8. ten, który wie, czym jest miłość

113 34 131
                                    

Harrego dopadł katar, gdy następnego dnia próbował podnieść się z łóżka, wciąż czując przenikliwy chłód w swoich stopach i zdrętwiałych palcach. Jednak to wszystko było warte spaceru z Louisem, który nie był zbyt długi, ponieważ starszy obawiał się o zdrowie Stylesa, kręcąc z niezadowoleniem głową, gdy zaczął pociągać nosem. Harry nic sobie z tego nie robił, i choć po kilkunastu minutach jego palce odmawiały współpracy, a narzuta nie dawała ciepła, zsuwając się z jego ramion, dzielnie kroczył obok Louisa, rozkoszując się jego głosem i wolnymi krokami w śniegu. Rozmawiali tylko o pianinie, przez co obaj szeroko się uśmiechali i rozmyślali o pięknych dźwiękach klawiszy.

Harry obiecał wtedy ''następnym razem zagram dla ciebie'', uśmiechając się czule, gdy klepał przyjaźnie ramię Louisa. Ten odprowadził go pod samo okno, podając chłopakowi lampę, gdy już bezpiecznie stał wewnątrz swojego pokoju. Przysiągł, trzymając ze śmiechem rękę na piersi, że przyjdzie w czwartkowe, późne popołudnie i z przyjemnością posłucha, jak Harry gra.

Później odwrócił się, machając przez ramię na pożegnanie, ale zawrócił, gdy usłyszał głośne ''czekaj!'', przysłonięte chichotem zmarzniętego Harrego. Stłumił więc śmiech w swojej rękawiczce, i podszedł z powrotem do okna, opierając się o parapet. Styles się uśmiechnął i wcisnął w jego ręce lampę naftową, mówiąc, że miałby wyrzuty sumienia, gdyby Louis szedł w takich ciemnościach. Obaj szeroko się do siebie uśmiechnęli, gdy ich dłonie na chwilę się dotknęły, po czym szatyn naprawdę poszedł, odwracając się co jakiś czas przez ramię, by spojrzeć w okno Harrego.

Nic nie potrafiło sprawić, że chłopak przestawał o tym myśleć.

Gdy wstał na śniadanie, rozmyślał o chłodzie na swoich ramionach, który czuł również podczas spaceru z Louisem. Gdy założył ciepłe, wełniane skarpetki, przypomniały mu się przemoczone i oblepione śniegiem kapcie. Gdy zaczęła się lekcja francuskiego, powtarzał sobie w głowie ''Lou-ee", zastanawiając się, czy chłopak miał członków rodziny, którzy żyli w Paryżu.

I myślał o nim, gdy grał na pianinie, uśmiechając się pod nosem na myśl o tym, że środa minie mu szybko, a on niedługo spotka się z Louisem. Planował zaprosić go do pokoju, wręczyć kubek kawy i grać tak długo, jak tylko będą chcieli. Później zapyta go o przyjaźń, pytając, czy aby na pewno jest dobrym materiałem na przyjaciela. Potrafił sobie wyobrazić krótki śmiech chłopaka, który na pewno będzie towarzyszył tej chwili, a jego klatka piersiowa rozgrzała się przyjemnym ciepłem.

Był w swoim świecie i dopiero dłoń lorda Hallwarda, która zatrzymała jego nadgarstek przy białych i czarnych klawiszach, przypomniała Harremu o rzeczywistości.

***

Louis był zestresowany, gdy przeskakiwał przez płot posesji państwa Styles. Bał się, że ktoś go zobaczy i tym razem nie będzie tak dobrze jak z Harrym, a jego wtrącą do zimnego, wilgotnego lochu. Co prawda nie wiedział nawet, czy w małym pałacu chłopaka takie lochy w ogóle istniały, ale jego wyobraźnia była wystarczającym ostrzeżeniem. Poza tym zetknięcie się z wysokim, postawnym i brutalnym ochroniarzem, który na pewno uzbrojony był aż po zęby, nie było marzeniem Louisa.

Dlatego starał się być niewidoczny, idąc kroczek po kroczku i ukrywając się pod najgęstszymi krzewami. Unikał nawet suchych gałęzi, na które mógłby stanąć i zrobić hałas. Na dworze panował gwar i Louis mógł usłyszeć głośne rozmowy z kuchni oraz pokoju na piętrze, ale i tak się bał, że choćby głośniejszy wydech zwróci na niego uwagę.

Poprzednim razem, gdy odwiedzał Harrego, było całkowicie ciemno. Cały dwór wydawał się być pogrążony snem, a Louis czuł się nieco pewniej, gdy ukrywał się w mroku nocy. Teraz, gdy zegarki nie wskazywały jeszcze osiemnastej, niebo było szare i jasne, oświetlając ogród białym światłem, które odbijało się od śniegu. Szatyn wiedział, że był niemal nagi, nie mogąc nagle zniknąć na białym tle. Jego serce biło przez to trzy razy szybciej, a oddech nieco wiązał się w jego gardle. Pocieszał się jedynie tym, że do pokoju Harrego nie było daleko, a duże okno było uchylone.

The tune of life || Larry StylinsonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz