Rozdział 46

306 24 24
                                    

MAJ

Zaklęcia uderzały wokół nich jak szalone. Miał wrażenie, że zaraz wszystko się zakończy, że zależy od jednego ruchu. Jego bliscy kręcili się wokół niego, a on cieszył się na widok każdego z nich. Cieszył się, że żyją. Nie potrafił sobie wyobrazić co by było gdyby nagle zniknęli, gdyby miał żyć bez nich.

Scarlett walczyła obok niego, a on obserwował ją kątem oka. Trochę żałował, że nie mieli odpowiedniej nocy poślubnej ani miesiąca miodowego. Zamiast tego co chwilę przyjmowali gości, którzy uciekali przed wojną. Nie mieli czasu dla siebie. Chodzenie do pracy nawet było niebezpieczne. Szczególnie dla Scarlett, która pracowała w Ministerstwie Magii.

Ludzie, którzy zdecydowali się nie popierać Voldemorta zostali znajdowani następnego dnia martwi na podłodze swojego biura dlatego nikt kto chciał żyć nie mówił o swoich poglądach na głos. Scarlett pracowała po cichu i starała się brać na siebie jak najmniej pracy z innymi. A już na pewno nie z tymi, którzy otwarcie byli po stronie Voldemorta.

STYCZEŃ 1998 ROKU – KILKA MIESIĘCY WCZEŚNIEJ

Ciche pukanie rozległo się do biura Scarlett. Tego dnia mało pracowników się pojawiło w pracy i było to zdecydowanie podejrzane ale Scarlett doskonale słyszała jak dwójka pracowników kilka tygodni wcześniej planowała bunt. Na ich pech następnego dnia byli już martwi. Przed jej oczami pojawił się Percy Weasley. Pod jego oczami były jeszcze głębsze wory, a on wyglądał jakby nie spał od miesięcy. Był spięty i jakby wystraszony. Posłał jej spojrzenie kładąc papiery na jej biurku. Scarlett zauważyła bandaż pod rękawem jego szaty.

— Weasley. Pospieszył byś się. Nie chcę cię znowu karać za niesubordynację. — odezwał się Minister Magii posyłając Percy'emu krzywy uśmiech.

— Oczywiście, szefie. Nie śmiałbym się sprzeciwiać. — powiedział Percy z gracją wychodząc z biura Scarlett.

Nie słyszała o tym by Percy sprzeciwiał się szefostwu. Zawsze żył w zgodzie z nimi nawet bardziej niż ze swoją własną rodziną. Dopiero po chwili Scarlett zauważyła, że Percy zostawił jej pustą białą kartkę naklejoną na papiery. Wyjęła różdżkę i rzuciła zaklęcie odkrywające i zobaczyła adres. Percy zostawił jej czyiś adres i nie była pewna czy to dlatego, że mu kazano czy dlatego że chce pozostać dyskretny. Dopiero po sekundzie zauważyła, że pod adresem zostało napisane "proszę".

Po pracy udała się pod adres. Znała tę okolicę.  Należała do magicznego świata. Kamienica dość jasna przy której rosła lawenda i w wiosnę prezentowała się dość ładnie, ale w środku zimy i wojny wyglądała mrocznie. Weszła na klatkę schodową i Percy otworzył jej drzwi.

— Dziękuję, że przyszłaś. — powiedział Percy siadając na kanapie. Jego mieszkanie było bardzo małe i dość brudne. Nie tego spodziewała się po Percym. Wyglądało jakby nie sprzątał od miesięcy. W mieszkaniu pachniało kurzem i jego perfumami. Na stole rozwalone były gazety Proroka Codzienniego. Percy był o wiele chudszy i zdecydowanie wystraszony. Wciąż ubrany w szatę z pracy usiadł na kanapie

— Mieszkasz tutaj?

— Teraz tak. — powiedział — Miałem inne mieszkanie, ale nie chcę by Ministerstwo mnie teraz szukało. Nie mogą nabrać podejrzeń więc w pracy jestem wciąż na ich zawołanie. — dodał.

— Czekaj...

— Nie dziwisz się chyba, że stoję po stronie Harry'ego Pottera, prawda? — zapytał.

— No wiesz. Trochę się dziwię.

— Wiem, że ostatnie lata były dziwne i przepełnione negatywną energią. Żałuję tego jak się zachowałem wobec mojej rodziny, ale nie mogę teraz... jeśli zacznę rozmawiać z ojcem w pracy i nas nakryją, a na pewno w końcu by nakryli bo to naprawdę dobrze wyszkoleni szpiedzy, zabiją nas obu. — wyjaśnił — Wiem, że mnie nie lubisz...

— Nikt nie powiedział, że cię nie lubię, Percy, nie miałam okazji by cię poznać. — powiedziała.

— Oczywiście. Wiem, że zachowałem się jak dupek i żałuję. Miałem zupełnie inne podejście do pracy i ambicja mnie przyćmiła. Nie jestem w stanie tego naprawić. Nie wątpię, że moja rodzina też ma mi to za złe.  Nie jestem w stanie obiecać, że to się nie powtórzy, wciąż jestem za bardzo ambitny ale pracuję nad sobą i jest mi żal jak wiele mnie ominęło i... że nie byłem na waszym ślubie. — powiedział.

— To nie ja mam Ci wybaczyć, Percy. — powiedziała Scarlett — Czemu mnie tu zaprosiłeś?

— Nie mam teraz nikogo do kogo mogę się odezwać. Przemieszczanie się jest bardzo. I chciałbym porozmawiać z kimś z rodziny, a ciebie widzę najczęściej. — wyznał.

— A jak Ministerwo się dowie?

— Jeśli się dowie... wezmę winę na siebie. — powiedział Percy — Poza tym. W tym bloku nikt już prawie nie mieszka.

— Nie wierzę, że mieszkasz tutaj z własnej woli. — powiedziała krzywiąc się.

MAJ

Bill nie miał pojęcia o kontaktach Scarlett z Percym, ale gdy się o tym dowiedział nie był zły. Cieszył się, że jego brat miał kogoś do kogo miał się odezwać. Nawet jeśli w pracy były to jedynie uprzejmości. Billa po prostu cieszyło, że rodzina znów będzie w komplecie.

Bill wkroczył do Wielkiej Sali. Martwe ciała leżały obok siebie. Serce biło mu coraz szybciej gdy nagle poczuł jak świat dla niego staje. Czuł się jakby nagle zniknął, jakby ziemia usuwała się pod jego stopami a on razem z nią. Kolana się pod nim uginały, a Scarlett go złapała. Czuł się tak jakby wszystko było jego winą, że to wszystko jego wina, że nie podołał jako starszy brat. Fred leżał martwy na zimnej posadzce Wielkiej Sali. A Bill się za to obwiniał. Bo to był jego młodszy brat i jego obowiązkiem było go chronić. A tego nie zrobił.

Nawet nie wiedział kiedy krzyk wydostał się z jego piersi. Scarlett z trudem zdołała posadzić go na ławce i przytrzymać by przestał się rwać.

Reszta nocy to były zwykłe przebłyski. Nie pamiętał jak dotarł do Nory ale pamiętał, że wskazówka ich rodzinnego zagara z twarzą Freda odpadła, nie pamiętał jak kładł się spać, ale pamiętał uczucie pustki gdy się obudzić i myśli czy tak teraz będzie wyglądało jego życie. Wiecznie poczucie winy i pustki.

The Night We Met | Bill Weasley Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz