Miesiące po ślubie zaczęły płynąć naprawdę szybko. Harry z uśmiechem wyczekiwał lata, ciesząc się nieobecnością swojej matki na dworze. Czasem za nią tęsknił, ale później przypominał sobie, że dalej organizowała wystawne przyjęcia w jego własnym domu. Każda ostatnia niedziela miesiąca była zapowiedzią fałszywych uśmiechów, nieczułych uścisków i pokera.
Młody hrabia przyzwyczaił się to tego życia. Dni spędzał w gabinecie – czasem ucząc się francuskiego, a czasem po prostu czytając książki. Praca w firmie ojca nie była wymagająca. Tylko raz na jakiś czas musiał wybrać się do Brighton i sprawdzić, jaka dostawa przypłynęła zza morza. Wtedy też spotykał Desmonda. Wypalali razem jedno cygaro, rozmawiali o wyprawach za ocean, jedli tłuste obiady w karczmie, a później żegnali się uściskiem, gdy Harry wsiadał do dorożki i wracał do domu.
Do Louisa.
Louisa, który czuł się świetnie na dworze Stylesów. Gdy nie było obok Anne, nie musiał wykonywać setek dziwnych zadań, które zawsze mu zlecała. Teraz pomagał Harremu w segregowaniu ważnych dokumentów, dostarczaniu atramentu do jego biura, pakowaniu skórzanej torby na wyjazdy do Broghton, i w relaksie.
Obaj chodzili wypoczęci, odkąd bez skrępowania dzielili jedną sypialnię i każdą wolną chwilę. Harry czasem zapominał nawet, że w grudniu poślubił Cadence. Widywał ją tylko na obiadach. Ich rozmowy były niezręczne i całkowicie nieważne. Nie traktował jej jak wroga, ale nie była mu też bliska. Kiedyś myślał o przyjaźni z Cadence, ale szybko mu przeszło. Nie potrzebował jej w życiu.
Spali w osobnych pokojach. Harry w wielkiej sypialni, która niegdyś należała do jego rodziców, a Cadence po przeciwnej stronie rezydencji – w starym pokoju swojego męża. Tylko na początku była wściekła, gdy się o tym dowiedziała. Przed ślubem była pewna, że Harry padnie jej do stóp, pokocha i sprawi, że będzie szczęśliwa. Rzeczywistość miała dla niej inne plany.
Całymi dniami nie miała nic do roboty. Harry zaproponował jej, by odwiedziła bibliotekę lub poprosiła sir Hallwarda o kilka lekcji gdy na pianinie, ale stanowczo odmówiła. Wolała się nudzić, niż robić coś takiego.
Dlatego spędzała czas z Jolene. Coraz częściej łaknęła jej obecności; jej szeptu, miękkiej skóry i nagiego ciała. Wydawało jej się nawet, że jej serce zaczynało szybciej bić, gdy Jolene pojawiała się w zasięgu jej wzroku. Nie chciała tego czuć. Wmawiała sobie, że to nuda tak na nią działała.
Harry się tym nie przejmował. W końcu był szczęśliwy. Nie czuł nacisku matki – choć ta czasem kręciła nosem i ganiła go za niedopatrzenia – i był wolny. Gra na pianinie sprawiała mu jeszcze większą radość niż wcześniej. Wkładał w to całego siebie. Za namową Louisa zaczął nawet pisać krótkie utwory. Nie uważał, że były dobre, ale jego narzeczony zawsze wzruszał się, gdy ich słuchał.
- Mówiłem, że ślub to tylko głupi dzień w waszym życiu – zaśmiał się sir Hallward. Był lekko pijany. Opierał się o bok Doriana, trzymając rękę na jego udzie.
- Miałeś rację – skinął Harry. Upił łyk drogiej whisky. – Cadence mi nie przeszkadza. Jest takim... tłem.
Louis parsknął tak głośno, że aż zakrył usta dłonią. Dorian pokręcił rozbawiony głową, a sir Hallward złapał się za brzuch. – Nie powinienem, ale jestem z ciebie dumny. Cieszę się, widząc cię takiego prawdziwego.
- Jestem już stary, Bazyli – wzruszył ramionami. Louis wbił mu łokieć w bok. – Cóż, wciąż najmłodszy z was wszystkich!
- Chciałbym mieć dwadzieścia lat – zaśmiał się Dorian. – Byłem wtedy piękny i seksowny.
CZYTASZ
The tune of life || Larry Stylinson
FanfictionGraj, by kochać. Kochaj, by grać. Czyli historia o tym, jak dwóch młodych chłopców zatraciło się w uczuciu, gubiąc to, co stawało się ich rzeczywistością. #1 play #1 piano #2 passion #2 XIX