12. ten z ważnym gościem

82 31 215
                                    

- Ważny? – Jay zapytała z uśmiechem. Jej serce puchło z radości, gdy widziała swojego syna z tak wielkim szczęściem wymalowanym na twarzy. Jego oczy się błyszczały, policzki były zaróżowione od chłodu i ekscytacji, a usta wykrzywiały się w szerokim uśmiechu. Kobieta kochała tę wersję swojego syna.

- Mhm – skinął, upijając łyk mleka. – Poznałem go niedawno, ale stał się mi bardzo bliski.

- Oh, więc to chłopiec – zachichotała, sięgając dłonią do rozczochranej grzywki Louisa. Czasem lubiła zapominać, że chłopak miał już dwadzieścia jeden lat i dawno temu przestał być jej małym synkiem.

- To Harry – wyszczerzył się dumnie, a w jego piersi rozlało się ciepło. – Zwykły Harry – zaśmiał się czule, a matka posłała mu szeroki uśmiech.

- W porządku – skinęła. – Z przyjemnością poznam tego zwykłego Harrego. Przyjdziecie na obiad?

- Um... - zawahał się, przypominając sobie to, jak Harry nie chciał wykorzystywać ich gościnności. Nie czuł się z tym komfortowo, bo chciałby dać swojemu gościowi, prawdziwemu hrabi, wszystko, co miał. Ale mimo to wolał uszanować prośbę chłopaka, notując w pamięci, by następnym razem zaprosić Stylesa na kolację. – Nie. Wypijemy tylko herbatę.

- Jesteś pewny? – Jay zmarszczyła brwi. – Nie chcę, żebyście chodzili głodni. Stać nas na dodatkowy talerz przy obiedzie...

- Mamo, wiem to – westchnął, odstawiając swój kubek i obejmując matkę. – Wiem – szepnął, gładząc jej włosy.

- Upiekę wam placek – powiedziała, odsuwając się od Louisa. – Dziewczynki też będą zadowolone, a przecież nie możemy pozwolić, żeby ten cholernie ważny chłopiec nic nie zjadł!

- Oh, no dobrze – zaśmiał się, całując policzek matki. – Dziękuję, mamo. Jesteś najlepsza.

- Wiem – zachichotała, czochrając jego grzywkę dwoma palcami. – Wszyscy jesteśmy najlepsi. Taka uroda Tomlinsonów.

- Masz rację – skinął, znów ciepło się uśmiechając. – Idę do dziewczynek. Kocham cię, mamo.

- Też cię kocham, Boo – odparła rozczulona. – Już nie mogę się doczekać, aż poznam Harrego.

- Ja też – westchnął rozbawiony. – Ja też...

***

Gdy Louis zbliżał się do dworku Stylesów, zaczął się bardzo stresować. Ale już nie tym, że ktoś go zauważy lub wtrąci do nieistniejących w rezydencji lochów. Tego dnia bardziej denerwował się samym Harrym, o którym myślał przez każdą minutę od ich wieczornego rozstania.

- Hej – uśmiechnął się brunet, opierając się o mur. Louis podskoczył wystraszony, nie spodziewając się, że chłopak wyjdzie choćby ze swojego pokoju. – To tylko ja, Lou – zachichotał, podchodząc bliżej, by przytulić się do chłopaka.

- Widzę – wywrócił oczami, oddając ciepły i silny uścisk. – Cześć.

- Tęskniłem za tobą – mruknął cicho, nie wypuszczając Louisa z uścisku. – Pół nocy nie mogłem spać, bo byłem zbyt podekscytowany poznaniem twojej rodziny!

- Moja mama też nie może się już doczekać – zaśmiał się i odsunął, od razu wystawiając łokieć dla Harrego. Chłopak z uśmiechem owinął na nim dłoń. – Ale hej, co to za bagaże? Już się do nas wprowadzasz?

- Innym razem – zachichotał, klepiąc dłonią skórzaną torbę na swoim ramieniu. – Wziąłem trochę zabawek dla twoich sióstr. Od lat kurzyły się na strychu, a one na pewno zrobią z nich użytek.

The tune of life || Larry StylinsonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz