Rozdział 48

1.9K 102 9
                                    

~ Dylan ~

Wielki kamień spadł mi kurwa z serca, gdy Rodrigo powiedział, że wszystkie są całe i zdrowe. Choć i tak musiałem się upewnić słysząc głos Gabby. Była kompletnie załamana tym, co się stało. Do tego ostatnie zdanie, które wypowiedziała. Zabiła go...I bardzo kurwa dobrze! Skurwiel zasłużył na to. Wiem, że to mój ojciec, ale jakby ona tego nie zrobiła to ja zająłbym się tym osobiście. Z tą różnicą, że nie byłaby to szybka śmierć. 

Musiał próbować ją skrzywdzić skoro posunęła się do tego stopnia. Teraz tylko boję się żeby to jej kompletnie nie zniszczyło. Ona jest dobra, czasami za dobra. Pewnie obwinia się o to wszystko. Muszę tam kurwa jak najszybciej dotrzeć i pocieszyć ją.

- Nie możesz przyspieszyć jeszcze trochę? - Zwróciłem się niecierpliwe do pilota.

- Lecę już z pełną mocą. Będziemy na miejscu za 10 minut.

Ech kurwa...

Nie pozostaje mi więc nic innego, jak tylko poczekać.

Na szczęście lądowisko jest niedaleko naszego domu więc bez problemu dostaliśmy się szybko do domu. Brama była kompletnie zniszczona, a po podwórzu walały się ciała naszych oraz ojca ludzi. W oddali słychać było syreny policyjne więc pewnie sąsiedzi musieli ich powiadomić i lada chwila tutaj przybędą. Dobrze, że siedzą w mojej kieszeni więc nie powinni się zbytnio interesować okolicznościami tego wszystkiego. Zostaliśmy napadnięci i tylko się broniliśmy. To powinno im w zupełności wystarczyć.

Wbiegłem do domu, gdzie na podłodze znajdowały się kolejne ciała. Muszę zabrać stąd dziewczyny. Szlag by to, że Lily była tego świadkiem. 

- Szefie, niech pan lepiej idzie od razu do sypialni, bo pan Rodrigo nie jest w stanie uspokoić panny Smith. - Przy schodach spotkałem Jacka.

- Dzięki.

Wbiegłem po schodach i od razu pobiegłem do naszej sypialni. Na podłodze obok łóżka leżało ciało mojego ojca. Podszedłem tylko do niego, spojrzałem i szczerze mówiąc to kurwa nie poczułem nic... Patrzę na zwłoki mojego ojca i jedyne, co czuję to żal, że nie mogłem zrobić tego osobiście. Sam sobie jesteś kurwa temu winien ojcze. Twoje postępowanie sprawiło, że cała miłość do ciebie zamieniła się w nienawiść.

- Dylan... - Usłyszałem cichy głos Gabby za sobą. Odwróciłem się w jej stronę. Jej ubranie było całe we krwi, zresztą tak samo jak odsłonięte części ciała. - Przepraszam.

- Skarbie nie masz mnie za co przepraszać.

- On tu wszedł i próbował mnie...

Podszedłem do niej i przytuliłem do swojego ciała. 

- Już wszystko w porządku. Najważniejsze, że nic ci się nie stało.

- Jaki by nie był, to był on twoim ojcem.

- Już dawno przestał nim być. Ojciec nie próbuje za wszelką cenę zniszczyć swojego dziecka. Uwierz mi Gabby, że jeżeli ty byś tego nie zrobiła to ja bym to zrobił. Z tą różnicą, że ja najpierw przed śmiercią sprawiłbym żeby wszystkiego żałował. Na pewno nie dałbym mu umrzeć tak szybko.

- Tak bardzo się bałam, że zrobi mi to samo, co tamten. Nie zniosłabym tego drugi raz.

- Wiem skarbie. Teraz chodźmy do łazienki. Pomogę ci zmyć tą krew z ciebie. Spakujemy część rzeczy i przeniesiemy się do apartamentu w centrum.

- Dobrze. - Odpowiedziała mi i poszła do łazienki.

- Rodrigo poproś Elizę żeby pomogła się spakować Lily. My jak się ogarniemy to pójdziemy do niej.

Na zawsze moja Sapphire (American Mafia Story Vol. 2) (18+) ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz