3. ten bogaty

141 32 121
                                    

Choroba Harrego nie mogła trwać długo. Wysoka gorączka i zdarte gardło przekonało jego matkę na tyle, że pozwoliła mu jeden dzień spędzić zakopanym w pościeli. Był zaskoczony, że nie kazała mu o poranku siadać do nauki matematyki, której nie cierpiał całym sercem. Weszła jedynie do jego pokoju, dotknęła przegubem lewej ręki jego czoła, westchnęła i powiedziała ''dziś zostań tutaj", po czym wyszła, trzaskając drzwiami. Harry odetchnął z ulgą, a ból w jego głowie delikatnie zelżał, gdy przymknął ciężkie powieki.

Niestety, następnego dnia już musiał wrócić do nauki. Rosalie obudziła go niemal o świcie, informując, że kąpiel jest gotowa. Harry się zawstydził, gdy zdał sobie sprawę, że wciąż leży w swojej białej, klejącej się od potu koszuli.

- Dziękuję – uśmiechnął się, gdy pokojówka wręczyła mu dwa miękkie ręczniki. Wciąż czuł się źle, gdy trzymał się z dala od bezpiecznego i ciepłego łóżka, ale nie miał wyboru. Matka znów posłałaby mu to zawiedzione spojrzenie, a on nie miał siły dźwigać tego na swoich barkach.

Wszedł więc do miedzianej wanny pełnej gorącej wody i kojących bąbelków słodko pachnącej piany. Poczuł od razu, jak jego mięśnie się rozluźniają, a skórę otacza przyjemnie odświeżające mydło. Gdy zanurzył głowę pod wodą, by zmoczyć swoje przetłuszczone loki, zapragnął zostać tam już na zawsze; tam, gdzie było mu ciepło, wygodnie i gdzie czuł się bezpiecznie.

W domu też tak powinien się czuć. Piękne pokoje, długie korytarze i eleganckie łazienki. Wszędzie przepych, złoto, jedwab i len. Ręcznie haftowane wzory na sukniach, firanach, dywanach i pościeli. Z chirurgiczną dokładnością pozłacane klamki, gałki i uchwyty. Świecące bogactwem, pełne szkatułki hrabiny i hrabianki. Wypolerowane, ozdobne miecze hrabi. Komplet broni strzeleckiej odprzodowej, ze staliwnymi lufami. Piękna stajnia z pięknymi końmi czystej, angielskiej krwi. Do tego pokojówki, nauczyciele i groźni panowie w mundurach, którzy pilnowali wyjazdu z wielkiej posesji, na której mieścił się dwór Stylesów.

Harry czuł się tam jak ptaszek w złotej klatce. Mógł mieć wszystko, czego zapragnął. Za pieniądze i tytuł, jaki nosił przed swoim nazwiskiem, nie jeden dałby się pokroić. Każdy chciał być bogaty i czuć się beztrosko, kupując kolejny zestaw japońskiej porcelany. Kobiety marzyły o pięknych sukniach z lnu i futrach z gronostajów, mężczyźni – o rewolwerze o kalibrze 0.34 milimetra, z błyszczącą lakierem, drewnianą rękojeścią.

Wszystkim, którzy nie mieszkali na dworach, wydawało się, że życie tam to ścieżka usłana różami. Dla Harrego jednak było to więzienie. Codzienne lekcje zasad, których nigdy nie pamiętał. Sztywna etykieta. Pretensjonalne zwroty i tytuły. Brak swobody i wolności. Chłód ze strony matki, która nie pozwalała mu się przytulać, odkąd skończył sześć lat.

To było gorsze od więzienia.

- Jaśnie panie – chrząknęła pokojówka, pukając w niedomknięte drzwi. Harry udawał, że jej nie słyszy. Wolał spędzić cały dzień w pełnej wody wannie, która zaczęła wystygać i mrozić jego ciało. – Panie Styles? – powtórzyła. Drzwi skrzypnęły, gdy pchnęła je do przodu.

- Jeszcze żyję – prychnął, nawet nie patrząc w jej stronę. Wiedział, że nie weszła do środka, bo zrobiłaby to tylko wtedy, gdyby ją zaprosił. A on nie miał zamiaru pokazywać swojego nagiego tyłka własnej pokojówce.

- Hrabina chce z panem rozmawiać.

- Moja matka? – zapytał z niechęcią, rzucając niezadowolone spojrzenie w kierunku szpary w drzwiach. – Ktoś jednak umarł?

- Pytała o pańskie samopoczucie – Rosalie przyznała ciszej, pochylając nieco głowę do przodu. Dobrze wiedziała, jak każdy, kto pracował na dworze Stylesów, jak wyglądały stosunki między członkami tej rodziny. Były zimne i sztywne, jakby byli współpracownikami, a nie matką, ojcem i dwójką potrzebujących miłości i troski dzieci.

The tune of life || Larry StylinsonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz