Bill wrócił do swojego biura z trzecim już kubkiem kawy w dłoni i ponownie machnął różdżką. Pióro się uniosło i zaczęło wypełniać formularze i dokumenty a on to tylko obserwował. Zazwyczaj robił to sam aby zająć sobie czas, ale czekała go jeszcze tego dnia konferencja więc nie chciał się przed tym za bardzo męczyć. Był piątek, a to oznaczała, że następnego dnia Molly i Artur mieli iść z nimi do rodziców Scarlett. Jego rodzeństwu został już ostatni tydzień szkoły więc Molly miała dużo pracy w domu żeby uprzątnąć porządnie ich pokoje. Wiedział, że spotkanie zakończy się katastrofą, bo znał swoją mamę, a rodzice Scarlett nie należeli do najmilszych.
— Bill. Konferencja, — powiedziała Isabela pukając do drzwi jego biura. Bill niechętnie wstał w krzesła i poprawił rudy kosmyk, który opadł mu na twarz. Poszedł za nią do sali konferencyjnej i zajął miejsce.
Jak zwykle słucham półgodzinnej gadki o goblinach gdy ku jego zaskoczeniu jeden z goblinów wszedł do sali. Mówił o niebezpieczeństwie czekającym na tym świecie i, że to wymaga naprawdę porządnej ochrony.
— William był łamaczem klątw. — powiedział jego szef — Przeniósł się tutaj jakiś czas temu, ale myślę, że nie będzie miał nic przeciwko jeśli wróci do swojego dawnego zawodu. William co sądzisz?
— Miałbym wrócić do Egiptu? — zapytał Bill.
— Nie. — powiedział chrypliwe goblin — Potrzebujemy łamacza klątw tutaj. — dodał.
Billa to trochę bardziej ucieszyło. Scarlett nie mogłaby się ponownie przenosić, a on też nie mógł sobie na to pozwolić w świetle wojny.
— Przemyśl to, William i daj mi znać w poniedziałek — powiedział szef puszczając do niego oczko.
Bill wrócił do mieszkania dość późno, bo konferencja się przeciągnęła. Scarlett drzemała na kanapie więc on nałożył sobie zupy i szybko ją zjadł. Wziął prysznic mając nadzieję, że ciepła woda jakoś rozluźni jego spięte mięśnie i umył włosy. Gdy wyszedł Scarlett wstawała z kanapy.
— Kiedy wróciłeś? — zapytał stając przed nim.
— Jakieś dwadzieścia minut temu — powiedział całując ją w policzek — Nie chciałem cię budzić — dodał — Idź do łóżka. Ja zaraz przyjdę.
Scarlett zniknęła za drzwiami a Bill posprzątać to co leżało na blacie. Położył się obok niej i objął ją ramieniem. Scarlett jeszcze nie spała więc obróciła się w jego stronę i przytuliła do jego klatki piersiowej. Bill pogładził ją dłonią po głowie.
— Nie chce jutro iść do rodziców. — powiedziała.
— Wiem, ja też. — wymamrotał — Ale lepiej żeby się poznali teraz niż na ślubie i zaczęli na siebie wrzeszczeć w trakcie ceremonii.
— Już mam lepsze stosunki z twoja mamą. Nie chcę tego zaprzepaścić. — powiedziała — Oboje mieliśmy ciężki tydzień. Prawie na mamy dla siebie czasu. — dodała.
Bill rozumiał co Scarlett ma na myśli, bo faktycznie był zmęczony, ale wolał mieć już to za sobą niż żyć w stresie, że kiedyś się spotkają i nie skończy się to dobrze.
— Moja mama chce zrobić przyjęcie z okazji naszych zaręczyn. Co uważasz? — zapytał Bill.
— Cała twoja rodzina w jednym miejscu? — zapytała — Poznam Charliego i Jo na żywo a nie przez telefon?
— Tylko jeśli się zgodzisz. — powiedział Bill.
— Podoba mi się. — powiedziała Scarlett.
— Cieszę się. — powiedział.
***
Scarlett zapięła jeansy, poprawiła top z półgolfem i grubych ramiączkach i spięła włosy klamrą. Bill był już gotowy i leżał rozwalony na kanapie. Gdy zauważył Scarlett wstał, zabrał klucze ze stołu i ubrał na siebie swoje wielkie buty ze smoczej skóry i wyszli z mieszkania. Deportowali się przed dom rodziców Scarlett i czekali aż Molly i Artur też się pojawią.
Gdy przekroczyli próg domu Scarlett już czuła, że jej tata nie jest przyjaźnie nastawiony. Usiedli na kanapie i Scarlett zaczęła odliczać sekundy do wyjścia.
— Musicie się cieszyć z zaręczyn córki. — powiedział Artur najwyraźniej nie odczuwając wrogości rodziców Scarlett.
— Już raz to przechodziliśmy. — powiedział jej ojciec spoglądając na Scarlett jakby wszystko był jej winą.
— Starsza córka?
— Nie. Scarlett już kiedyś była zaręczona. — powiedział Steve.
— Ach tak? — zapytał Molly spoglądając na Scarlett.
— Jej narzeczony zmarł krótko przed ślubem. Doprawdy wielka tragedia. — powiedziała Monica — Naprawdę wielka tragedia. Nasza biedna Scarlett była załamana, tak bardzo chciała tego ślubu...
— Teraz już przesadzasz, mamo. — powiedziała Scarlett surowo — Rozmawialiśmy o tym. Wcale nie chciałam za niego wychodzić.
— Te dzieci zawsze muszą robić coś czego nie chcemy. — powiedział Steve.
— To aż tak źle, że wychodzi za Billa? — zapytała Molly.
— Nie, ależ skąd... on po prostu... nie jest takim kandydatem jakiego oczekiwałam. Jesteś matką, pewnie mnie rozumiesz. — powiedziała Monica.
— Oczywiście, że cię rozumiem. — powiedziała Molly — Ale mimo wszystko to nie my decydujemy z kim się złącza nasze dzieci. — dodała.
— Oczywiście, że nie. — powiedziała Monica — Ale Bill wygląda jakby wyszedł z jakiegoś dzikiego koncertu. Ktoś taki na wychować nasze wnuki?
— Mówisz tak jakbyś ty wyglądała jakbyś wyszła z gali. — powiedziała Molly wywracając oczami.
— Po prostu... nie uwierzę, że wy wyobrażaliście sobie Billa z kimś takim jak Scarlett! — zawołał Steve.
— To nie nasza decyzja z kim Bill chodzi. Ja osobiście lubię Scarlett. Uważam, że do siebie pasują. — powiedział Artur. Scarlett była wdzięczna Arturowi za to, że zawsze staje po stronie swoich dzieci.
— A my osobiście nie lubimy Billa!
— A to możecie się już wypchać. — powiedział Artur — Ja się cieszę na ten ślub. — dodał.
— To chyba jesteś jedyny. — powiedział Steve.
— Ja też się całkiem cieszę na ten ślub. — powiedziała Molly. Dla Scarlett to było zaskoczenie. Myślała, że Molly tylko toleruje pomysł ze ślubem.
— To za szybko!
— My też się szybko pobraliśmy. Jest wojna. Czasem nie ma czasu by czekać. — stwierdził Artur.
— Są ciężkie czasy. Powinniśmy się w ogóle cieszyć, że nasze dzieci żyją. — powiedziała Molly.
![](https://img.wattpad.com/cover/273557462-288-k686133.jpg)
CZYTASZ
The Night We Met | Bill Weasley
FanfictionScarlett wiedziała co to znaczy strata swojego ukochanego, dlatego od tej pory uważała i bardzo się zmieniła. Po czasie jednak dochodziła do wniosków, że ona i jej były były narzeczony są bardzo się spieszyli a jej ona pokochała długowłosego rudziel...