- Dałbym wszystko, żeby się tam pojawić – chłopak westchnął i przysiadł na ławce. Harry przełknął ciężko i niepewnie usiadł obok niego, choć odsunął się na drugi koniec drewnianego siedzenia.
- Nie chodzisz na bale i bankiety? – zapytał nieco zdziwiony. Dopiero później przyjrzał się chłopakowi. Jego buty były stare i nosiły na sobie ślady lat użytkowania. Spodnie wisiały i nie były dopasowane do jego sylwetki. A kurtka wydawała się zbyt wielka, mając na sobie kilka łat. Harremu zrobiło się przykro.
- Nie miewam okazji – prychnął, wyłamując palce w kostkach.
- Więc, co tu robiłeś? Chciałeś nas... - urwał.
- Napaść? – roześmiał się. – Nie, dzieciaku. Nie jestem złodziejem ani nikim takim.
- A kim jesteś?
- Louis – chłopak wzruszył ramionami. Harry zdziwił się, że nie podał mu ręki. Nie podał też swojego nazwiska. To było dziwne, ale intrygujące dla przyzwyczajonego do sztywnych reguł hrabiego.
- Harry – odparł równie lekceważąco. Wystawił jednak dłoń, a Louis niepewnie ją uścisnął. Harry posłał mu ciepły uśmiech.
- Oh... - chłopak sapnął, nagle zasłaniając usta dłonią. Styles spojrzał na niego bez zrozumienia. Policzki Louisa zaczerwieniły się sowicie. – Ty... znaczy pan... mieszkasz tu? – zapytał, a jego głos zadrżał.
- Ugh, nie mów tak do mnie – skrzywił się, wystawiając czubek języka. Louis uśmiechnął się delikatnie na jego minę i przerysowany ton.
- Więc nie jesteś rozpieszczonym bachorem z pałacu? – zakpił, a Harry momentalnie napiął wszystkie swoje mięśnie i spuścił wzrok.
Całe życie uważał się za normalnego dzieciaka. Starał się traktować wszystkich na równi, być uprzejmym i kulturalnym, a przy tym pozwalać sobie na odrobinę swobody. Nie lubił tych wszystkich tytułów przed nazwiskami, przez które pół Londynu zginało się wpół przed jego rodziną. Nie przepadał za protekcjonalnym tonem swojego ojca i za nadąsaną miną matki. Nie chciał, by go z tym kojarzono.
Ale czy był rozpieczonym dzieckiem? Na pewno. Całe życie podstawiano mu pod nos wszystko to, o co poprosił. Usługiwano mu, kłaniano się przed nim i pozdrawiało z drugiego końca ulicy. Miał wszystko i robił to, co chciał, dopóki nikt nie patrzył. Czasem czuł się trochę jak książę, gdy stukał obcasami po marmurowej podłodze w wielkim domu hrabiego Stylesa. I nie wiedział, czy to lubił, ale... czy to sprawiało, że stawał się nadętym, rozpieszczonym bachorem?
Posmutniał. Wiedział, że Louis go nie znał, więc po prostu spojrzał na niego tak, jak wszyscy patrzyli na chłopaków w jego wieku, którzy wychowali się w zbyt wielkim przepychu – z pogardą. Harry miał wrażenie, że tak naprawdę nikt ich nie darzy szczerymi uczuciami. Na balach, bankietach i uroczystych kolacjach po prostu wypadało skłonić się przed rodziną Stylesów. Przecież byli szanowani, a ich majątek podziwiał każdy większy biznesman. Ale czy ktoś ich prawdziwie szanował za to, kim byli?
- Przepraszam – szepnął Louis, zerkając w bok na Harrego. Nagle zalało go poczucie winy. Siedział obok chłopca z pałacu, który uśmiechał się do niego i traktował jak równego sobie. Nie kazał się przed nim kłaniać czy całować jego dłonie. Był inny od wszystkich, których kiedykolwiek poznał Louis.
- Nie – westchnął. – Nie masz tego na myśli. To bez sensu.
- Nie uważam, że jesteś rozpieszczony...
- Nie znasz mnie – Harry powiedział cicho, gdy Louis niezręcznie kręcił się na miejscu obok. – Możesz tak sądzić.
- Wiem, kim jesteś – uśmiechnął się lekko. – Wydajesz się lepszy od... od wszystkich chłopców z pałacu.
CZYTASZ
The tune of life || Larry Stylinson
FanfictionGraj, by kochać. Kochaj, by grać. Czyli historia o tym, jak dwóch młodych chłopców zatraciło się w uczuciu, gubiąc to, co stawało się ich rzeczywistością. #1 play #1 piano #2 passion #2 XIX