45. ten z prawdą

60 22 111
                                    

Harry nie sądził, że kiedykolwiek przekona się do Ameryki. Ba! W najśmielszych snach nie marzył o tym, że kiedyś będzie ona dla niego domem, w którym wreszcie czułby się wolny i szczęśliwy.

Ale tak się właśnie stało, odkąd chłopak postanowił, by już nie wracać do swojej ojczyzny. California była dla niego dobrym miejscem, z tym gorącym słońcem, plażami i tłumami ludzi ubranych w kolory. Miał tam skromne mieszkanie - z pojedynczym łóżkiem i drogim pianinem - które zamienił w swój przytulny kącik. Cieszył się, gdy wracał w te progi. Odnalazł tam spokój i ukojenie dla swojego popękanego serca.

O Louisie myślał każdego dnia. Wciąż tworzył utwory specjalnie dla niego, choć wiedział, że nikt ich nigdy nie usłyszy. Te najczulsze zamykał w kopertach i chował w ozdobnej szkatułce. Szkic swojego zmarłego kochanka nosił każdego dnia w kieszeni swojej marynarki.

Gdy w roku 1887 powstał gramofon, a świat odkrył umiejętność nagrywania dźwięków na płytę, Harry był pierwszym, który nagrał aż trzy utwory na jednej z nich. Nazwał je jak angielskie miasta, z tęsknoty za domem. Bez zaufania przekazał ją w ręce handlarza, a po tygodniu dostał list, że sprzedano już pięćdziesiąt kopii.

Styles nie grał już dla publiczności, ale ona wciąż go kochała. Odkąd wyjechał, wystąpił tylko raz. Bilety sprzedały się w dwa dni. Harry wzruszył się na scenie, żegnając się z ludźmi, którzy tak po prostu pokochali jego muzykę. Powiedział, że jeszcze kiedyś zagra i wtedy to będzie jego ostatni koncert.

Od tamtej chwili nie wypowiedział już wielu słów.

Żył w ciszy i samotności, tylko czasem wymieniając listy z wydawcami muzycznymi, którzy u schyłku lat dziewięćdziesiątych zabijali się o jego uwagę. Sprzedawał setki płyt, a jego skarbiec sam wypełniał się stosami gotówki. Jego nazwisko pojawiało się na okładkach gazet - już nie tylko jako przystojnego hrabi z Londynu. Dożył czasów, kiedy jego nazwisko znał każdy, a jego twarzy nie pamiętał już prawie nikt.

Pamiętała ją jednak Cadence, która w każdą rocznicę śmierci Louisa wysyłała do swojego męża list. Choć miała do niego wiele żalu, czuła też tęsknotę. W Londynie została całkiem sama. Rosalie wyprowadziła się z miasta wraz ze swoją ukochaną, a Jolene pewnego dnia zwyczajnie rozpłynęła się w powietrzu. Sir Hallward już nie odwiedzał dworu Stylesów. Desmond wyjechał do Gemmy, czując rozrywającą tęsknotę za synem. Anne Styles zamieszkała wraz z Cadence, ale nie umiały już spędzać ze sobą czasu. Wzajemnie obwiniały się o ucieczkę Harrego. Obie były złe, że nie żyły przez to w blasku jego chwały.

Harry dobrze o tym wiedział, ale nie czuł już żalu. Kiedyś tęsknił za matką. Miał wyrzuty sumienia, że porzucił ją bez słowa, ale później przypominały mu się te wszystkie sytuacje, gdy ona traktowała go jak powietrze i... przestawał się smucić.

Tęsknił tylko za rodziną Tomlinsonów. W każde święta wysyłał list do Jay, mówiąc o tym, jak bardzo ich pokochał, i jak bardzo przepraszał za śmierć Louisa. Kobieta odpowiadała troską i obiecywała, że gdyby kiedyś wrócił do Anglii, u nich zawsze znajdzie się dla niego miejsce. Harry odsyłał jej kopertę pełną dolarów.

Pewnego dnia stwierdził jednak, że to ten dzień. Spakował najpotrzebniejsze rzeczy i wyszedł z mieszkania. Ludzie, których mijał na ulicach, czasem z trzymali w rękach gazety z jego nazwiskiem. Mówili o kupionych płytach i marzeniu o choćby jednym koncercie. Niektórzy pamiętali nawet, że hrabia obiecał wystąpić na scenie jeszcze jeden raz. Czekali na dzień, w którym ta wiadomość ukaże się w prasie.

Jednak wtedy Harry wrócił do Anglii. Zszedł z pokładu na miękkich nogach, czując zapach swojej ojczyzny. Nie poznał portu, z którego przed piętnastoma laty odpłynął za ocean. Nic nie było już takie samo, ale Styles i tak poczuł się jak w domu. Jego serce biło nieco szybciej, gdy szedł londyńskimi uliczkami. Pamiętał je jeszcze z młodości, kiedy poznawał je wraz z Louisem.

The tune of life || Larry StylinsonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz