Po wysłaniu listu, rodzice Harrego dali mu spokój. Nie wspominali już o Cadence, i choć nie wiedział, czy to dobry, czy zły znak, bardzo się z tego cieszył. Nie chciał sobie wyobrażać tej dziewczyny, a słowa matki o tym, jak wielkie wesele się jej marzyło, doprowadzały go do białej gorączki. Podobnie jak żarty ojca o pokerze i namowy, by rozegrali partyjkę po jednym z obiadów.
Robił więc swoje. Nie przejmował się rodzicami i zakazami, otwarcie wychodząc z rezydencji, tłumacząc się, że idzie spotkać przyjaciela. Matka wiele razy pytała przy podwieczorku, kim był ten chłopak i jaki tytuł nosili jego rodzice, ale Harry zawsze zbywał ją tym, że to go nie obchodziło i zwyczajnie spotykał się z kimś w jego wieku, by nie oszaleć z samotności – to skutecznie odbierało jej słowa. Zaczynała zwyczajnie akceptować to, że Harry nie był już posłusznym jej chłopcem, a jego życie działo się również poza murami dworu Stylesów.
A według młodego hrabi było ono znacznie lepsze z dala od rodzinnego domu. Niemal codziennie spotykał się z Louisem – czasem w tajemnicy, gdy chłopak zakradał się do jego sypialni, całując go i chichocząc, gdy leżeli nago między białymi prześcieradłami. Harry robił drobne zakupy dla Jay i pomagał jej w ogródku, kiedy kobieta sadziła nowe kwiaty lub pieliła grządki. Bawił się z bliźniaczkami i pomagał Fizzy w zadaniach z arytmetyki. Z Lottie rozmawiał głównie o książkach, przynosząc jej co jakiś czas coś z zasobów swojej biblioteki.
Później Louis wracał z drobnych prac, przynosząc do domu kilka szylingów lub worki mąki i kaszy. Wtedy jedli razem kolację, Jay podawała wszystkim lemoniadę i zostawiała tę dwójkę samą, by wreszcie mogli spędzić czas razem. Dużo rozmawiali, przytulali się i całowali, czasem chodząc na spacery, póki słońce całkiem nie zaszło za horyzont.
Harry kochał to, jak wyglądało jego życie. Dalej musiał uczyć się wielu rzeczy, które wydawały mu się zbędne, jednak coraz mniej się tym przejmował. Czekał po prostu, aż nauczyciel wyjdzie, a on będzie mógł przebrać się w coś mniej formalnego, i popędzić do domu Tomlinsonów.
Czasem jednak było mu żal, że Louis nie mógł aż tak wniknąć w to wszystko, co wiązało się z byciem hrabią. Nigdy nie poznał jego rodziców ani sir Hallwarda, jedynie witając się z Rosalie, która akurat sprzątała w sypialni Harrego, kiedy wkradali się do środka przez okno. Czasem rozmawiał z Johnem i Jamesem, ale wciąż nie był częścią oficjalnego życia Harrego.
I Styles bardzo chciał to zmienić, nie zważając na konsekwencje.
Dlatego gdy matka powiedziała mu o wielkim balu letnim, który razem z ojcem urządzali kolejnej niedzieli, Harry oświadczył dumnie, że nie będzie sam. Spotkało się to z wielkim szokiem na twarzach jego rodziców, jednak chłopak obdarzył ich dumnym uśmiechem, podziękował za wspólną herbatę i powiedział, że wychodzi. Dawno nie czuł tak wielkiej pewności siebie.
Poszedł prosto do krawca, podając mu koszulę Louisa i mówiąc, że potrzebuje marynarki, która idealnie by do niej pasowała. Mężczyzna spojrzał na niego bez zrozumienia, ale obiecał, że za dwa dni wszystko będzie gotowe. Harry po stokroć mu podziękował, zapłacił z góry i poprosił o chustkę w kolorze przyszłej marynarki. Ze szwalni wybiegł z wielkim uśmiechem, pędząc do domu, by nie spóźnić się na zajęcia z sir Hallwardem.
***
Marynarka oraz spodnie dla Louisa były w kolorze ciemnej zieleni. Sam Harry nie miał w swojej garderobie tak pięknego garnituru. Na okazję letniego balu zamierzał ubrać się w coś jasnego – wybrał szaroniebieski komplet z ciemną koszulą i zieloną chustką wetkniętą w butonierkę na piersi.
Gdy był już gotowy, przejrzał się w lustrze. Garnitur leżał idealnie. Włosy układały się bez zarzutu, a lekko opalona cera podbijała piękno jego oczu. Na jego palcach widniały dwa sygnety, a na szyi łańcuszek z krzyżem. Czuł się i wyglądał dobrze, a wiedział, że będzie tylko lepiej.
CZYTASZ
The tune of life || Larry Stylinson
FanfictionGraj, by kochać. Kochaj, by grać. Czyli historia o tym, jak dwóch młodych chłopców zatraciło się w uczuciu, gubiąc to, co stawało się ich rzeczywistością. #1 play #1 piano #2 passion #2 XIX