- Sir Hallwardzie? – zanucił Harry, gdy tylko jego poniedziałkowa lekcja dobiegła końca, a ubrany w tweedową marynarkę mężczyzna zgarnął nuty z pulpitu, umieszczając je starannie w swojej skórzanej teczce. Było ciemno i mroźnie, a wiatr gwałtownie uderzał o okna. Harry odwracał się ku szybom za każdym razem, gdy zdawało mu się, że ktoś w nie puka.
- Tak? – odparł, zerkając na swojego ucznia. Darzył tego chłopaka wielką sympatią, i choć musiał udawać, że łączyły ich chłodne, wyuczone i pełne manier stosunki, czasem obaj pozwalali sobie na swobodne rozmowy czy wspólne wypicie kawy, zanim zaczynali naukę.
- Jak to jest być przyjacielem? – zapytał. Jego dłonie leżały na kolanach, a plecy były zgarbione. – Czy to proste?
- Przyjaciel jest kimś, na kim ci zależy – Hallward zaczął z uśmiechem, siadając na krześle naprzeciwko Harrego. – Kimś, komu ufasz i powierzasz sekrety. To ktoś, o kogo dbasz i kto dba o ciebie. Ktoś, z kim dzielisz się swoimi sukcesami i porażkami.
Styles westchnął, bawiąc się mankietem ciemnej koszuli. – Czy każdy umie być przyjacielem?
- Tak – skinął. – To proste.
- Nie miałem nigdy przyjaciela... Czy potrafię nim być?
- Harry – Hallward przeciągnął jego imię, szturchając butem lewą stopę chłopaka, by ten uniósł wzrok. Wtedy uśmiechnął się do niego ciepło, dodając mu otuchy. – Oczywiście, że potrafisz. Czyż nie jesteś najlepszym przyjacielem Gemmy?
- To moja siostra...
- I przyjaciółka – zaznaczył, mierząc do chłopaka palcem. – Ty, Harry, po prostu jesteś zbyt skryty. Może niepewny, nieco samotny... Ale Gemma wie o tobie najwięcej, bo jej zaufałeś. Nie tylko dlatego, że łączą was więzy krwi.
- Ufam jej, bo ją kocham – odparł, krzyżując ręce na piersi. – Jest ze mną od zawsze. A ja pytam o przyjaźń, sir Hallwardzie.
- Dlaczego?
- Chciałbym wiedzieć, czym jest – wzruszył ramionami. Jego brwi były ściągnięte na czole, a zmarszczka pogłębiała się w gniewie. Nie lubił, gdy jego nauczyciel zadawał zbyt wiele pytań. Nie chciał, by wiedział o nim te rzeczy, do których sam Harry jeszcze nie doszedł.
- Przyjaźń jest piękna i trwa latami – mężczyzna uśmiechnął się i wstał. – Na tę najprawdziwszą czasem trzeba poczekać, synu.
- Chciałbym mieć przyjaciela, ale nie wiem, czy sam umiem nim być – Harry chrząknął i również wstał, by odprowadzić nauczyciela do drzwi. W głębi serca cieszył się, że zapadał już wieczór, a on musiał jedynie się wykąpać i napisać parę zdań po francusku. Wciąż jednak myślał o Louisie, a obawa, że chłopak jednak nie pojawi się w jego ogrodzie, stawała się zbyt bolesna i rzeczywista.
- Gdy spotkasz przyjaciela, stanie się to dla ciebie oczywiste – uśmiechnął się i chwycił klamkę. Zatrzymał się jednak i spojrzał w stronę spochmurniałego Harrego. – Z całego serca marzę, żebyś spotkał go szybko, synu. Jesteś kimś, kto w moich oczach zasługuje na wszystko, co najlepsze.
- Dziękuję, sir – pochylił głowę, lekko kłaniając się przed nauczycielem.
- Dobranoc, Harry.
- Dobranoc.
Cichy zgrzyt zamykanych drzwi zmusił chłopaka do tego, by ruszyć się z miejsca. Jego myśli jednak zostały przy tym jednym słowie, jakby wbijając w nie paznokcie i nie pozwalając, by odeszło.
Przyjaciel.
Harry zastanawiał się, czy posiadanie przyjaciela jest tym, czego mu brakuje. Czy go uszczęśliwi? Czy sprawi, że jakaś pustka w jego sercu zniknie? Czy poczuje ulgę? Przecież przyjaciel jest kimś, dla kogo się jest i kto jest dla ciebie, więc Harry mógł myśleć, że tego potrzebuje, prawda?
CZYTASZ
The tune of life || Larry Stylinson
FanficGraj, by kochać. Kochaj, by grać. Czyli historia o tym, jak dwóch młodych chłopców zatraciło się w uczuciu, gubiąc to, co stawało się ich rzeczywistością. #1 play #1 piano #2 passion #2 XIX