Chora gra

117 12 1
                                    

Pięść Misaki uderzyła z całych sił w worek treningowy.

Ty jesteś naczyniem.

Kolejne uderzenie, czuła jak wręcz cała buzowała od środka.

Nie pokonasz ich.

Słowa Diamentis cały czas odbijały się w jej głowie i nie zamierzały jej opuścić nawet na chwilę.

Ochronię cię, oddychaj.

Do oczu znów naszły jej łzy. Kolejne silne uderzenie przyniosło prąd bólu, który promieniował od nadgarstka do łokcia. Misaki złapała się za rękę i zaklęła cicho.

‒ Pani Kesshou? ‒ Midorya wszedł na siłownie szkolną.

‒ Midoriya ‒ szybko otarła zbierające się łzy ‒ co tu robisz, nie śpisz?

Zegar zawieszony na ścianie pokazywał, że było grubo po pierwszej w nocy. Chłopak jak i ona już dawno powinni leżeć w łóżkach i smacznie spać, oboje jednak nie byli w stanie zmrużyć oka. Misaki męczył strach przed zamknięciem oczu, a dopóki Aizawa nie dokończy pracy, nie miała szans na spokój w łóżku. Przy nim będzie czuła się o wiele bezpieczniej.

Midoriya nie wiedział jak określić uczucie, które nie pozwalało mu spać. Może to też był strach? Miał wrażenie, że wydarzenia z przeszłości do niego wracały. Wszyscy starali się wrócić do normalnego życia i zapomnieć o tamtej katastrofie, która prawie zniszczyła społeczeństwo. Teraz, kiedy wiedział, że kolejna, potężna grupa zagraża światu, czuł w środku to samo co w tamtym momencie.

Do tego powrót Dabiego, który powinien być od ponad roku martwy. Policja i bohaterowie dokładnie sprawdzili miejsce wybuchu w którym miał zginąć. Sam Hawks widział jego śmierć, a jednak powrócił. Dołączył do szalonej sekty i na domiar złego, przewodził nią.

Jeśli szybko ich nie powstrzymają, będą musieli znów zmierzyć się nie tylko z przestępcami, ale i opinią publiczną, która potrzebowała kozła ofiarnego. Najczęściej nim stawali się bohaterowie, którzy nie byli dość dobrzy, aby ich ochronić. Nikt jednak nie pamiętał o tych, którzy poświęcili swoje życie i zdrowie dla ich dobra.

‒ Trochę się stresuje tym wszystkim ‒ chłopak nałożył na sztangę kilka ciężarów ‒ podczas treningu oczyszczam umysł.

‒ Pewnie was wystraszyłam tą sektą.

‒ Tylko na początku, teraz jednak... Wszyscy czekają w gotowości, zwłaszcza że niedługo znów zaczniemy staże.

‒ Nie chcę żebyście brali w tym udziału, to nie wasza walka.

‒ Jest pani naszą wychowawczynią, nauczyła nas pani naprawdę dużo i chociaż nie znamy się tak długo jak z panem Aizawą, nadal jesteśmy gotów walczyć u pani boku.

Uśmiechnęła się, rozumiała dlaczego Aizawa tak bardzo lubił tę klasę. Nie byli tylko dobrymi bohaterami przez swoje umiejętności i niezwykłe dary. Mieli wielkie serca, chcieli nieść pomoc tam gdzie inni nie byli w stanie. Byli naprawdę wyjątkowi i chociaż miała wiele wątpliwości co do swoich wyborów życiowych, nigdy nie będzie żałować, że podjęła się nauki ich. Była dumna, że będzie mogła patrzeć jak błyszczą w tym strasznym świecie.

‒ Jak się czuje Todoroki? ‒ na pewno był w szoku. ‒ Musiało mu być ciężko.

‒ Tak, jeszcze jest rozchwiany ‒ Midoriya chwycił za sztangę ‒ długo z nim siedzieliśmy, aż postanowił się położyć. Wątpię jednak, aby teraz spał.

‒ Jego rodzina już została powiadomiona przez Hawksa ‒ westchnęła cicho ‒ mam nadzieję, że sobie z tym poradzą.

Jakby na to nie patrzeć, to nie pierwsza sytuacja, kiedy rodzina Todoroki musiała zmagać się z Touyą. Najpierw jego śmierć, potem powrót do żywych, kolejna śmierć i teraz... Powtórka z wydarzeń. Mogłoby się wydawać, że ciążyła nad nimi jakaś klątwa.

‒ Nie siedź za długo, nie powiem Aizawie, ale jutro masz zajęcia.

‒ Dobrze!

Misaki opuściła siłownie. Chłodnie powietrze przeszyło jej bluzę i dotarło do spoconej skóry, poczuła dreszcze. Spojrzała na spokojne, nocne niebo, było tak cicho. Objęła swoje ramiona, nawet jej umysł i serce na chwilę ucichły. Pomimo swojego strachu i obaw, nadal miała nadzieję.

Nadzieję na lepsze jutro, bez strachu i chorej sekty, która chciała zniszczyć świat. Bez Dabiego i bez Diamentis. Bez jej ciągłych obaw. Nadzieja na spokojną przyszłość, spokojne życie. Uśmiechnęła się, na życie u boku Aizawy.

Weszła do dormitorium kadry nauczycielskiej. Wszędzie były zgaszone światła i tylko ona zakłócała ciszę nocną. Starała się poruszać bezszelestnie, ale skrzypiąca podłoga jej to utrudniała. Wygrzebała z kieszeni klucz i otworzyła drzwi swojego mieszkania. Zapaliła światło, na stoliku do kawy zauważyła dwa kieliszki i butelkę wina, nie było ich kiedy wychodziła. Czyżby Aizawa coś dla niej przygotował? Nie było go jeszcze, o tej porze zamierzał z nią urządzać sobie romantyczny wieczór przy winie? Jutro mieli zajęcia, nie mogli siedzieć całej nocy na kanapie.

Zamknęła się w łazience i zrzuciła przepocone ciuchy. Weszła pod gorący strumień wody pod prysznicem. Poczuła jak jej mięśnie się odprężają, a na ciele pojawiła się gęsia skórka. Delikatnie masowała swoją skórę wcierając mydło o zapachu brzoskwini.

Usłyszała szmer zza drzwi. Aizawa chyba skończył swoją pracę. Uśmiechnęła się do siebie, może jednak lampka wina im nie zaszkodzi. Zasłużyli na chociaż trochę odprężenia w swoim towarzystwie.

Wyskoczyła spod prysznica i owinęła się w ręcznik. Szybko ogarnęła się przed lustrem i upewniła, że wyglądała dobrze. Przeczesała włosy palcami i wzięła głęboki wdech, pora trochę się odprężyć.

Wyślizgnęła się z łazienki i krokiem pełnym gracji przeszła do salonu.

‒ Czyli masz dla mnie jeszcze siły ‒ serce jej stanęło, złapała mocno za ręcznik, który był jedynym okryciem – Dabi!?

‒ Dla ciebie? Zawsze.

Z nogami zarzuconymi na stolik, siedział na kanapie jakby nigdy nic. Skąd tu się wziął bez aktywacji alarmu!? Dlaczego go nie wykrył?! Spojrzała na drzwi wyjściowe, jeśli dopadnie do nich to miała szansę na ucieczkę.

‒ Co się stało, laleczko? Wyglądasz jakbyś zobaczyła ducha.

Upewniła się, że ręcznik nie ześlizgnie się z niej i popędziła w stronę drzwi. Jak tylko złapała za klamkę od razu ją puściła. Była cholernie gorąca. Usłyszała rechoczący śmiech Dabiego zaraz za swoim uchem.

‒ Wybierasz się gdzieś? ‒ złapał za jej kark i ścisnął. ‒ Piśnij chociaż słówko, a doszczętnie spalę ci struny, tak?

Ona tylko pokiwała głową na znak, że rozumiała. Czuła jak drżała w środku, nie wiedziała skąd się tu wziął, jakim cudem, to za sprawą tego daru Kiry? Przeszedł przez wyrwę w czasoprzestrzeni jak wtedy w muzeum?

‒ Dobrze, teraz cię puszczę i może sobie usiądziemy?

Zabrał rękę i od niej odszedł. Powoli się obróciła, niczym niewzruszony padł na kanapę i znów zarzucił swoje nogi na jej stolik. Kieliszki delikatnie zadrżały, był tu wcześniej? Przyniósł to cholerne wino i kręcił się po jej mieszkaniu bez jej wiedzy? Jak długo na nią czekał, wyszła już jakiś czas temu, aby pobyć sama ze swoimi myślami na siłowni.

Obwiązała się mocniej ręcznikiem i żałowała, że nie postanowiła niczego więcej ubrać, chociażby głupich majtek. Jeśli materiał postanowiłby z nią nie współpracować, będzie zupełnie naga przed niebezpiecznym przestępcą.

Dabi wskazał jej siedzenie naprzeciw siebie. Posłusznie zajęła miejsce, nie spuszczała go z oczu. Czy jeśli teraz przejdzie do ataku, uda jej się wygrać? Nie miała jak wezwać pomocy, a tylko bogowie wiedzieli, kiedy Aizawa wróci.

Musiała być cierpliwa, zagrać w chorą grę Dabiego i nie dać się mu omamić. Był tak samo szalony jak Diamentis, może nawet bardziej. Tylko spokój mógł ją uratować, jak tylko nadejdzie odpowiedni moment, zaatakuje go i unieruchomi.

‒ Skusisz się na kieliszek wina, laleczko? 

Shards of painOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz