Oblicze boga

137 12 0
                                    

Niebieskie płomienie dosięgnęły twarzy Crystal. W ostatnim momencie postawiła ścianę między nimi i tylko to uchroniło ją przed utratą brwi i całkowitym spaleniem nosa. 

‒ Crystal! ‒ usłyszała za sobą wołanie Aizawy, musiał się skupić na walce, nie na niej.

‒ Nic mi nie jest! - czuła jak wściekłość na sektę w niej wzbierała. ‒ Nie rozpraszaj się! Odpuść Dabi, nie dam wam się zabić!

Dobiegł do niej, w starciu bezpośrednim to ona powinna mieć przewagę, jednak jego ruchy i ciosy były szybsze i silniejsze niż przypuszczała. Sekta nie tylko go uratowała, ale podkręciła. Był lepszą wersją samego siebie.

Oberwała w twarz, zatoczyła się kilka kroków. Czuła jego gorące pięści, które przy każdym uderzeniu zadawały dodatkowy ból. Jakby uderzał ją nagrzanym do czerwoności metalem. Im dłużej walka trwała, tym więcej poparzeń pojawiało się na jej ciele.

Wymierzyła kolejny cios, trafiła w jego brzuch skutecznie powalając go tym na ziemię.

‒ Panie! ‒ jeden z wyznawców krzyknął przerażony.

‒ Panie? ‒ kopnęła go w twarz, Dabi przeturlał się.

‒ Na co tak patrzysz? ‒ uśmiechał się do stojącej nad nim bohaterki. ‒ Wyznawcy troszczą się o swojego boga!

‒ O nie.

A więc to był ich nowy bóg, który miał poprowadzić ich do zniszczenia społeczeństwa nadludzi?! Sam diabeł, który powrócił zza grobu został przewodnikiem popaprańców, którzy uwzięli się na jej życie. Sądziła, że z Hawksem już założyli najgorsze, ale tego zupełnie się nie spodziewali.

Dabi złapał za jej nogę i skutecznie przypiekł. Misaki krzyknęła czując rozrywające pieczenie. Ból sprawiony przez jego cholerne płomienie był nie do wytrzymania, nie była w stanie ustać na przypalonej nodze.

Opadła na kolano, Dabi dźwignął się i wyciągnął rękę w jej stronę, chciał dosięgnąć jej szyi. Crystal krzyczała do siebie w środku żeby się ruszyła, ale nie była w stanie, cholernie ją wymęczył, a ból utrudniał reakcję. Nie mogła się ruszyć.

‒ Crystal! ‒ czerwone pióra odciągnęły ją od Dabiego. ‒ Cała jesteś!?

Hawks zasłonił ją swoim ciałem. Znów pojawił się w idealnym momencie, kolejny raz uratował ją przed rychłą śmiercią, bo sama nie była w stanie się uratować. Musiała wytrzymać, utrzymać przytomność, nie mogła przegrać z własnym ciałem.

‒ A więc do nas dołączyłeś ‒ Dabi wstał i otrzepał się ‒ jak miło.

‒ To koniec, Dabi!

‒ Ależ nie, to dopiero początek! ‒ zaśmiał się. ‒ Kira! Otwieraj! ‒ za jego plecami pojawił się portal. ‒ Zostałbym, ale nie mogę się tak narażać. Jeszcze się zobaczymy ‒ przeszedł przez wyrwę w przestrzeni ‒ Odwrót!

Przestępcy zniknęli tak nagle jak się pojawili. Zostawiając wszystkich w bojowym ferworze. Nawet znokautowani przeciwnicy zostali zabrani z powrotem do ich kryjówki.

‒ Crystal - Hawks padł przy niej na kolana. - Cholera, nieźle cię przypalił.

Na jej ciele zaczęły się pojawiać pierwsze bąble. Czuła jakby miała za chwilę zwymiotować, pieczenie było nie do zniesienia. Hawks starał się jej jakoś pomóc, jednak najdelikatniejsze dotknięcie sprawiało, że dziewczyna jęczała z bólu.

‒ Misaki! ‒ Aizawa dopadł do niej.

‒ Nie dałam się zabić ‒ dźwignęła się na rękach ‒ tak jak kazałeś.

‒ Nie ruszaj się głupia ‒ użyczył swojego ramienia dla jej wsparcia. ‒ Pogorszysz swój stan.

‒ Trzeba schłodzić rany ‒ Hawks był zły na siebie, że znów był zbyt wolny.

‒ Mogę pomóc ‒ Todoroki podszedł do nich.

Jego dłonie pokryte warstwą lodu przyniosły ulgę w bólu Misaki. Leżała spokojnie w objęciach Aizawy, który patrzył na nią tym swoim wzrokiem. Zły, że znów działa jej się krzywda, nic nie mogła na to poradzić, nie mogła trzymać Dabiego na dystans, nie pozwalał jej na to.

Hawks za to patrzył na nią znów jak na ofiarę, jak na kogoś kogo trzeba było uratować. Nie potrzebowała współczucia, tylko sporej ilości proszków przeciwbólowych.

‒ Wszyscy są cali? ‒ po schłodzeniu ran było jej o wiele lepiej, chociaż te bąble nie wyglądały zbyt ciekawie.

‒ Z tego co mi wiadomo tak ‒ uspokoił ją Aizawa. ‒ Jesteś w stanie ustać?

‒ Jest okej ‒ miała tylko trochę miękkie kolana. ‒ Hawks, jest sprawa do obgadania.

‒ Powoli, najpierw wrócimy do liceum, na szczęście żaden z uczniów nie ucierpiał ‒ Aizawa rozejrzał się po swojej klasie. ‒ Chyba im też należą się wytłumaczenia.

‒ Dobrze, wracajmy - zgodziła się, nie miała siły na przeciwstawianie się. - Hawks, możesz dzisiaj wieczorem wpaść do mnie?

‒ Tak, pewnie.

***

Cała klasa utraciła swój entuzjazm. Siedzieli w autobusie z ponurymi minami. Czuli się wykończeni chociaż walka nie trwała długo i nie byli głównym celem. Bardziej czuli się zmęczeni psychicznie. Znów musieli odpierać atak zorganizowanej grupy przestępczej.

Czuli jakby wydarzenia z przeszłości odżyły na nowo i cały ten koszmar miał się rozpocząć od początku.

Najgorzej było z Todorokim. Siedział z pochyloną głową, znów wrócił. Touya już raz powrócił zza grobu, a teraz, kiedy miały być na pewno martwy, powrócił. Ten człowiek był chodzącym trupem, którego nie można było zabić.

‒ Przepraszam klaso ‒ Misaki stanęła na środku autobusu, aby każdy ją usłyszał ‒ naprawdę mi przykro, że musieliście brać w tym udział.

‒ Kim oni byli?

‒ I jakim cudem ten spalony gnój nadal chodzi? ‒ Bakugo zmarszczył brwi.

‒ Niestety, ale nie wiem jakim cudem żyje ‒ też wolałaby żeby leżał martwy. ‒ Ci przestępcy, to był kult uzdolnień.

‒ Kult?

‒ Szalona sekta, która wierzy, że to dary powinny rządzić ludźmi, a nie na odwrót ‒ wytłumaczyła. ‒ Nie sądziłam, że zaatakują w biały dzień i to tak bezpośrednio, nie lubią się afiszować.

‒ Ale czego oni chcą!? Dlaczego zaatakowali muzeum? ‒ Kirishima krzyczał z ostatniego rzędu.

Misaki zacisnęła usta w cienką linię. W tym przypadku chcieli jej głowy. To nie był przypadkowy atak, zdążyli się już dowiedzieć, że była nauczycielką w U.A. i do tego, że ich klasa miała wycieczkę tego dnia. Czyżby mieli swoich ludzi i w muzeum?

‒ To Kesshou jest ich celem ‒ Aizawa stanął za nią ‒ z powodu jej daru, uważają ją za wroga.

Cała klasa zamilkła. Nagle atmosfera jeszcze bardziej się zagęściła. Misaki czuła na sobie wzrok wszystkich. To przez nią musieli brać w tym udział, nie potrafiła spojrzeć im w twarz. Już raz to przeżyli, nie chciała aby ich stare rany na nowo się otwierały. Chciała żeby żyli w spokoju, ukończyli liceum i zostali najwspanialszymi bohaterami jaki świat widział.

Ona im to skutecznie utrudniała. Swoją obecnością tylko narażała wszystkich.

‒ Nie damy pani skrzywdzić ‒ Midoriya wstał ze swojego miejsca ‒ jest pani naszą nauczycielką.

‒ Dziękuję, Midoriya ‒ poczuła dziwne ciepło na sercu ‒ ale to ja muszę ochronić was. Nie pozwolę, aby ktokolwiek z sekty was tknął ‒ spojrzała po swoich uczniach, którzy wcale nie byli przerażeni, byli zdeterminowani do kolejnej walki. ‒ Ochronię was.

Shards of painOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz