14. ten z ukrywanym uczuciem

91 28 314
                                    

Louis mruknął pod nosem, gdy rano obudziło go ciche pukanie do drzwi. Zdziwił się, ponieważ jego mama nigdy tego nie robiła, a on i tak częściej wstawał przed nią. To on odsłaniał ciężkie zasłony w kuchni, sprawdzał, czy w piecu nadal żarzą się węgielki, wstawiał wodę na kawę i wychodził na powietrze, by nieco się rozbudzić. Budził się przy dźwiękach śpiewających ptaków lub szczekającego w oddali psa. Nigdy nie przy pukaniu do drzwi.

I wtedy bardzo szybko otworzył oczy.

- Jaśnie panie?

Louis ledwo przełknął ślinę, czując, jak serce podchodzi mu do gardła. Nie wiedział, gdzie miałby się schować. Nie wiedział, kto stał za drzwiami. I nie rozumiał, czemu nikt nie mówił tu do Harrego po imieniu.

- Harry – szepnął tak cicho, jak tylko potrafił. Wszedł bezszelestnie na łóżko chłopaka, dotykając delikatnie jego ramienia. – Harry, obudź się.

Styles mruknął, lgnąc do ciepłej dłoni. Przysunął się bliżej Louisa. – Hm?

- Wstał pan? – Louis znów poczuł, jak oblewa go pot, gdy dziewczęcy głos przedzierał się przez drzwi. Serce waliło mu tak głośno i ciężko, że cały drżał.

- Mhm – Harry jęknął sennie, uchylając jedną powiekę. Uśmiechnął się na widok starszego chłopaka, który siedział blisko jego policzka. – Wstałem.

- Przynieść śniadanie?

- Poproszę – odparł, nie odwracając wzroku od Louisa. Sięgnął dłonią do jego kolana i delikatnie je pogładził. – Tylko duże. Nie jadłem wczoraj kolacji.

- W porządku – dziewczyna odparła ze śmiechem. Tomlinson wciąż nie rozumiał, co się działo. – Kawa?

- Znasz mnie – zaśmiał się, znów zamykając oczy. Wtulił się w poduszki i popchnął szatyna, żeby położył się obok. – Dziękuję, Rosalie.

- Będę z powrotem za kwadrans, jaśnie panie.

Louis odetchnął, gdy usłyszał kroki, które za kilka sekund całkowicie ucichły. – Umrę tu kiedyś na zawał – sapnął. Jego głos wciąż nie był głośniejszy od szeptu, ale serce powoli się uspokajało. Cóż, przynajmniej do czasu, kiedy Harry przerzucił ramię przez jego talię.

- Wybacz, Lou – mruknął, opierając czoło o jego ramię. – Zapomniałem o niej. I nie spodziewałem się, że zaśniemy – zachichotał.

- Cóż, twój fotel jest niezwykle wygodny.

- Mhm, masz rację – wymamrotał, a jego chrypka błogosławiła uszy Louisa. Chciał jej słuchać przez całe swoje życie. – Ale łóżko jest wygodniejsze. Gdyby nie to, że nie chciałem cię budzić, kazałbym spać ci tutaj.

- Oh, cokolwiek jasny pan zechce – parsknął, dźgając palcem policzek Harrego. – Ale nie powinno mnie tu być. Ty masz swoje zajęcia, a ja nie mogę ci przeszkadzać. I nie chcę, by ktoś mnie zauważył... miałbyś kłopoty.

- Pewnie tak – zgodził się, a miękki śmiech osiadł w dole jego gardła. – Ale polubiłem ryzyko. Kocham ten dreszczyk emocji.

- Tak długo, jak nie skończę w lochach, mogę to zaakceptować – zaśmiał się i wstał. Harry od razu się skrzywił i wbił w niego niezadowolone spojrzenie. – Co?

- Gdzie idziesz?

- Do domu? – Louis wzruszył ramionami, opierając się biodrem o etażerkę przy łóżku chłopaka. Skrzyżował kostki i posłał Harremu uśmiech. – Przecież spotkamy się już jutro. Musisz wpaść do mamy i dziewczynek.

The tune of life || Larry StylinsonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz