jeszcze nie do końca rozumiała powagi sytuacji i majaczyła ‒ nie możemy podejmować pochopnych decyzji!

Jak mieli nie podejmować pochopnych decyzji, kiedy praktycznie stali na tykającej bombie, która w każdej minucie mogła eksplodować. Na razie siedzenie z założonymi rękoma i ochrona Misaki nie przyniosła żadnych korzyści, a jedynie prawie umarła. Musieli w końcu przejść do działania, atak to ich jedyna szansa na wygraną. Im dłużej zwlekali, tym więcej przewagi zyskiwał Dabi.

Nie mieli jak się przed nimi chronić, bo nawet w tej sekundzie mogli wpaść do szpitala i ją porwać. Tak jak było w U.A., jedynym miejscu, które wydawało się być bezpieczne. Misaki nie chciała żadnego lokum, żadnej ochrony, chciała żeby ta pieprzona sekta w końcu zniknęła z tego świata i przestała jej niszczyć życie.

‒ Zrobię z waszą pomocą lub bez ‒ postawiła ich przed faktem ‒ musimy zacząć działać.

Hawks spojrzał na Aizawę. Niby była dorosła i odpowiadała za siebie, ale coś czuł, że tym razem ten facet nie da jej porwać się z motyką na słońce i skutecznie ją usadzi. Czy tego chciała czy nie, nie zgodzą się na jej szalone plany wyzwolenia świata.

‒ Masz rację ‒ ręce mu opadły, myślał, że miał Aizawę po swojej stronie ‒ powinniśmy działać.

‒ Do końca odebrało wam rozumy, prawda? ‒ opadł na krzesło. ‒ Przecież to czyste samobójstwo.

‒ Nie, jeśli to wszystko dobrze zaplanujemy ‒ Misaki była gotowa do działania nawet w tej sekundzie, całkowicie zapomniała o swoich obrażeniach. ‒ Musimy zebrać bohaterów, sekta pewnie ma już sporą armię.

‒ Porozmawiam z Komisją, powiem że to dobry czas na nasz atak - Hawks widział, że nawet bez niego podejmie się działania. ‒ W przeciągu tygodnia powinniśmy być gotowi, do tego czasu się wykuruj.

‒ Musisz być w pełni sił, bo będziesz na pierwszej linii jako przynęta ‒ Aizawa ostudził jej zapał, to że się zgadzał nie oznaczało, że pozwoli jej wyskoczyć z łóżka. ‒ Musimy działać, ale nie możemy zapomnieć o strategii. Potrzeba nam planu.

Znał ją, była gotowa wyskoczyć na środek ulicy i pokazać, że się ich nie bała. Dałaby się porwać byle tylko dotrzeć do kryjówki sekty i ich tam powybijać. Sama, jednak nie miała z nimi szans, zwłaszcza w tym stanie.

Czas nie był ich sprzymierzeńcem, jednak pośpiech również. Teraz trzeba czekać na decyzję Komisji, zebranie się bohaterów i odpowiednie przygotowanie do walki. Wróg nadal był krok przed nimi, bo nie wiedzieli kto mógł należeć do sekty, ani gdzie znajdowała się ich kryjówka.

Nawet jeśli znajdą ich siedzibę czy będzie tam to czego szukali, czyli ich twór istoty idealnej, która miała przyczynić się do wyzwolenia darów, które społeczeństwo tak skutecznie ujarzmiło?

‒ Uważaj na siebie, ptaszyno ‒ Hawks wstał z krzesła. ‒ Dam znać o postępach jak tylko czegoś się dowiem.

Wyszedł z jej pokoju i zostawił samą z Aizawą. Głowa jej pękała i było niedobrze, emocje jedynie trzymały ją przytomną. Czuła jak bolał ją każdy mięsień i pomimo, że spała kilka dni, była wykończona.

Diamentis dobrze wykorzystała ten czas i skutecznie ją gnębiła. Czerpała przyjemność z każdej sekundy wspólnie spędzonej i paniki Misaki.

‒ Już się nie boisz? ‒ Aizawa poprawił jej kołdrę.

‒ Boję jak cholera, ale co mamy zrobić? ‒ trzęsła się jak tylko myślała o stawieniu czoła sekcie. ‒ Lepszego momentu do ataku nie będzie.

‒ Damy radę ‒ złapał za jej zimną dłoń ‒ nie skrzywdzą cię.

Nie był pewny tych słów, teraz wszystko zaczynało się dopiero komplikować. Sekta ruszyła do ataku, więc i oni musieli. Życie dziewczyny wisiało na włosku, a z tam potężną grupą nie poradzi sobie sama.

Był gotów walczyć u jej boku.

Shards of painOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz