42. ten z groźbą

56 23 117
                                    

Anne Styles przyjechała szybciej, niż Harry by tego chciał.

Wokół jeszcze panował chaos. Cadence nie przeniosła swoich rzeczy do sypialni Harrego, choć obiecała, że zrobi to o świcie, by hrabina nie miała żadnych podejrzeń. Rosalie denerwowała się, nie mogąc uprzątnąć jej pokoju. Jolene próbowała wszystkich uspokoić. Nikt nie chciał przecież, by Anne Styles zrujnowała ich spokojną rutynę.

Wszystkim żyło się dobrze, odkąd Harry i Cadence powiedzieli sobie, co tak naprawdę myślą i czują. Między nimi pojawiła się nawet nić przyjaźni, choć nie rozmawiali ze sobą zbyt często. Mijali się w korytarzach z uśmiechem, a czasem dzielili się uściskiem na krótką chwilę.

Harry uważał, że tak właśnie powinno to wyglądać. Nie czuł już do siebie żalu, że okłamywał dziewczynę na każdym kroku. Odkąd wiedziała o jego miłości do Louisa, z serca hrabiego spadł wielki kamień. Był jeszcze bardziej spokojny i częściej uśmiechnięty. Nawet gdy nowe obowiązki w pracy go przygniatały, nie było mu z tym wszystkim aż tak źle. Wiedział, że wokół siebie miał osoby, które się o niego troszczyły.

Cadence także częściej pozwalała sobie na szeroki uśmiech. Nie patrzyła już na Harrego z pogardą, jak zwykłą to robić, gdy dostrzegała Louisa u jego boku. Teraz, gdy w końcu wprost powiedział jej prawdę, potrafiła poczuć coś miłego w sercu, gdy widziała ich razem, trzymających się za ręce, całujących lub flirtujących przy herbacie.

Coraz częściej też rozmawiała z innymi. Wszystkie poranki spędzała z Isabelle, z którą pijała kawę i rozmawiała o wszystkim, co im ślina na język przyniosła. Nierzadko zwierzały się sobie. Młoda hrabianka mówiła o Bristolu, w którym się wychowała. O swoich siostrach, rodzicach i życiu na tamtejszym dworze. A później słuchała anegdotek Isabelle, która czule śmiała się, gdy wspominała o kilkuletnim Harrym i jego pulchnych policzkach.

Południami lubiła przesiadywać w ogrodzie, czego wcześniej nigdy nie robiła. Wystawiała swoją bladą skórę na słońce. Jolene już nie raz mówiła coś miłego o jej złocistej opaleniźnie. Całowała jej ciało i dotykała je opuszkami palców, a Cadence uśmiechała się i wspominała o upalnych dniach, zimnej lemoniadzie i pachnących kwiatach.

Punkt piąta wszyscy rozsiadali się na kanapach przed wygaszonym kominkiem. Louis przytulał się do boku Harrego, a Cadence siadała blisko Jolene, przyciskając do siebie ich uda lub ramiona. Sir Hallward czasem zapraszał Doriana, Rosalie – Charlotte. Śmiali się wtedy, rozmawiali o głupotach, pili herbatę i planowali wspólny wyjazd do Hiszpanii.

Tylko wieczory Cadence spędzała samotnie. Jej kochanka pojawiała się dopiero, gdy za oknem było już całkiem ciemno, a głosy na korytarzach znikały. Cały dwór zasypiał, a wtedy drzwi do sypialni młodej hrabianki otwierały się z cichym skrzypnięciem starych zawiasów. Jolene stawała w progu. Jej cienki szlafrok podkreślał kształt jej ciała. Mała lampa, którą trzymała w dłoni, oświetlała jej lewy policzek. Uśmiechała się.

- Nie wiem, jak wiele razy uda nam się zobaczyć, gdy przyjedzie hrabina.

Cadence zmarszczyła brwi na jej słowa. Nie chciała o tym myśleć. Nagie ciało Jolene poprawiało jej nastrój niemal każdego wieczoru.

- Nie patrz tak na mnie – uśmiechnęła się delikatnie. Musnęła kciukiem policzek Cadence. – Nie przyjdę naga do sypialni, którą będziesz dzielić z Harrym.

- Nawet by na ciebie nie spojrzał – parsknęła. W głębi serca była z tego powodu wściekła, ale starała się to zaakceptować. Nie mogła zmienić tego, kim był jej mąż. – Woli mężczyzn.

- Wiem, ale i tak tego nie zrobię.

- A gdyby nie miał nic przeciwko? – Cadence mruknęła, przysuwając się bliżej Jolene. Położyła dłoń na jej nagim udzie. Dziewczyna zassała raptownie powietrze, czując palce hrabianki wędrujące po jej wrażliwej skórze. – Pewnie byłby zajęty Louisem.

The tune of life || Larry StylinsonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz