11. ten ze strachem przed ciemnością

115 31 244
                                    


Następnym razem, kiedy Louis odwiedził dworek Stylesów, Harry był bardzo podekscytowany.

- Czy coś dzieje się w wielkim świecie, chłopcze z pałacu? – Tomlinson trącił bok wyższego chłopaka, posyłając mu zawadiacki uśmiech.

Harry przesadnie na niego westchnął. Pokazał mu język, na co nigdy wcześniej nie było miejsca w jego sztywnej etykiecie, po czym zachichotał. Louis spojrzał na niego z rozbawieniem, nie bardzo wiedząc, czy powinien wołać lekarza, czy szukać schronienia.

- Nic – wzruszył w końcu ramionami, odchylając głowę do góry. Spojrzał na gołe gałęzie drzew, które pokrywały się cienką warstwą topniejącego śniegu. Kochał zimę, ale teraz bardziej kochał marzenie o długich, ciepłych dniach, które chciał spędzać na komfortowej rozmowie z Louisem.

- Więc? Chcesz podzielić się tym, co wprawiło cię w taki dobry nastrój?

- Cóż, ty – odparł bez ogródek. Wzrok wciąż miał wbity w niebo, a uśmiech szeroko rozciągnięty na policzkach, w których pojawiły się głębokie dołeczki. Louis cieszył się, że chłopak na niego nie patrzył, ponieważ jego policzki spąsowiały i zaczęły piec, gdy szybko spuścił wzrok na swoje podstarzałe buty. – Lubię spędzać z tobą czas. Lubię się tym cieszyć.

Tomlinson zagryzł wargę, zerkając na odchyloną w górę głowę Harrego. Powędrował wzrokiem w to samo miejsce, niemal stękając z radości, gdy dostrzegł, że chłopak wpatrywał się w maleńkiego ptaszka, który muskał dziubkiem swoje piórka. – Jesteś czymś innym, chłopcze z pałacu... - mruknął, nie odrywając wzroku.

- Wiem – zachichotał cicho, nie chcąc wystraszyć ptaka. – Czuję się inny. Ale wiesz, to raczej dobrze! Nie chciałbym być tacy, jak wszyscy inni.

- Nie jesteś – uśmiechnął się, dotykając dłonią ramienia Harrego, by ten spojrzał w jego stronę. – Gdybyś był tacy jak wszyscy, dawno gniłbym w lochu!

- Louis! Tu nie ma lochów! – Styles pisnął, kręcąc w rozbawieniu głową. – Dlaczego wciąż o nich mówisz? – zaśmiał się.

- Cóż – wzruszył ramionami, zerkając na ogrom domu chłopaka. – Nie wiem, co innego mogłoby się tam mieścić. To zbyt wielkie, by miało tylko kilka sypialni i salę balową.

- Kiedyś oprowadzę cię po wnętrzu – oświadczył dumnie. – Mój pokój to tylko śmieszna namiastka tego... czegoś.

- Czegoś? – Louis zmarszczył brwi. Widział, jak kąciki ust Harrego opadły, a w oczach zgasły iskierki dziecięcej radości. Miał ochotę pocałować go w czoło i wręczyć gorące kakao w jego chłodne dłonie. – Nie nazwiesz go domem?

- Dom jest tam, gdzie twoje serce – odparł, odwracając wzrok od ciężkich, ciemnych murów dworku. Ruszył wolnym krokiem w głąb ogrodu. – Ja... ja nie wiem, gdzie moje serce poczuje, że kocha.

- Twoje serce już kocha – Louis uśmiechnął się czule. Szedł blisko, a ich ramiona co jakiś czas stykały się na kilka krótkich sekund. – Kocha muzykę – dodał ciszej. – Muzyka jest twoim domem.

- Oh... - mruknął, znów zerkając na szatyna. – Nigdy nie myślałem o tym w ten sposób... Ale chyba masz rację.

- Zawsze mam rację, Harry – parsknął, trącając go delikatnie łokciem. Styles zaczepił palce na materiale jego kurtki, a Louisowe serce nieco przyspieszyło.

- Zdążyłem zauważyć – odparł miękko. W jego oczach znów pojawiły się szczęśliwe iskierki, a w policzku widniał głęboki dołeczek. Louis chciał dotknąć go palcem i sprawdzić, czy Harry zachichota mu do ucha. – Jesteś bardzo mądry. Chciałbym tyle wiedzieć.

The tune of life || Larry StylinsonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz