29. ten zapisany w liście

71 26 127
                                    

- Harry, musimy porozmawiać.

Styles zdrętwiał, gdy usłyszał słowa swojego ojca. Właśnie wychodził ze stajni. Miał wrócić do pokoju po trzech dniach, które spędził z Louisem, śpiąc pod gołym niebem. Marzył o porządnej kąpieli i wygodnym materacu pod plecami. Choć rozstali się kwadrans temu, Harry już odczuwał brak ciepła Louisowego ciała. Już za nim tęsknił.

Wyraz twarzy starszego hrabi na nic nie wskazywał. Zmarszczki na jego czole wyglądały tak jak zawsze; usta nie zaciskały się w wąską linię. Harry nie wiedział, o co chodziło, ale po jego kręgosłupie przeszedł nieprzyjemny dreszcz. Ostatnio bał się rozmów z ojcem.

- W porządku – skinął, przełykając ciężko ślinę.

- Rozpakuj się i weź kąpiel. Czekamy na ciebie z twoją matką przy podwieczorku – dodał. Posłał mu nic nie znaczący uśmiech. Odwrócił się i wyszedł do ogrodu, odpalając grube cygaro. Harry przez dłuższą chwilę nie potrafił się ruszyć.

Drgnął dopiero w chwili, gdy John klepnął jego ramię, szepcząc „chodzi o Cadence". Potem poszedł, jakby nigdy nic, śmiejąc się do swojego brata i cmokając na najpiękniejszą klacz w stajni. Harry odetchnął, gdy sens tych słów do niego dotarł. Nie lubił tematu tej dziewczyny. Nie chciał jej poznawać, a zbliżająca się jesień sprawiała, że w każdej rozmowie z rodzicami wręcz czekał na wypowiedzenie jej imienia. Ale przez długi czas nikt o niej nie mówił – nawet jego ojciec, który przy popołudniowych herbatach próbował rozbawiać swoją żonę, proponując Harremu kolejne lekcje, tym razem z pokera.

Harry nigdy się nie śmiał. On nawet nie lubił grać w karty.

Teraz jednak sądził, że mógłby rozegrać z ojcem partię lub trzy, skoro nikt nie chciał pytać o Louisa. Bo choć Harry mógł mówić o nim godzinami, nie chciał, by o jego pięknie słuchał ktoś, kto na nie nie zasługiwał.

Na sztywnych nogach – i z wciąż nieco obolałym tyłkiem – wrócił do swojej sypialni. Rosalie krzątała się, zmieniając pościel i wietrząc komnatę. Jej uśmiech był szczery, gdy go zobaczyła. – Witaj.

- Dzień dobry, jaśnie panie – puściła do niego oczko. Harry się roześmiał. – Jak było?

- Oh... – mruknął, a znaczący uśmieszek wtargnął na jego usta. Oblizał wargi językiem, cicho chrząkając. – Nawet lepiej, niż zakładałem.

- Ah, tak? – Rosalie poruszyła brwiami. Spojrzała na niego od góry do dołu. – Na rozmowę z rodzicami załóż koszulę z wysokim kołnierzykiem.

Harry wytrzeszczył oczy, podbiegając do lustra w łazience. Dwie ciemnofioletowe plamy zdobiły jego skórę – jedna na obojczyku, druga w miejscu, gdzie szyja łączyła się z ramieniem. Louis nie pisnął nawet słowem, choć na pewno je widział, gdy o poranku poszli popływać nago w jeziorze.

- Jaki on jest? – zapytała, pojawiając się za jego ramieniem. Ułożyła białe ręczniki na marmurowej umywalce. Z wanny wydobywała się para od gorącej wody. Harry marzył, by zanurzyć ciało w odprężającej pianie.

- On?

- Oh, no ten chłopiec! Jeśli myślisz, że nie domyśliłam się, czemu czasem prosisz o tak duże śniadania, to się mylisz, drogi hrabio.

- Nagle okazuje się, że wy wszyscy wiecie o Louisie? – prychnął, wywracając oczami. Rozpiął koszulę, dostrzegając, że na piersi również widniał niewielki, ale bardzo ciemny ślad. Zagryzł wargę na ten widok.

- A więc to Louis... – wyszczerzyła się. Harry westchnął na jej chichot i szczęście zamknięte w oczach. – Od zawsze wiedziałam, że to chłopcy są tymi, którzy interesują cię w ten sposób.

The tune of life || Larry StylinsonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz