‒ Dyrektor kazał ci się oszczędzać ‒ Aizawa widział, że Misaki już się szykowała do wyjścia z łóżka. ‒ Następny tydzień nigdzie się nie wybierasz, jasne?
‒ Przykujecie mnie do łóżka?
‒ Żebyś wiedziała ‒ przetarł zmęczoną twarzy, pół nocy nie mógł spać, bo dziewczyna przez sen majaczyła i pilnował żeby czasem znów się nie zraniła. ‒ Dobrze wiesz, że to nie zabawa, nawet nie zaczynaj zgrywać silniejszej niż jesteś ‒ usiadł na jej łóżku ‒ to jest ponad twoje siły i daj sobie pomóc. Nie chcesz chyba tego pogorszyć?
‒ Nie ‒ odpowiedziała cicho ‒ ja po prostu chcę żeby było już normalnie.
‒ Będzie, ale wiesz co musisz robić.
Wiedziała. Musiała zebrać siły, aby chociaż była w stanie samodzielnie stać. Potem już czekała ją praca nad sobą. Spojrzała na swoją poranioną rękę, jeżeli szybko nad tym nie zapanuje, mogła stracić to wszystko nad czym tyle pracowała. Nie mogła dopuścić żeby znów bała się używania daru, musiała wrócić do formy.
Aizawa sięgnął po kosz z medykamentami, wypełniony po brzegi maściami, tabletkami i opatrunkami nadawał się idealnie dla całej armii chorych, a nie jednej dziewczyny.
‒ Daj, zmienię ci opatrunek.
Podała mu grzecznie rękę. Wróciły do niego czasy liceum, znów siedział z Misaki i bandażował jej rany. Znów powoli zdejmował opatrunki słuchając jej cichych pojękiwań, które za wszelką cenę starała się stłumić za zaciśniętymi zębami, aby pokazać, że to wytrzyma. Chociaż... Tym razem było inaczej, nie wściekał się, nie prawił jej kazań. W jego głowie tak naprawdę nie było ani jednej negatywnej myśli na jej temat. Martwił się, nie był ani trochę zły, nie potrafił.
Misaki naszły do oczu łzy, kiedy piekący preparat do odkażania spotkał się z jej ranami. Siedziała dzielnie, ale miała ochotę zabrać rękę i uciec pod ścianę. Tak cholernie bolało, nie tylko fizycznie, czuła jak jej serce piekło. Cała w środku płonęła i chciała aż krzyczeć. Nie miała siły nawet płakać, miała wrażenie że emocje, które podchodziły jej do gardła za chwilę ją uduszą.
‒ Gotowe ‒ Aizawa spojrzał na swoją pracę ‒ goi się znacznie lepiej, niedługo zostaną tylko blizny.
Blizny. Zawsze zostawały, miała je na całym ciele, a nawet na sercu czy umyśle. Po jej policzku spłynęła pojedyncza łza, a za nią kolejna i kolejna. Dlaczego pojawiały się nowe? Ślady przeszłości miały w niej pozostać, a nie wracać i znów jej przypominać o tym bólu. Nie chciała, nie potrafiła tego znieść.
Spojrzała na Aizawę, który patrzył na nią tak samo jak Hawks. W jego oczach widziała pełno współczucia i żalu, dlaczego? Co się zmieniło, chciała żeby spojrzał na nią tym swoim chłodnym wzrokiem.
‒ Przestań się o mnie martwić ‒ ścisnęła kołdrę między palcami. ‒ Przestań się na mnie patrzeć w ten sposób!
Nawet w jego oczach była ofiarą. Mylił się, po prostu się pogubiła, nie wiedziała co się działo i dlaczego akurat teraz, ale nie potrzebowała niczyjego żalu. Poradzi sobie z tym! Nie była już dzieckiem! Niech w końcu skończą z niańczeniem jej, bo nie musieli tego robić... Przecież zawsze w końcu dawała radę.
Znieruchomiała, kiedy Aizawa złapał za jej ramiona i przyciągnął do siebie. Zamknął ją w uścisku i nie pozwolił, aby się odsunęła. Czy mogła choć raz pomyśleć o sobie? Jak miał przestać o nią się martwić, kiedy był jedyną osobą, która była w stanie się nią zająć. Ona sama, zaślepiona strachem i bólem, nie była w stanie racjonalnie myśleć i pewnie gdyby nie on, już dawno wylazłaby z tego łóżka.
Misaki czuła jak coś w niej pękło. Po raz kolejny Aizawa widział jej słabość, jej kruchość, chociaż obiecała że zawsze będzie silna. Miała być opoką dla innych, a po co komuś ona skoro sama nie była w stanie zająć się sobą? Chciała żeby wszystko wróciło do normy, żeby było jak wcześniej, kiedy wiedziała co robić. Nie chciała być dla niego dłużej ciężarem, przecież miała mu udowodnić, że po ukończeniu szkoły da radę sama.
‒ Przepraszam ‒ płakała w jego ramię.
‒ Nie przepraszaj ‒ wplótł palce w jej włosy. ‒ Nie musisz za nic mnie przepraszać.
Musiała, całe jej ciało krzyczało i ona chciała. Dusiła się tym wszystkim. Wrzeszczała z bólu w ramię byłego wychowawcy, czuła jakby się rozlatywała.
Aizawa mocno ją trzymał w jednym kawałku. Pomimo jej łez i krzyków, nie pozwolił, aby się rozleciała. Była silna, ale teraz, w tej sekundzie, była tak krucha, że bał się poruszyć, bo nie chciał czasem jej skrzywdzić.
‒ Boje się!
Uspokajał ją, albo chociaż się starał, ale miał wrażenie, że nic do niej nie docierało, jakby zupełnie się wyłączyła. Nie wiedział jak ją przywrócić, chciał trzymać w ramionach zadziorną dziewczynę, która na każdym kroku udowadniała mu, że się mylił. Teraz miał wrażenie, że w jego ramionach spoczywała delikatna, porcelanowa powłoka. Musiał tej delikatnej skorupy chronić, nie miała nikogo w tym momencie, był jej jedynym oparciem.
‒ Jestem tu ‒ powiedział do niej, otulając ją mocniej, czuł jak drżała ‒ spokojnie ‒ gładził jej włosy, wydawało mu się, że jej oddech się wyrównywał ‒ przy mnie nie musisz się bać ‒ mówił dalej, bo widział że to działało ‒ jesteś silna, damy radę.
‒ Aizawa ‒ odsunęła się od niego.
Cała zapłakana z mokrymi oczami przypominała mu zbitego kociaka. Nie puściła go, mocno oplatała jego ramiona palcami jakby bała się, że za chwilę zniknie i zostanie sama. Uspokoiła oddech, a uczucie nudności powoli odchodziło w niepamięć.
Miała wrażenie, że wszystko zniknęło. Wzrok Aizawy się zmienił. Pierwszy raz na nią tak patrzył, nie potrafiła opisać tego uczucia, ale chciała żeby już zawsze na nią tak patrzył. Właśnie takim wzrokiem jak teraz. Cała drżała, ale czy to przez gorączkę? Dlaczego nagle w jej pokoju zrobiło się tak gorąco? Jeszcze przed sekundą myślała, że zamarznie.
Przesunęła dłonie nieco wyżej, z jego ramion na szyję. Aizawa poczuł dreszcz przechodzący przez jego kręgosłup, kiedy jej dłonie sunęły po jego ciele. Wytarł dłonią jej mokry policzek, była cała rozpalona. Poczuł jak ciężej mu się oddycha i oblała go fala gorąca. Dlaczego się tak przy niej czuł? To ona miała gorączkę, nie on, więc dlaczego czuł jak zaczął powoli drżeć.
Oboje nie wiedzieli co robili, czuli się niczym w amoku. Coś pchnęło ich ku sobie, Aizawa nachylił się bliżej Misaki, zatrzymał się chwilę przed jej ustami. Ich wargi prawie się dotykały, czuł jej gorący oddech, jeśli teraz przekroczy tą granicę, czy będzie droga powrotu?
‒ Jak się ma nasza bohaterka!? ‒ Mic wparował do jej sypialni.
Oboje wyprostowali się jak struny i wręcz odskoczyli od siebie. Wystraszona Misaki zepchnęła Aizawę ze swojego łóżka, poleciał z impetem na podłogę. Przeczesała włosy palcami starając się ogarnąć nagle szalejące serce.
‒ Co ty robisz na podłodze? - Mic chyba nie zdążył ich zauważyć.
‒ Nic ‒ Aizawa pomasował swój obolały łokieć na który spadł. ‒ Przewróciłem się.
Misaki miała na twarzy wymalowane przerażenie.
CZYTASZ
Shards of pain
FanfictionCiężko jest odnaleźć swoje miejsce. Chociaż obrałam ścieżkę bohaterki, cały czas trzymają mnie wątpliwości. Czy dobrze zrobiłam, że przyjęłam tę posadę nauczycielki? Nie sądziłam, że mój były nauczyciel i denerwujący ptaszor tak bardzo wpłyną na moj...