Misaki siedziała związana na kanapie, powoli czucie jej odpływało ze skrępowanych rąk. Dabi stał zaraz nad nią.
‒ Jesteś spokojniejsza niż sądziłem ‒ sięgnął po strzykawkę.
‒ Kira mi mówił o U.A., nie pozwolę wam ich skrzywdzić.
‒ Rozkoszne ‒ kucnął przy niej i wbił wielką igłę w żyłę. Misaki się skrzywiła. ‒ Właśnie dlatego bohaterowie są beznadziejni. Wystarczyło zagrozić skrzywdzeniem jakiś gówniarzy, a ty posłusznie do mnie przybiegłaś.
Nie potrafiła się powstrzymać. Kiedy Dabi był tak blisko jej twarzy, po prostu zadziałała instynktownie, bez zastanowienia się nad konsekwencjami swoich czynów. Z całych sił uderzyła w jego nos swoim czołem.
‒ Kurwa - zaklął trzymając się za twarz ‒ nie pozwalaj sobie ‒ docisnął ją do kanapy, ściskając mocno za szyję. ‒ Musisz być żywa, ale to nie oznacza, że nie mogę cię zranić ‒ jego krew skapnęła na jej usta. ‒ Nie zgrywaj twardej, laleczko ‒ przejechał językiem po jej wargach i zlizał swoją krew ‒ wiesz, że nie masz ze mną szans. Zwłaszcza w tym stanie ‒ wybuchł śmiechem.
Misaki poprawiła się na kanapie, kiedy zabrał dłoń z jej szyi. Miała wrażenie, że nieprzyjemne pieczenie nadal pozostało. Dabi czerpał wiele przyjemności z jej niemocy i przerażenia. Oślizgły ślad po jego ślinie zdawał się wyżerać jej usta.
Chociaż udawała, że wszystko było dobrze, widział w jej oczach prawdziwy strach. Nie zdawała sobie sprawy, ale delikatnie drżała, Dabi wręcz czuł zapach jej przerażenia, napawał się nim niczym najpiękniejszą wonią na świecie.
Misaki zamrugała kilka razy, miała wrażenie, że obraz jej się rozjeżdżał i co chwilę traciła ostrość w oczach. Potrząsnęła głową, zdawało jej się, że widziała gwiazdy. Strzykawka, Dabi znów ją czymś nafaszerował i właśnie zaczynało działać.
‒ Znów zacznę pluć krwią? ‒ zaśmiała się. ‒ A może tym razem od razu wyrzygam wnętrzności?
‒ Humor już ci dopisuje ‒ stanął za nią i nachylił nad jej uchem ‒ tym razem zadbałem żeby Spice niczego nie spieprzyła jak ostatnio.
‒ Zabiją cię ‒ głowa jej poleciała do tyłu, spojrzała mu prosto w oczu ‒ Aizawa i Hawks, zabiją.
‒ Przeceniasz ich ‒ jego dłonie prześlizgnęły się w dół jej ciała ‒ może to ja zabije ich, hm? Co ty na to?
‒ Nie dasz rady ‒ uśmiechnęła się do niego szeroko ‒ kochają mnie, nie dadzą mi umrzeć.
‒ To się jeszcze okaże ‒ pchnął ją na kanapę ‒ połóż się, powinnaś spać.
Nie musiał jej dwa razy powtarzać. Czuła jak narkotyki ją odcinały od rzeczywistości. Zamknęła oczy, ale nie wiedziała czy zasnęła, nie potrafiła odróżnić snu od jawy, która była tak rozmyta. Kręciło jej się w głowie.
Słyszała czyjś głos, męski. Coś do niej mówił, ale nie potrafiła wyłapać ani jednego słowa. Chciała się ruszyć, ale nie mogła, jakby jej ciało było zamrożone. Poczuła dreszcze, dlaczego było tu tak zimno?
‒ Masz takie piękne ciało.
‒ Aizawa? ‒ wymamrotała słabo.
‒ Ciii, cicho.
Otworzyła oczy, na początku zdawało jej się, że widziała Hawksa. Jego blond kosmyki włosów delikatnie opadające na twarz i te piękne, złote oczy. Nachylił się nad nią, to nie był Hawks. Miał twarz Aizawy, te jego ciemne oczy i delikatny zarost, który drażnił jej skórę przy każdym pocałunku.
‒ Co wy tu robicie? ‒ ledwo otwierała usta. ‒ Dabi chce was zabić.
Poczuła dłoń między nogami i na jej piersi. Mężczyzna wpił się w jej usta, brutalnie przygryzając jej dolną wargę. To nie był Hawks, a tym bardziej Aizawa. Znała ich pocałunki i ich dotyk, nie byli tak natarczywi.
‒ Zostaw mnie ‒ zajęczała cicho, starała się odsunąć ‒ puszczaj!
‒ Ciii, za chwilę będzie ci dobrze.
‒ Pomocy! ‒ miała wrażenie, że zamiast krzyku z jej gardła wydobył się niezrozumiały jęk. ‒ Aizawa! Hawks! Pomocy!
‒ Zamknij się ‒ przycisnął jej do ust dłoń ‒ bo przestanę być miły.
To nazywał bycie miłym? Chyba powinna mu udzielić kilku lekcji. Szarpała się i starała dalej krzyczeć o pomoc. Brzydziła się go, jego dłoni i głosu, chciała go odepchnąć, ale nie mogła. Kompletnie skrępowane ręce uniemożliwiły jej obrony, a z ciała nie potrafiła wykrzesać chociaż jednego, małego kryształu.
Rozerwał jej bluzkę i zsunął spodnie. Do oczu naszły jej łzy, dusiła się. Błagała o jakiś cud, o ratunek z jakiejkolwiek strony.
‒ Chyba cię do reszty pojebało.
‒ Panie!? ‒ mężczyzna odskoczył od niej.
‒ Co ty robisz? ‒ Dabi stał ze skrzyżowanymi rękoma na piersi i czekał na wytłumaczenia. ‒ Mówiłem, że nikt nie ma prawa jej dotykać. Musi być gotowa na transfer.
‒ To nie tak, ja tylko...
‒ Tylko co? ‒ szarpnął za włosy kultysty. ‒ Chyba jasno się wyraziłem.
‒ Błagam, wybacz mi, to była chwila słabości.
‒ Nie potrzebujemy tu słabych.
Jego niebieskie płomienie strawiły oprawcę Misaki w kilka sekund. Nie zdążył nawet krzyknąć z bólu. Po prostu zamienił się w kupkę nic nie wartego popiołu.
Zapłakana Misaki pociągnęła nosem. Starała się chociaż trochę zakryć przed wzrokiem Dabiego. Była w tym stanie zupełnie bezbronna, mógł zrobić z nią co tylko chciał, a ona nie miała na to wpływu. Ile czasu minęło, kiedy nadejdzie ratunek, nie zamierzała siedzieć tutaj ani sekundy dłużej.
Dabi zsunął z siebie swój płaszcz i na nią narzucił, aby zakryć jej prawie nagie ciało. Podsunął jej też spodnie do góry, aby nie świeciła tyłkiem.
‒ Rusz się, idziemy ‒ złapał ją za ramię.
‒ Dokąd?
‒ Gdzieś gdzie te świry nie będą mieli do ciebie dostępu.
‒ Nie różnią się dużo od ciebie.
‒ Ale w przeciwieństwie do nich nie zachowuję się jak jebane zwierzę ‒ Dabi nadal był wściekły.
Nie chodziło o to, że któryś z nich dobierał się do Misaki, miał szczerze to gdzieś co się z nią działo, póki była żywa, wszystko było dobrze. Chodziło tu o nieposłuszeństwo, jasno się wyraził, że nie mieli do niej zachodzić, jej dotykać i nawet na nią patrzeć. Musiał mieć stuprocentową pewność, że była gotowa do oddania się Diamentis, a w momencie, kiedy ją obmacywali, nie miał jak tego monitorować.
Wepchnął ją do swojej sypialni i zatrzasnął za nimi drzwi. Na ten moment to najlepsze miejsce, a raczej jedyne do którego nie odważą się wejść i chociażby próbować się do niej dobrać. Wielu z nich zupełnie się nie hamowała i nie chodziło tu tylko o używanie darów, pozwalali sobie na wszystko. Zapominali kto był tutaj bóstwem.
‒ Rąk nie czuję ‒ Misaki usiadła na fotelu.
‒ Mogę ci je uciąć, nie będzie problemu.
‒ Ledwo przebieram nogami, nie byłam w stanie odepchnąć jednego typa, czy nie możesz poluzować lin?
‒ Uważasz mnie za głupiego? ‒ spojrzał na nią z góry.
‒ Szukam resztek dobra.
‒ Zawiodę cię ‒ złapał za jej podbródek ‒ jest we mnie tylko czyste zło.
CZYTASZ
Shards of pain
FanfictionCiężko jest odnaleźć swoje miejsce. Chociaż obrałam ścieżkę bohaterki, cały czas trzymają mnie wątpliwości. Czy dobrze zrobiłam, że przyjęłam tę posadę nauczycielki? Nie sądziłam, że mój były nauczyciel i denerwujący ptaszor tak bardzo wpłyną na moj...