Goście przeszli do właściwej sali. Tam, zdaniem Harrego, dekoracje były już znacznie lepsze. Kwiatów było mniej, a stołów nie przygniatały złote świeczniki. Ciężkie zasłony ktoś związał białym sznurem z chwostem na jego każdym końcu. Lampy rozstawiono przy ścianach, przez co na środku parkietu panował przyjemny półmrok. Wszystko było bardziej stonowane, delikatniejsze. Nieidealne, ale dobre.
Harry wszedł do środka tuż za Cadence, gdy wszyscy już zasiedli przy długich stołach przykrytych białymi obrusami. Ich miejsca – te na najwyższych krzesłach, gdzieś po środku wszystkich innych miejsc – jako jedyne pozostawały puste. Na krześle przypisanym Cadence leżały kwiaty.
Przeszli przez salę nie trzymając się za ręce. Harry szedł pół kroku za swoją nową małżonką, co jakiś czas ściskając szybko dłoń jakiegoś wuja lub stryja. Widział w oczach dziewczyny, że nie była z tego zadowolona. Jej podbródek jednak dalej był uniesiony wysoko, a słodki chichot uciekał z jej ust, gdy goście wiwatowali na ich widok.
Harry był bliski wywrócenia oczami.
Zdecydowanie bardziej wolał filharmonię od taniego teatru.
Louis podążał za nim wzrokiem. Nie umiał powstrzymać zuchwałego uśmieszku, gdy widział niezadowolenie na twarzy Cadence. Co prawda nie chciał być dla niej wrogiem – zastanawiał się nawet nad tym, czy mogliby się zaprzyjaźnić, by żyło im się dobrze na dworze Stylesów – ale nie mógł nic poradzić na to, że w głębi serca jej nie lubił. Nie był w stanie polubić kobiety, która właśnie poślubiła jego narzeczonego.
Był jednak szczęśliwy, gdy patrzył na Harrego. Chłopak dystansował się od swojej świeżo upieczonej małżonki. Unikał z nią kontaktu, nie słuchał jej uwag i nie zerkał w jej stronę. Uśmiechał się do wszystkich innych, tylko nie do niej samej. Nawet obrączkę już zdjął ze swojego palca, zastępując ją srebrnym sygnetem.
Louis spojrzał na swój serdeczny palec. Ich biżuteria pasowała.
Rosalie też to zauważyła, pozwalając sobie na szeroki uśmiech. Nie oddalała się od Louisa na krok – obiecała to Harremu i Gemmie, gdy oboje martwili się o tego delikatnego chłopaka. Co chwilę łapała go za dłoń lub pod łokieć, żartowała i zagadywała, przytulała i szeptała, że jeszcze tylko kilka godzin i będzie po wszystkim. Louis był jej za to ogromnie wdzięczny. Pocałował ją w czoło, gdy Harry zniknął na swoim siedzeniu.
Anne Styles wstała z kieliszkiem w ręku. Oczy wszystkich gości skupiły się tylko na niej. Szmer rozmów ucichł, gdy chrząknęła. – Chciałabym wznieść toast za mojego syna i jego piękną wybrankę!
Harry parsknął, unosząc kieliszek z szampanem. Ukrył swój uśmiech na szkłem. Nie upił nawet łyka.
- Za miłość! – dodał jego ojciec, rozlewając przypadkowo trochę szampana. Cadence skrzywiła się na te słowa. Z grymasem napiła się trunku.
Jolene cały czas ją obserwowała. Walczyła ze sobą, by nie było widać smutku na jej twarzy. Serce pękało jej na pół. Dziewczyna, która trzymała jej serce w garści, właśnie cisnęła nim o ziemię. Potłukła na setki tysięcy kawałeczków. Jolene wiedziała, że tak musiało być. Ale bolało ją to, że Cadence nie będzie nawet chciała posklejać jej roztrzaskanego serca...
Dlatego z pustką w oczach obserwowała chichot i różowe policzki nowej pani Styles. Zdawała się być szczęśliwa. Ciągle szeptała coś do Harrego, posyłała szeroki uśmiech gościom i rozmarzała się nad smakiem przepiórki na jej talerzu. Jej suknia gładko opadała w dół krzesła. Wyglądała tak pięknie...
- Myślę, że łączy je o wiele więcej, niż chcą przyznać – szepnął Louis, pochylając się nad uchem Rosalie. Zerknął dyskretnie na służącą Cadence, i nie musiał nic dodawać, by jego przyjaciółka wiedziała, o czym myślał.
CZYTASZ
The tune of life || Larry Stylinson
FanfictionGraj, by kochać. Kochaj, by grać. Czyli historia o tym, jak dwóch młodych chłopców zatraciło się w uczuciu, gubiąc to, co stawało się ich rzeczywistością. #1 play #1 piano #2 passion #2 XIX