4. ten na pretensjonalnym bankiecie

128 33 116
                                    

Filharmonia nie zawiodła Harrego. Choć Johannes Brahms grał swoje własne utwory, całkiem obce dla ucha młodego hrabi, piękna i czysta gra na starym fortepianie i tak go zachwycała. W końcu mógł usłyszeć prawdziwego artystę i wirtuoza, którym marzył kiedyś zostać. Wiedział, że jego umiejętności były – jak na razie – niczym, ale wierzył, że za kilka lat pojawi się w tej samej filharmonii, zasiadając przed pulpitem, gdzie ułożyłby pergamin z zapisanymi własnymi kompozycjami. Marzył o tym.

- Hrabino! – Harry usłyszał za swoimi plecami wysoki głos. Poczuł, jak jego włosy stają dęba na samą myśl o kobiecie, która dreptała do nich po marmurowej podłodze, stukając wysokimi obcasami.

Odwrócił się niechętnie, wiedząc, że inaczej matka zbeszta go za brak kultury. Wymusił uśmiech i obserwował, jak Anne Styles chichocze na dygającą przed nią Arabellę Conway. Później obydwie ucałowały wzajemnie swoje policzki, zanim mąż kobiety dołączył, cmokając wierzch dłoni Anne i Gemmy.

- Witaj, Harry – uśmiechnął się.

Chłopak ścisnął jego dłoń i odwzajemnił wyuczony uśmiech. – Lordzie Conway.

- Co u was, lady? – zapytała jego matka. Była wyraźnie szczęśliwsza i żywsza, gdy ktoś w końcu okazał jej zainteresowanie. I choć Harry wiedział, że pragnęła porozmawiać z jakimś hrabią lub baronem, lady Conway, jej wieloletnia przyjaciółka, zawsze była dobrym towarzystwem.

Nie dla Harrego. On czuł się tam niezręcznie i obco. Nie pasował do nich.

- Wyśmienicie, droga Anne – zaszczebiotała. – Sztuka była piękna. Ten młody mężczyzna skradł moje serce!

- To nie była sztuka – Harry wymamrotał, ale nikt nie zwrócił na niego uwagi. Musiał się uśmiechać i stać u boku swojej matki, by w każdej chwili mogła złapać go za łokieć i pójść w stronę dorożki. Jego ojciec już dawno zniknął w tłumie, najprawdopodobniej chwaląc się swoimi morskimi podróżami.

- Był uroczy – skinęła matka, rzucając jedno spojrzenie w stronę pustej już sceny. – Nie tak uroczy jak mój przyszły zięć, ale miał w sobie to coś.

- Co hrabina mówi! – zawołał lord Conway, kładąc rękę na piersi. – Hrabianka wychodzi za mąż?

- Za markiza Queensberry – odparła Anne, dumnie przyciągając Gemmę do uścisku. – To przystojny, młody Szkot! Droga Arabello, musisz go poznać.

- Gemmo, to taka wspaniała nowina! – Harrego aż zemdliło na ich sztuczną ekscytację. Wiedział, że matka chciała się jedynie pochwalić wybrankiem Gemmy, którego widziała trzy razy w życiu. Z kolei lady Conway miała nieszczerość wymalowaną na twarzy. Zwyczajnie podobało jej się, że ma wstęp na dwór hrabiostwa Stylesów.

Musiał się powstrzymać, żeby nie wywrócić oczami. Ból głowy znów stał się zbyt uciążliwy, a kołnierzyk utrudniał mu swobodny oddech.

- Jutro jest bal – powiedziała jego siostra, głosem cichym i nieśmiałym. Jej policzki się zarumieniły, a lok opadł przy oczach. Wiedziała, jak sprawić, by ludzie ją kochali. – Z chęcią was tam zobaczymy, lady i lordzie Conway.

- Naturalnie – przytaknęła Anne. – Przedstawię ci tego młodzieńca, Arabello.

- A co z Harrym? – zapytał nagle lord Conway, a chłopak poczuł uścisk w gardle. Nie chciał, by ktokolwiek go teraz zauważał. Wolał zniknąć.

- Oh, gdybym tylko miała córkę... - lady westchnęła, a Anne zachichotała krótko i sztucznie. – Będziesz wspaniałym mężem. Niestety, doczekałam się tylko trójki synów!

The tune of life || Larry StylinsonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz