Harry grał jeszcze przez kilka minut, co chwila zerkając w stronę Louisa. Chciał wiedzieć, czy mu się podoba, czy chciałby przyjść jeszcze raz, by usłyszeć, jak brunet wciska klawisze drżącymi z nerwów opuszkami palców. Pewnie tak, przecież jesteśmy przyjaciółmi – pomyślał, zagryzając uśmiech.
Voi che sapete che cosa è amor zamarło w gęstym powietrzu, gdy Harry dostrzegł pojedynczą łzę na policzku chłopaka. On nerwowo starł ją nadgarstkiem, otwierając szeroko oczy, ale Styles już zdążył odejść od pianina i uklęknąć obok fotela.
- Louis – powiedział niemal szeptem, bojąc się przerywać ciszę, która wisiała ciężko na ich barkach. Sięgnął ręką do jego ramienia, gładząc je powoli w górę i w dół. Szatyn uśmiechnął się do niego smutno. – Co się stało? Czy to przeze mnie, bo...
- Nie – pokręcił głową, przerywając szept Harrego. – Po prostu... - urwał, a po jego policzku spłynęła nowa łza. Starł ją brzegiem koca, starając się pod nim zniknąć.
- Jesteśmy przyjaciółmi – Styles uśmiechnął się lekko – możesz mi wszystko powiedzieć. A jeśli nie chcesz, mogę cię po prostu przytulić albo przynieść filiżankę herbaty.
- Nie pogardzę uściskiem – zachichotał, i choć to wciąż brzmiało smutno, ponieważ Louis pociągnął nosem, Harry posłał mu swój najpiękniejszy uśmiech. Potem zamknął go w uścisku, wciskając się na fotel, by być blisko. Louis odetchnął w jego ramię. – Nie chcę, żeby to źle zabrzmiało, ale... zwyczajnie przykro mi, że moja rodzina nie może tego mieć, wiesz? To nie tak, że czuję żal i jestem rozgoryczony, bo mieszkam w małym domku, dzieląc pokój z siostrami. Po prostu boli mnie, że one nie mogą być tak w stu procentach szczęśliwe. Nie mogę im tego zagwarantować.
- Myślisz, że nie mogą być szczęśliwe, bo macie mniej pieniędzy? – zapytał cicho, nie wypuszczając Louisa z uścisku.
- My w ogóle ich nie mamy, Harry – westchnął, przyciskając opuszki palców do powiek, by nie wypłynęło z nich więcej łez. Wtulił policzek w szyję chłopaka i przełknął ciężko. – Dlatego mi przykro.
- Opowiedz mi o tym – szepnął. Jego dłoń delikatnie gładziła tył głowy i szyję Louisa tak, jak sam Harry lubił, gdy jego matka zamykała go w uścisku. Czuł się wtedy bezpiecznie. Miał nadzieję, że szatyn też to poczuje.
- O tym, jak kiepskie jest moje życie? – zaśmiał się sucho i gorzko. – O tym, że ledwo wiążemy koniec z końcem?
- O swojej rodzinie. O tym, jak kochasz swoje siostry, i o tym, że chcesz dla nich jak najlepiej.
- Oh... - mruknął, zaciskając uścisk na ramionach Harrego. – Więc mam cztery siostry – uśmiechnął się – Lottie, Felicite, Daisy i Phoebe. Dwie najmłodsze są bliźniaczkami.
- Wow – wyrwało się Harremu, gdy nieco opadli w fotelu, wciąż tkwiąc blisko siebie, z ramionami splecionymi wokół koca. – Dużo ich. Mam na myśli... jesteś jedynym facetem w tej gromadce. To musi być miłe.
- Jestem najstarszy, więc muszę być za nie odpowiedzialny – Louis wyszczerzył się dumnie, a brunet poczuł kolejną falę ciepła. Choć w błękitnych oczach wciąż czaił się smutek i łzawa mgła, Harry był spokojniejszy, gdy mógł go obejmować. – To nie zawsze jest proste, ale staram się być najlepszym starszym bratem.
- Z pewnością jesteś – zachichotał.
- Dzięki, Styles – wywrócił oczami i wbił palec w bok chłopaka. – Ciekawe, czy ty byś sobie poradził, gdybyś musiał ubrać kilkuletnie dziewczynki w kolorowe sukienki i rajstopy. A ich włosy? Plecenie warkoczy było dla mnie czarną magią przez wiele lat!
CZYTASZ
The tune of life || Larry Stylinson
FanfictionGraj, by kochać. Kochaj, by grać. Czyli historia o tym, jak dwóch młodych chłopców zatraciło się w uczuciu, gubiąc to, co stawało się ich rzeczywistością. #1 play #1 piano #2 passion #2 XIX